piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 19

Witajcie.
Po prostu dziękuję wszystkim komentującym. Naprawdę dajecie mi niezłego kopa, choć ostatnio mam problemy, które uniemożliwiają mi częste pisanie. I tak dziękuję za wszystko. Jesteście cudowni.
Kukułka

__________________

- Harry, słuchasz mnie? - Styles podskoczył na swoim krześle, kiedy Demi szturchnęła go w ramię. – Tak też myślałam – bąknęła pod nosem, biorąc ze stołu szklankę, o którą go prosiła. Upchnęła ją wraz z innymi naczyniami, uruchamiając zmywarkę.
- Przepraszam – Harry uśmiechnął się niemrawo, niechętnie odwracając wzrok od Leightona i Nialla, którzy wymieniali się „tajnymi” trikami, co rusz przygrywając jakiś akord na dwóch starych gitarach Horana.
- Cieszę cię, widząc cię takiego… - usiadła obok, głęboko myśląc nad odpowiednim słowem. – Mogę powiedzieć, że jesteś szczęśliwy?  - bez chwili wahania Harry przytaknął, odgarniając grzywkę z oczu. – Więc cieszę się, widząc cię takiego szczęśliwego. Mimo wszystko.
- Po prostu na chwilę obecną nie myślę o Liamie. Bardziej martwię się, jak to wszystko wpłynęło na Zayna.
Harry na chwilę utkwił wzrok w swoim przyjacielu, który dowiedziawszy się, co zaszło między nim a Paynem, do końca kolacji nie odzywał się zbyt wiele. Siedział wyraźnie zamyślony, od czasu do czasu kręcąc głową na zadawane mu pytania. W międzyczasie rzucał niezbyt przyjazne spojrzenia w kierunku towarzysza Harry’ego, co jednak kompletnie nie zraziło Leightona do luźnych rozmów z Perrie, Demi czy Niallem.
- Liam zawsze był mu bliski – Demi westchnęła, podążając za wzrokiem Harry’ego. – Musi to przetrawić. Ciężko jest być pomiędzy dwiema stronami, na których ci zależy.
- Wiem, Dems – opuścił wzrok, kreśląc wzory na pobrudzonym przez dzieciaki obrusie. – Tylko czuję się z tym źle.
- Harry…
- To przeze mnie nie przyjął twojego zaproszenia. Gdyby mnie tu dziś nie było, spędzilibyście znacznie milszy wieczór.
- Powiedz to mojej córce – brunetka prychnęła, uśmiechając się na widok Vivi, która wciąż siedziała Leightonowi na kolanach. – A tak poważnie, Harry – położyła dłoń na jego ręce, zmuszając do podniesienia wzroku. – Liam to także mój przyjaciel, ale kierując się tylko i wyłącznie obiektywizmem, zapewniam cię, że za nic z świecie nie popieram tego, co ci zrobił. Kwestia mojego wybaczenia leży w tym, czy ty to zrobisz.
- Nie – Harry zdecydowanie pokręcił głową. – Przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Demi przytaknęła niepewnie, próbując wymusić lekki uśmiech.
- Chyba będziemy się zbierać – w progu kuchni pojawiła Perrie, trzymając na rękach przysypiającą Sophię. – Jest dość późno.
- Tak, my też powinniśmy iść – Harry wyprostował się na miejscu, wymieniając z Demi porozumiewawcze spojrzenia. Bezdźwięcznie podziękował, po czym wyswobadzając swoją dłoń z jej uścisku, wstał od stołu.
Harry zawsze uwielbiał Lovato, a fakt, że zgodziła się wyjść za mąż za jego najlepszego przyjaciela, jeszcze lepiej wpłynął na ich udaną komunikatywność. Pod pewnymi względami Demi bardzo przypominała mu Eleanor – równie bezpośrednia i spontaniczna, potrafiąca przystopować w najbardziej odpowiednim momencie.
- Jak tam? – Harry ukucnął obok Leightona, Nialla i Vivi, rejestrując niechętnie wszechobecny bałagan.
- W porządku – Leighton uśmiechnął się, odwzajemniając ciepłe spojrzenie Harry’ego. – Zbieramy się?
- Chyba tak. Jest już późno.
- Jasne. Tylko pomogę Niallowi posprzątać.
- Dajcie spokój – Horan machnął ręką, zdejmując Vivienne z kolan Leightona. Dziewczynka ledwie przytomna oplotła rączki w okół szyi Nialla, zamykając oczy. – Zaraz wracam – uśmiechnął się, znikając w korytarzu.
Leighton podniósł się z podłogi, otrzepując spodnie.
- No co? – zmarszczył brwi, uważnie przyglądając się rozbawionemu spojrzeniu Harry’ego.
- Nic – Styles wzruszył ramionami, opierając się o framugę. – Chyba kupiłeś moją rodzinę. Przybraną, ale zawsze.
- Chyba nie masz na myśli Zayna, co? – chłopak zachichotał, a Harry nie mógł powstrzymać się, by samemu nie wybuchnąć śmiechem.
