wtorek, 22 października 2013

Rozdział 10

Cześć!
Niedługo powinnam skończyć inny projekt, więc znajdę więcej czasu na pisanie w weekendy, co skutkuje tym, że w miarę regularnie powinny pojawiać się nowe części. Trzymajcie kciuki! :)
Dziękuję bardzo za ostatnie komentarze. Miło mi je poczytać, bo nowa polonistka sprawia, że wątpię, czy moje bazgroły mają sens.
Zauważyłam, że szczególnie spodobały się retrospekcje, więc postanowiłam pisać je częściej, jednak zaznaczam, iż nie będą uporządkowane chronologicznie.
Wydaje mi się, że jak na jeden rozdział zdradziłam za dużo, ale to już dziesiątka, nie wypada zwlekać.
Do napisania!

_____________________________________


Retrospekcja

01.02.2014r.

- Gdzie jest ten piąty?!
Zdenerwowany fotograf kręcił się po niewielkiej hali zdjęciowej. Zielone ściany przytłaczały swoją jaskrawością, a atmosfera jeszcze bardziej przyprawiała człowieka o ból głowy.
- Nazywa się Louis – Liam westchnął poirytowany. Wyjął komórkę z kieszeni płaszcza. – Zadzwonię, na ogół się nie spóźnia.
- Nie obchodzi mnie, co się dzieje na ogół, musimy zaczynać sesję, a Lewis nie jest nawet ucharakteryzowany!
- Louis…
- Zluzuj majty – Malik warknął pod nosem, siadając na oparciu czerwonej kanapy. – Wszystko w porządku? – zmierzył przyjaciela zmartwionym spojrzeniem.
Harry wzruszył ramionami, wyglądając przez okno. Przez panującą ulewę trudno było cokolwiek dostrzec. Siedzieli w ciszy, obserwując kroczącego po korytarzu Payne’a.
- Nie odbiera.
Wiązanka solidnych przekleństw w języku hiszpańskim wymsknęła się z ust ich dzisiejszego pracodawcy.
- Zaczniemy – Niall przejął inicjatywę. – Skoro każdy ma mieć swoją okładkę, po co marnować czas – udał się za charakteryzatorką, bezsłownie mówiąc do chłopaków „Nie podoba mi się to”.
Liam zagryzł wargę, spojrzenie także utkwił w deszczu bębniącym o szyby.
- Wyjrzę na zewnątrz – Harry wstał, naciągając kaptur na głowę.
Zayn powtórzył jego ruchy, rzucając w Liama kurtką. Porozumiewawczo doszli do wniosku, że Harry nie może wyjść sam.
Podnieśli ogromne garażowe drzwi, na klęczkach przeciskając się przez utworzoną szparę.
Siarczyste krople w ciągu kilku sekund zmoczyły im włosy. Wszechobecna woda utrudniała widoczność, zagłuszając wszystko głośnym szumem. Zayn, Liam i Harry zatrzymali się przy frontowej bramie wychodzącej na rozległą drogę. Studio umieszczono na kompletnych przedmieściach.
- Samochodu wciąż nie ma – Malik rozejrzał się uważnie, tworząc nad oczami coś na kształt daszku z dłoni. – Wracajmy.
- Nie – Harry szepnął, wyciągając telefon.
- Zgłupiałeś?! Zepsujesz go!
Ignorując przyjaciół, Styles otworzył wjazd, kierując się w stronę pobliskiego lasu.
- Harry? Harry! Na miłość boską!
Słyszał za sobą kroki, więc wciąż za nim podążali, choć z pewnością uważali go za wariata.
- Harry!
- Jedzie moim autem! – odkrzyknął, odwracając się. Poświecił Iphonem po twarzach chłopaków.  – Mogę go namierzyć! Od 10-u minut się stamtąd nie ruszył! – wskazał czerwony punkt niedaleko miejsca, w którym się znajdowali.
Nie tracąc ani minuty dłużej, puścili się biegiem wzdłuż krzywej ścieżki. Rozchlapywali błoto, niszcząc specjalnie skrojone do zdjęć garnitury, jednak zdawali się kompletnie o tym nie pamiętać. Niepokój przyćmił racjonalne myślenie.
Liam, z najlepszą kondycją, przewodził sztafecie, lecz kiedy nagle stanął i po prostu patrzył, Harry mimowolnie zatrzymał się parę metrów za nim. Dlaczego nie idzie dalej?
Zayn zareagował najszybciej. Wyminął Payne’a, wpadając w słabo widoczne zarośla.
- Harry, telefon!
Liam w końcu ożył. Wydzierając mu sprzęt z ręki, pchnął skostniałego Harry’ego na skraj drogi. Bojąc się wyjrzeć za kępę drzew, Styles spokojnie i powoli kroczył w ciemności.
A potem zauważył ślady opon wyryte w podłożu. Szedł za nimi, póki nie urwały się  w wodnistym bagnie. Wytężył wzrok, napotykając przeszkodę psującą krajobraz. Samochód. Jego samochód obkręcony wokół pnia.
- Pomóż mi! – Zayn pojawił się znikąd, ciągnąc za sobą coś, co wyraźnie sprawiało mu ciężar.
Był cały siny, przemoknięty i umorusany błotem, a najgorsze, że leżał bezwiednie, nie wykonując nawet najmniejszego ruchu.
I wtedy Harry zrozumiał.