- Zayn to trochę inny typ człowieka. Daj mu czas.
Leighton odchrząknął, naśladując głos Malika.
- „Mam nadzieję, że Harry nie pożałuje, że cię spotkał”. Tak, rzeczywiście trochę czasu dobrze mu zrobi – zaśmiał się ironicznie.
- Powiedział ci, że… Niech go tylko…
- Daj spokój, Harry – pogładził go po plecach, mijając w przejściu. – Faktycznie jest późno, chodźmy już – oparł głowę o jego ramię, wzdychając cicho. – Twoja przybrana rodzina bardzo cię kocha.
- Leighton?
-Hmm?
Chłopak obrócił się, przywołany dziwnym tonem w głosie Harry’ego. Styles zmieszał się nieco, lekko kurcząc się pod wyczekującym spojrzeniem chłopaka.
- To dobrze, że ci się podobało.
Pevense uśmiechnął się, kręcąc głową w niedowierzaniu.
- Oj, panie Styles – prychnął w rozbawieniu. – Chodź – pociągnął Harry’ego za rękę, kierując się w stronę holu, skąd dobiegały wyraźne odgłosy krzątaniny Malików.
- Wszystko masz? – Perrie obwiązywała Jaydena szalikiem, sprawdzając, czy spakował swój plecaczek.
- Tak – chłopiec jęknął niechętnie, odwiązując materiał, jak tylko Perrie skupiła uwagę na Sophii.
- Mam nadzieję, że wpadniecie niedługo – Niall zszedł po schodach, pocierając kark. – Umieram z nudów na tacierzyńskim – bąknął z grymasem.
- Nikt ci nie kazał – Demi wystawiła język w jego stronę, żegnając się z Zaynem. – Ale wpadnijcie. Harry, Leighton, będziecie jeszcze w Londynie?
- Nie, raczej nie. Muszę urządzić się w Holmes Chapel – Styles wzruszył ramionami, narzucając kurtkę.
- Ale na pewno wpadniemy, jak się pojawimy  - dorzucił Leighton, ignorując pełne apatii spojrzenie Zayna.
- Super – Malik uśmiechnął się z przekąsem. – Gotowi? – wziął syna za rękę, w drugiej trzymając nosidełko.
- Idziemy – Perrie cmoknęła Demi w policzek i przytuliła się do Nialla.
- Do zobaczenia – Horan i Demi stanęli w drzwiach, odprowadzając ich wzrokiem.
- A wy dokąd, panowie? – Perrie wcisnęła się między Leightona a Harry’ego, puszczając Zayna przodem.
- Zatrzymałem się u Gemmy.
- Podrzucić was? – blondynka zatrzymała się przy swoim samochodzie. – Nie widzę tu twojego sedana.
- Przyszliśmy na piechotę. Jest ładna pogoda, spokojnie.
- Na pewno?
- Jedź już, co? – Harry pokręcił głową, zamykając za nią drzwi hatchbacka. – Na razie, Zayn – skinął w stronę Malika, który z mruknięciem odwzajemnił gest, zapinając dzieciaki na tylnych siedzeniach.
- Miło było cię lepiej poznać, Zayn – Leighton uśmiechnął się z przekąsem.
- Ciebie też.
Harry z mruknięciem dezaprobaty pociągnął bruneta za rękaw. Jeszcze raz pomachali Perrie, uśmiechającej się zza kierownicy, po czym powoli skierowali się wyludnioną ulicą Królowej Elżbiety.
- Uwielbiasz go prowokować, co? – Harry zaśmiał się, kiedy czerwone auto minęło ich z lekkim piskiem opon. Zayn pewnie nie był zadowolony z faktu, że wypił dziś alkohol, a jego żona ewidentnie nie była udanym kierowcą.
- Jest taki uroczy w swojej nienawiści – Leighton schował dłonie w kieszenie jeansów. – Powiedzmy, że sprawia mi to trudną do opisania satysfakcję.
- Chorą satysfakcję – Harry pokręcił głową, chowając twarz w szaliku. Może pogoda nie była aż tak ładna, choć niezła jak na londyński klimat.
- Gdyby wszyscy mnie polubili, szczerze mówiąc, zmartwiłbym się. Z ludźmi bez wrogów jest coś nie tak – westchnął, odpalając papierosa. – Chyba, że nazywają się Harry Styles – dodał pod nosem, wywołując uśmiech na twarzy Harry’ego.
- Ależ ja mam wrogów. Nie o wszystkim musisz wiedzieć.
- Naprawdę? Panią ze spożywczaka, bo nie oddałeś jej winnego grosika?
- Właściwie to pana ze spożywczaka – mruknął nieśmiało.
- Harry… - Leighton zatrzymał się w miejscu, mierząc go zdumionym spojrzeniem. – Jesteś niemożliwy – zachichotał, kiedy poważną mimikę Harry’ego zastąpił uśmiech. – Byłem skłonny ci uwierzyć.
Szli przez chwilę w ciszy, niemijani przez nikogo. Alejki odległe od śródmieścia nie cieszyły się popularnością w tak późnych godzinach. Nawet w czasie weekendu. Pobliskie domy wydawały się puste i samotne, nieoświetlone choćby żadnym pojedynczym światłem. Gdzieniegdzie pies warknął na nich z pobliskich ogródków, jednak i tak mogli czuć się kompletnie sami.