- Jeszcze jedna kolejka! – Liam wydął dolną wargę, starając się przekrzyczeć dudniącą muzykę.
- Ja dziękuję – Zayn czknął głośno, opierając się o ladę. – Perrie mnie zabije.
- Pantoflarz – Payne prychnął, jednak uśmiechnął się zawadiacko. – A ty, Harry?
- Wiesz, że nie piję.
Liam przeklął pod nosem, marszcząc czoło. – Gafa. Wybacz.
Był już nieźle wstawiony, podobnie jak reszta chłopaków, więc to jak zwykle na Harrym spocznie obowiązek odstawienia wszystkich do domu w jednym kawałku.
- A ja się napiję! – Niall uderzył pięścią w blat. – I nawet ja przyniosę! – chwiejnym krokiem zszedł ze stołka i niezdarnie ruszył w stronę baru.
- I to mi się podoba! – ucieszył się Liam, mierzwiąc blond włosy przyjaciela.
Swojego czasu imprezowanie i dyskoteki wchodziły w codzienność życia „one direction”. Z czasem stali się przysłowiowymi nudziarzami, zaszywającymi się z gazetą przed telewizorem. Tym chętniej przystanęli na propozycję Liama, kiedy zaoponował skromne spotkanie w klubie.
- Biedny Horan – Zayn pokręcił głową. – Wciąż ma słabą tolerancję alkoholu.
- Jak ty za starych dobrych lat – Payne zachichotał, wypinając się na środkowy palec wymierzony w jego kierunku.
Harry uśmiechnął się. Przysłuchiwał się przekomarzaniu Zayna i Liama, od czasu do czasu upijając łyk coli.
Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek zabawi się z nimi na potańcówce. Obserwując z ukosa młodych ludzi, ocierających się o siebie na parkiecie, nie do końca wiedział, co tak imponowało mu w tych wyzywająco ubranych blondynkach. Kiedyś chętnie bliżej zapoznałby się z którąś z nich, teraz miał ochotę obdzwonić ich matki, pytając, czy zdają sobie sprawę z zachowań własnych dzieci.
- I gdzie moja kolejka, dzieciaku?
Niall wrócił bez zamówienia, wytrzeszczonymi oczami lustrując Liama, jakby widział go pierwszy raz.
- Ja chyba powinienem iść do domu. Mam halucynacje.
Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. Speszony Horan, machnął ręką, wykradając z miski trochę paluszków.
- A co widziałeś? Demi prawiącą ci kazanie? – Zayn parsknął, przechylając kieliszek do dna.
Niall zaprzeczył, przeżuwając powoli.
- Gorzej – stracił równowagę, podpierając się o ramię Liama, którego nikt nigdy nie widział zalanego, choćby pijał litrami. – Widziałem Lou.
Atmosfera natychmiast uległa zmianie. Zayn i Harry nie przyjęli tego zbyt emocjonalnie, jednak Liam nie był obecny przy ich wcześniejszych rozmowach. Nie przywykł do wymawiania tego imienia.
- Taa, chyba serio czas na paciorek i sen - Payne poklepał go po ramieniu, zabierając kluczyki. – Styles, prowadzisz.
Harry narzucił kurtkę, kończąc swój napój.
- Odstawię naczynia, czekajcie na dworze.
Przecisnął się między napalonymi gówniarami, zostawiając szklanki w miejscu do tego przeznaczonym.
- Jeszcze raz to samo!
Odwrócił się instynktownie, wyczuwając znajomy ton.
Przy młodej kelnerce, szykującej kolorowy drink, stały cztery dziewczyny.
- Panno Calder, ostatnio często się spotykamy.
- Harry!
Brunetka objęła go przyjaźnie, obdarowując przy tym buziakiem w policzek.
- Cieszę się, że cię widzę. Ponownie! – podkreśliła, rozglądając się za kimś.
- Mam nadzieję, że nie pijesz.
- Coś ty! – prychnęła, siadając i zsuwając z nóg wysokie obcasy. – Poszaleję sobie, jak już odwiedzę porodówkę.
Harry uśmiechnął się, oglądając się za drzwi.
- Przepraszam, ale muszę lecieć. Chłopaki czekają przy aucie.
- Chłopaki?
Przytaknął.
- Liam, Zayn i Niall są ze mną.
Mało brakowało, by Eleanor pisnęła z radości. Jej pozytywna energia zarażała.
- Tak dawno nie spotkaliśmy się w komplecie.
- Uwierz, to także mój pierwszy raz od paru lat – zachichotał. – A może… Może wpadniesz do nas? Mieszkam chwilowo u Zayna i zostanę jeszcze parę dni.
- Chętnie! – klasnęła z podekscytowania, przejmując od kelnerki szklankę soku. – A co sprawiło, że zawitałeś w dawne progi, panie „Londyn jest dla mnie za duży, przeprowadzę się na zadupie”? – zrobiła cudzysłów z palców, przytaczając słowa, które kiedyś sam wypowiedział.
- Długa historia – westchnął.
- Panie i panowie! Uwaga! – mężczyzna w seledynowym płaszczu i czarnych okularach wyskoczył na środek niewielkiego podestu. – Proszę o uwagę!
- Załatwiłyśmy przyjaciółce striptizera – szepnęła Eleanor, ciągnąc Harry’ego za mankiet.
Styles tylko pokręcił głową w niedowierzaniu. Cała Calder.
- No co? Panieńskie ma się raz w życiu!
- Miłej zabawy. Nie mam zamiaru tego oglądać – Harry przeżegnał się, zagryzając wargę. Eleanor zaśmiała się, jeszcze raz go przytulając.
- Zdzwonimy się.
- Jasne. Do zobaczenia.
Podążając przez tłum, kierował się do wyjścia, mijając rozentuzjazmowane dziewczyny, które z pewnością wiedziały, co się święci.
Który z tych durniów wymyślił, żeby pić w klubie ze striptizem?
Nie zwracał większej uwagi na monolog śmiesznego faceta na scenie, jednak końcówka wypowiedzi zainteresowała go do tego stopnia, że zatrzymał się, marszcząc brwi w konsternacji.
- Poproszę o ogromne brawa dla naszych najlepszych tancerzy, ze szczególnymi życzeniami dla niejakiej Meredith! Przyjaciółki cię ubóstwiają! - uśmiechnął się nieszczerze. - Przed państwem Tony, Andrew, Sam i Leighton!