- O czym myślisz? – Harry skrycie przyglądał się chłopakowi, który wypalił papierosa, niedopałek zgniatając na przydrożnym murku.
- O mojej rodzinie.
- Oh – Harry zagryzł wargę, spuszczając wzrok na kostkę chodnikową. – Przepraszam.
- Przestań – Leighton wzruszył ramionami. – Po prostu masz wielkie szczęście, że trafili ci się tacy ludzie jak Niall, jak Demi. Nawet jak Zayn.
- Pod tym względem też uważam, że mam szczęście – Styles zgodził się, nie chcąc drążyć tematu. Wiedział, że Leighton nie miał własnych bliskich. – Wracamy jutro do domu?
- Jeśli chcesz – Pevense przytaknął nieco zaniepokojony, jednak nie zwrócił na niego większej uwagi.
Harry poczuł się źle. Leighton skrycie martwił się teraz o swojego nic niewartego ojca lub co gorsza rozważał, czy nie zostawić Harry’ego, skoro pochodzi z zupełnie innego świata. Harry przełknął gulę formującą się w jego gardle.
- Przepraszam, ja…
- Cii – Leighton przyłożył palec do ust, na co Harry zatrzymał się, marszcząc brwi. – Harry, proszę cię, chodź.
Wciąż nie rozumiejąc, ruszył dalej, do czego poniekąd zmusiła go dłoń Leightona, którą splótł wraz z jego własną. Mimo że nigdy nie trzymali się za ręce, Harry nie potrafił cieszyć się tym gestem. Coś było nie tak.
- Leigh…
- Możemy przyspieszyć? Ale nieznacznie, dobrze?
Machinalnie ruszyli nieco szybciej, coś pomiędzy biegiem a szybkim chodem.
- Co się…
- Nie odwracaj się, proszę – Leighton szepnął cicho, starając się utrzymać równe tempo.
Szli, a może raczej na wpół biegli, a głośny stukot ich butów odbijał się echem w martwej ciszy. Dopiero po bardzo wyraźnym i długim wsłuchiwaniu się, Harry doszedł do wniosku, że ich kroki pokrywają się z dwiema parami innych, znacznie cięższych, znajdujących się dość niedaleko.
- Leighton?
Serce Harry’ego znacznie przyspieszyło. Choć bardzo kusiło go, by spojrzeć za siebie, pamiętał, jak chłopak kazał mu zachować pozory.
- Harry, widzisz tamten park?
- Widzę – przytaknął, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo złamał mu się głos.
- Kiedy tam dojdziemy, pobiegniesz w lewo, a ja w prawo, dobrze?
- Nie zostawię…
- Harry, proszę cię, nie teraz – Leighton odetchnął głęboko, na sekundę przymykając oczy. Wypuścił powietrze z płuc, mocniej ściskając dłoń Harry’ego. – Musisz mi zaufać.
Choć patrzyli przed siebie, Harry mógł wyczuć napięcie w jego głosie. Z jednej strony na pewno się bał, przynajmniej Harry był przerażony, nie mógł uwierzyć, że Leighton nie. Mimowolnie poczuł się pewniej, kiedy chłopak wykazał się determinacją i racjonalnością. Gdyby był sam, chyba nie potrafiłby obmyślić dobrej taktyki ucieczki.
- Wiesz, kto za nami idzie, prawda? – szepnął, kiedy poczuł jak dłoń Leightona powoli wysuwa się z jego własnej, zbliżając się do rozstaju dróg przy parku. Dopiero teraz zauważył, że lewa strona, w którą kazał mu się udać, była pogrążona w totalnej ciemności. Po prawej znajdowała się całkiem dobrze oświetlona ścieżka.
- Wszystko ci wyjaśnię. Na razie obiecaj mi, że pobiegniesz najszybciej, jak możesz. Gdziekolwiek, gdzie jest dużo ludzi. Tylko nie prosto do domu. Jak upewnisz się, że jesteś sam, wezwij taksówkę i jedź z powrotem do Nialla.
Leighton mówił szybko, grzebiąc w wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Przyjedziesz tam?
Zbliżali się do parku w zastraszająco szybkim tempie. Kroki za nimi przybierały na sile. Były coraz bliżej.
- Leighton, obiecaj mi, że tam przyjdziesz.
Chłopak puścił dłoń Harry’ego, napinając mięśnie twarzy.
- Harry… - westchnął głośno. – Chciałbym…
- Przyjdziesz tam – Harry zaakcentował każde słowo, a adrenalina uderzyła w niego ze zdwojoną siłą.
- Przyjdę – powiedział w końcu, łapiąc spojrzenie zielonych tęczówek starszego mężczyzny. Nie przestawali na siebie patrzeć, czując pod stopami początek grząskiego gruntu pokrytego liśćmi i odłamkami szkła, które ktoś musiał tutaj rozrzucić. – Na trzy.
Harry przytaknął, próbując wziąć się w garść.
- Raz… Dwa… - wymienili ostatnie porozumiewawcze spojrzenie. – Trzy... 