- I jak?
Jackson Morrison opierał się o kontuar na zapleczu, wyczekująco nastawiając dłoń. Mężczyźni oddali mu pieniądze, wycierając spocone ciała ręcznikami.
- Co tak mało?!
- Wieczór panieński całkiem dojrzałej laski, żadna nie chciała odpłynąć.
- Mam nadzieję, że proponowaliście dyskretnie – warknął, opuszczając garderobę. – Moment – przystanął, kartkując banknoty. – Gdzie-jest-Pevense…
Wycedził każde słowo, zaglądając w głąb pomieszczenia. Spojrzenie utkwił w wysokim, postawnym brunecie. Jego silne ramiona zdobiły tatuaże, gdzieniegdzie świeciły się srebrne kolczyki.
- Nie jesteś Leightonem – zdjął z jego twarzy hełm strażacki, stanowiący element stroju. – Miałem nie zauważyć?! – wykrzyknął, odpychając od siebie nieznanego chłopaka. – Gdzie jest Leighton?!
- Musiał coś załatwić, szefie.
- Nie obchodzi mnie to. Przyślijcie gnoja, jak się pojawi – obrócił się na pięcie i wyszedł.

Tej nocy także Liam rozgościł się w willi Malików. Ktoś musiał mieć oko na upitego Horana, a Harry i Zayn woleli spać z własnymi rodzinami.
Harry opróżnił butelkę wody, wrzucając ją do kosza na śmieci. Dochodziła trzecia, więc idąc do pokoju, starał się zachować spokój. Mijając sypialnię, chcąc niechcąc, doleciały go głosy przyjaciół.
- Powiedziałeś Liamowi?
- Tak, kiedy Harry został w środku. Jest na bieżąco.
Zdezorientowany Styles spojrzał przez uchylone drzwi, dostrzegając Zayna i Perrie pochylonych nad Sophią, która najwyraźniej obudziła się na pierwsze śniadanie.
- Szkoda mi ich.
- Judith jest szmatą.
- Zayn! – blondynka skarciła go spojrzeniem, wracając do kołysania córki. – Nie wysnuwaj pochopnych wniosków.
- Nie będę jej bronił.
- Ale Judith, odkąd jest z Harrym…
- Była.
- Była, jest, nieważne. Stała się naszą częścią. Rozmawiałam z nią. Nie wiesz, jak źle było między nimi – pokręciła głową. – Po prostu pomóżmy im ze sobą rozmawiać. Jeśli nie dla niej, pomyśl o Harrym. Albo o Leo. Bądź co bądź, uciekł, bo mocno to przeżył.
Malik zagryzł wargę, obejmując Perrie ramieniem.
- Zayn?
- Babska solidarność – prychnął. - Okej – podniósł dłonie w poddańczym geście.
Perrie uśmiechnęła się, cmokając go w policzek.
- Mam nadzieję, że Harry nie pił.
- Skarbie, idź już spać, dobrze? – Zayn strzelił młynka oczami, ironizując nad opiekuńczością swojej żony.
Widząc, że Perrie wychodzi, Harry szybko odsunął się od drzwi, znikając w najbliżej położnym pokoju. Nie chciał zostać nakryty. Czuł się źle z podsłuchiwaniem, lecz nie potrafił się powstrzymać.
- Wszystko okej? – cichy szept Leo dobiegł z drugiego końca pomieszczenia.
Harry obrócił się przestraszony. Wylądował w pokoju Jayden’a, gdzie od niedawna nocowały wszystkie dzieciaki.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić – podszedł bliżej łóżka, na którym cisnął się Leo i Jayden. Obok, na materacu, pochrapywała Vivienne.
- Nie obudziłeś. Nie umiem przywyknąć do płaczących dzieci – chłopiec potrząsnął głową. – Już nie chcę mieć rodzeństwa.
Harry przygryzł wargę, powstrzymując śmiech. W natłoku ciągłych wydarzeń, Judith raczej nie powiedziała mu, że powinien się przyzwyczaić.
- Już późno, spróbuj zasnąć.
- A mogę mieć jedno pytanie?
- Biorę to na klatę.
Leo usiadł, bawiąc się palcami.
- Możemy tu jeszcze pobyć? Jest miło i głośno, ale w pozytywnym sensie. Nie śmiej się, ale...  Ale chyba tak wygląda rodzina, tato.
Harry poczuł przyjemne ukłucie w sercu, kiedy usłyszał te słowa. Poniekąd cieszył się, że syn powiela jego uczucia.
- Jasne, że możemy. Ale po powrocie od razu nadrabiasz zaległości szkolne.
- Dziękuję! – chłopiec przytulił go mocno, aż drżąc z podekscytowania.
- Cii! Obudzisz resztę. A teraz szoruj spać. Zabieram cię jutro na wycieczkę, musisz zobaczyć parę rzeczy.
- Tylko my?
- A chcesz?
Malec przytaknął.
- Więc tylko my.
Harry poczochrał loki dziecka, otulając go kołdrą.
- Dobranoc, młody mężczyzno.
- Dobranoc.

Dochodziła czwarta rano, a Harry wciąż kręcił się z boku na bok. Nie potrafił znaleźć dogodnej pozycji do snu, co doszczętnie go irytowało.
Niespodziewanie cichy odgłos wiadomości tekstowej rozbrzmiał w małej sypialni. Zdziwiony uniósł się na łokciach, a kiedy przywyknął do mocnego światła wyświetlacza, odczytał na głos.

Od: Leighton
Do: Harry

Nie sądziłem, że lubi pan imprezować, panie Styles.

Skonsternowany odpisał od razu.

Do: Leighton
Od: Harry

Nie sądziłem, że pisanie wiadomości o tej porze leży w granicach przyzwoitości, panie Pevense. Byłeś dziś w „Jacksonville”?

Skarcił się w duchu – po jaką cholerę go o to pyta.

Od: Leighton
Do: Harry

A jednak wiem, że cię nie obudziłem. Nie mam pojęcia, czym jest „Jacksonville”.

Zdziwienie jeszcze bardziej zaniepokoiło Harry’ego. Więc skąd wie o imprezie.

Do: Leighton
Od: Harry
Nie rozumiem.

Od: Leighton
Do: Harry

Moja konsternacja była identyczna, kiedy pojawiłeś się na okładce dzisiejszej gazety.

I wszystko jasne.

Do: Leighton
Od: Harry

Mam bujną przeszłość, panie Pevense.
Chciałbym spotkać się z panem w sprawach zawodowych na początku przyszłego tygodnia, jeśli to możliwe.

Wyślij. Nie, stop. Dobra, wyślij.
Sam nie wierzył w to, co robi. Czy właśnie pisze o pracy ze swoim… Nawet nie był jego znajomym. Był Leightonem. Leightonem o pięćdziesięciu osobowościach.
Boże. Czy on właśnie porównał swojego bezczelnego podopiecznego do „50 Shades of Grey”?

Od: Leighton
Do: Harry

Zobaczymy, co da się zrobić.
Słodkich snów, Harry.

Harry rzucił telefon na biurko, ponownie zatapiając się w pościeli.

Dupek…



nie mogłam się powstrzymać (:

środa, 9 października 2013

Rozdział 9

Witajcie, najwierniejsi i najcierpliwsi ludzie na świecie!
Liceum to zło i zabieracz wszelkiego czasu. Znalazłam dziś chwilkę na przygotowanie dla was czegoś, co ośmielam się nazwać rozdziałem. Nie pobiłam limitu Worda, ale zapchałam tekst akcją, przynajmniej taką mam nadzieję. Trochę się dzieje, ale wciąż do końca nic nie wiadomo. Jestem okrutna! :)
Dziękuję za to, że niektórzy z was wciąż komentują. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam to czytać!



jaki słodki Hazza! :)

_________________________________


Retrospekcja

Niedziela, 04.07.2011r.

- Leonardo Dicaprio w „Incepcji”!
Harry przecząco pokręcił głową, biorąc ze stołu chusteczkę higieniczną. Obwiązał ją sobie na lokach, wykonując dziwne ruchy ręką.
- Wiem, wiem! – Niall z radości zrzucił pilot na podłogę. – Caroline Flack  na emeryturze!
Styles zrobił młynka oczami, ignorując rechot pijanego Malika.
- Kapitan Jack Sparrow.
- Nareszcie! – Harry zdjął z głowy serwetkę, wciskając się między Liama i Zayna.
- Louis wygrał, więc… - Liam wypełnił kieliszek przezroczystym płynem. – Twoja kolej!
Tomlinson jednym haustem pozbył się całej zawartości naczynia.
- Dopiero się rozkręcam – mrugnął w stronę Harry’ego, zajmując jego miejsce na środku pokoju. – Kategoria brzmi... – zamyślił się na moment. Jego niebieskie oczy rozbłysły triumfalnie. – Celebryta.
- Jeśli kolejny raz mówicie o Caroline, to…
Zayn ponownie wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Wyprawy do Stanów działały na niego imprezowo – przesadzał z alkoholem i często kończył w klubach, wieczorem skruszony spowiadając się Perrie na skypie.
- Damn it! – Louis zagryzł wargę, ignorując język wystawiony w jego stronę. Uwielbiał żartować z byłych Harry’ego.
Po chwili rozglądania się po apartamencie Payne’a, wyciągnął zza komody niewielką miotłę i wskoczył na stół zapełniony brudnymi talerzami.
- Cholera, to musi być Niall!
- Zdecydowanie!
- Co? – Horan prychnął poirytowany. – Wcale tak nie wyglądam!
- Tsaa – Louis westchnął głośno. – Teraz ty! – podsunął blondynowi wódkę pod nos i z powrotem wylądował na sofie. Oparł się o ramię Harry’ego, rozkładając nogi na długość całej kanapy. – Lubię takie wieczory.
- Ja też – Harry przeczesał dłonią włosy. – Ale nie kiedy zapijasz smutki.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Boże, Zayn! – Niall i Malik tarzali się po dywanie, odtwarzając niecenzuralne sceny z „Titanica”.
- Nie udawaj – Styles zignorował przyjaciół, próbując złapać spojrzenie Tomlinsona. – Co się stało?
Louis przez długie minuty wpatrywał się w sufit. Skrupulatnie dobierał słowa, starając się nie wyjawiać za wiele.
- Co byś zrobił, gdyby całe twoje dotychczasowe życie okazało się fiaskiem?
- A możesz przestać gadać frazesami?
- Jesteś nieletni, zostaw tego Jacka Danielsa! – Liam biegał za Malikiem, próbując wyrwać mu butelkę z rąk.
- Odpowiedz – Louis usiadł po turecku, przypatrując się Harry’emu. 
- Nie, to nie jest śmieszne. Zmartwiłeś mnie.
- Ja wcale nie żartuję.
Harry ułożył usta w cienką linię.
- Dlaczego uważasz, że twoje życie jest fiaskiem?
- A czy ja powiedziałem coś takiego?
- Louis!
- Nieważne, nie było tematu.
Tomlinson machnął ręką i mijając grupkę śmiejących się przyjaciół, wyszedł na balkon. Zdenerwowany Harry ruszył za nim.
- Nie skacz, Harry, nie skacz!
Styles tylko westchnął. Przyzwyczaił się do głupot, które Zayn miał w zwyczaju mówić po pijaku. Wyszedł na przestronny taras. Widok z penthouse’a robił wrażenie – w takich chwilach warto doceniać sławę i pieniądze.
- Louis?
Brunet opierał się o barierkę, obserwując pojedyncze smugi światła rozjaśniające niektóre okna sąsiedniego wieżowca.
- Możesz dać mi spokój? – rzucił przez ramię.
- Wiesz co? Jesteś nie do zniesienia. Wyskakujesz z czymś wielkim, a potem tak po prostu ignorujesz sprawę.
Kiedy Harry chciał już odejść, dotyk ciepłej dłoni na nadgarstku zatrzymał go w miejscu.
Między szybkim krokiem a czymś w rodzaju „Chrzanić to” z ust Louisa, nie było czasu na racjonalne przemyślenia.
Louis Tomlinson pocałował swojego przyjaciela Harry’ego Stylesa, który zamiast dać mu w twarz, pocałunek najzwyczajniej w świecie odwzajemnił.


Pogoda od dawna nie prezentowała się tak obiecująco. Pomimo kilku niewielkich chmur, słońce rozświetlało wciąż mokre po wczorajszej ulewie chodniki Kensington Gardens.
Harry, Niall i Zayn z dzieciakami przechadzali się przy fontannach.
- Tato, kiedy sobie pójdą? – córka Horana z nieufnością obracała się za siebie.
- Mi kiedyś jeden dał lizaka.
- Taa – westchnął Zayn. – I wtedy to Jayden sprzedał papparazzim zdjęcie Sophie. Dzięki, synu.
Niall westchnął głośno.
- Nie martw się, porobią trochę zdjęć i się zmyją – wzruszył ramionami. – Zgubimy ich, jak wejdziemy w ten tłum ludzi.
- Po co w ogóle to robią? – dziewczynka pokręciła głową. – Skąd cię znają?
- Kiedyś ci opowiem.
- Tylko pomiń zaloty do dziennikarek – parsknął Zayn, otrzymując w odwecie solidny kuksaniec w żebro.
- Boże, ja tu trzymam niemowlę! – zachichotał, opierając się o ramę wózka dziecięcego.
- Co to są zaloty?
- Dezorientujesz moje dziecko!
- Tato, mogę? – Jayden pociągnął Malika za rękaw, palcem pokazując niedaleki plac zabaw.
- Biegnijcie, dogonimy was.
- Niespożyta energia – westchnął Harry, wypuszczając z rąk dłoń Leo, który ruszył za przyjaciółmi.
- Zawsze chciałem, żeby tak było.
Zayn i Harry zmarszczyli brwi.
- Wiecie – Niall wzruszył ramionami. – Nic sentymentalnego. Po prostu… - zmieszał się. – Nasze dzieci bawią się razem. Wszyscy jesteśmy jedną wielką ferajną. Nie sądziłem, że tak będzie. Kiedyś sądziłem, ale potem… - odkaszlnął znacząco, rozglądając się na boki.
Malik jedynie spojrzał na Sophię śpiącą w swojej pomarańczowej spacerówce.
- Nie rozpadnę się na tysiąc kawałków, jeśli to powiesz. Tak, po śmierci Lou też w to zwątpiłem.
Horan pokrzepiająco uśmiechnął się do Harry’ego.
- Przepraszam. Ja tylko…
- Rozumiem – włożył ręce w kieszenie ciasnych jeansów. – Na waszym miejscu też bym się siebie bał.
- To nie tak – Zayn zaprotestował. – Przeżyłeś to bardziej, sprawa jest oczywista. Wszyscy ponieśliśmy stratę, tylko…
- Tylko nie sądziliśmy, że po tylu latach to wciąż będzie tak żywa sprawa – dokończył Niall.
- I że wciąż będziemy tęsknić tak samo. Czas nie leczy ran - Zayn wyjął spod wózka paczkę Marlboro. – Chcecie?
Obaj zrezygnowali, przejmując od Zayna Sophię, podczas gdy mulat oddalił się jak najdalej od bawiących się na huśtawkach dzieci.
- Jestem okropny – Harry zagryzł wargę. – Zaklepałem sobie rolę cierpiętnika, nie zastanawiając się nawet, jak moim najbliższym może być ciężko.
- Harry, wszystko okej.
- Nie, Niall. Przyjąłem do wiadomości to, co powiedziałeś mi ostatnim razem. Byłem wtedy zbyt zamroczony, by to obiektywnie odebrać. Ale odkąd pojawił się Leighton, zrozumiałem…
- Leighton?
- Kim jest Leighton? – Malik dołączył do chłopaków. – Imię dla dupka.
Harry uśmiechnął się sarkastycznie.
- Leighton jest klonem Louisa – przysiadł na drewnianej ławce, wypatrując syna wśród przedszkolaków. – To ten chłopak, na którego wpadliśmy w parku.
- Znalazłeś go? – Niall wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
- Czuję się wykluczony – jęknął Zayn.
- Po naszej zmowie pojechałem do Harry’ego.
- A jednak!
- Cicho, Styles. – blondyn trzepnął go w ramię. – Wpadliśmy w parku na chłopka, który, śmiej się lub nie, wygląda kropka w kropkę jak… Jak Louis. Po prostu jak Louis. Gdyby nie tyle tatuaży i kolczyków – Horan zadrżał, jakby próbował odgonić natrętne myśli. – Bardzo dziwne.
- Niemożliwe.
- Nazywa się Leighton Pevense i nie dość, że wygląda jak Louis, to jeszcze zachowuje się jak on.
Zayn i Niall wymienili zdziwione spojrzenia.
- Okazało się, że mój nowy podopieczny to klon Louisa. Przypadki chodzą po ludziach.
- To chore.
Harry prychnął.
- A żebyś wiedział, Malik, a żebyś wie…
- Kółko samotnych ojców?
Wysoki brunet uśmiechnął się, zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne. Biała koszulka bez rękawów uwydatniała mięśnie chłopaka, a ciemne jeansy dodawały odważnego wizerunku.
- Liam!


Dym papierosowy wypełniał duszne pomieszczenie. Pokój skąpany w mroku bordowych barw pachniał tytoniem, potem i damskim Chanel Paris.
Chłopak stał podparty o pokrowiec z gitarą. Obserwował obrazy na ścianach prezentujące odważne sceny między dwiema kobietami.
Pomimo klimatów, które uwielbiał, „Jacksonville” odstraszało go kapiącym zewsząd erotyzmem. Miał wrażenie, że nawet wzory wykute w dębowym biurku szeptały do niego sprośne komentarze.
- Pevense, kopę lat! – otyły mężczyzna w ciemnych okularach wyjął z ust niedopałek. Wziął drobnego chłopaka w męski uścisk, gestem wskazując mu krzesło.
- Nie, ja tylko na chwilę – wyjął z plecaka portfel, przeliczając funty. – Sześćdziesiąt procent. Tak, jak obiecałem.
- Noo – mężczyzna raz jeszcze przekartkował banknoty, chowając je w wewnętrznej kieszeni marynarki. – Lubię robić z tobą interesy, Pevense. Kiedy wracasz do Londynu?
- Właśnie o tym chciałem pogadać, ale to może innym razem.
- Siadaj na dupie i mów od rzeczy.
Brunet oblizał spierzchnięte usta, znajdując punkt zaczepienia w komodzie za plecami szefa.
- Możliwe, że nie wracam już w ogóle, panie Morisson.
- Co!?
- Mówię, że…
- Czyś ty, kurwa, zwariował?!
- Nie unoś się. Nic nie jest pewne.
- Jest, czy nie jest, nigdzie nie jedziesz.
- Jackson!
- Nie!
Leighton prychnął poirytowany. Splunąwszy na umorusaną wykładzinę, także utrzymaną w kolorystyce mocnej czerwieni, odwrócił się na pięcie, przekraczając próg czegoś w rodzaju gabinetu.
- Jeszcze nie skończyliśmy, Pevense!
- Wiesz co? – zapiął kurtkę pod samą szyję, wracając do biurka, za którym siedział prostacki Jackson Morisson. – Pieprz się.