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 18

Witajcie! :)
Więc ten rozdział to chyba ostatni z serii "trochę spokoju". Zaczynamy jazdę, haha.
Wiem, że ostatnio trochę namieszałam z tą ankietą (o tam ----->), bo przez jakieś dwa dni nie dało się zagłosować, a wtedy najwięcej z Was czytało rozdział, więc jeśli mogę prosić, oddajcie swój głos teraz, kiedy wszystko działa jak należy. Blogger mnie nie lubi, ugh.
Kończę ferie i zaczynam szkołę, więc ciężko powiedzieć, kiedy napiszę coś nowego. Starałam się nadrobić w czasie wolnego, stąd już teraz daję wam osiemnastkę. Liczę na zrozumienie. Mam poprawkę i takie tam...
Dziękuję wszystkim komentującym, bardzo doceniam wszystkie wasze słowa, z każdym dniem cieszą mnie jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe.
Nie przedłużam, do napisania! :)

__________________________

Harry przesunął opuszek palca wzdłuż listy piosenek. Po chwili namysłu wcisnął jednak przycisk losowego wybierania. Rzucił iPod obok siebie, kładąc ręce pod poduszkę i zamykając oczy.
Trochę bolała go głowa, co z pewnością spowodował natłok wrażeń w dniu wczorajszym. I choć tak uporczywie próbował odpocząć, jak na złość obudził się o piątej trzydzieści, czując się jeszcze gorzej niż przed zaśnięciem. Wcisnął w uszy słuchawki, próbując odgrodzić się od tego wszystkiego, co w tej chwili uciskało jego serce.
Pomimo przysłoniętych rolet, wschodzące słońce już zaczęło drażnić jego policzki. Obrócił się w stronę ściany, natrafiając nosem na puszysty materiał obitej kanapy. Nigdy nie umiał spać na nierozłożonych sofach, jednak wieczorem był na tyle rozbity, że nie kwapił się dokładnym rozścieleniem łóżka.
Choć Harry i Leighton dojechali do Londynu jeszcze przed południem, po pamiętliwym incydencie w „Kardamonie” Styles po prostu przywiózł ich do domu jego siostry, po czym zabarykadował się na kanapie, oddając chłopakowi sypialnię Gemmy.
Domek był uroczy, choć malutki, lecz czego więcej potrzebowała ówczesna samotna studentka? Siostra Harry’ego dysponowała niewielką kuchnią, połączoną z równie skromnym salonikiem, na piętrze natomiast łazienką i jednym, całkiem sporym pokojem. Chociaż od lat nikt tutaj nie mieszkał, Harry zawsze nosił przy sobie klucze. Na wypadek taki jak teraz – nieoczekiwana potrzeba noclegu w stolicy.
Wiercąc się do tego stopnia, że odseparował kołdrę od poszewki, Styles zrezygnował w końcu z dalszego spania. Opuścił głowę, szybkim ruchem strącając z oczu potargane kosmyki. Przeciągając się, ruszył do kuchni, gdzie najciszej jak umiał napełnił czajnik odrobiną wody. Włączył gaz i podszedł do okna. Ciągle miał w uszach słuchawki, a lecąca właśnie piosenka sprawiała, że lekko podrygiwał w takt Savage Garden.
Ulica była pogrążona w kompletniej ciszy. W końcu kto wychodzi gdziekolwiek przed szóstą rano w sobotę. Harry uważniej przyjrzał się okolicznym budynkom. Nim Gemma wyjechała, spędzał tutaj mnóstwo czasu. Nawet wtedy, kiedy poznała swojego męża, wciąż wchodził im na głowę, nim w końcu sam nie ustatkował się i nie poślubił Judith.
Westchnął głośno, zatrzymując wzrok na samochodzie po drugiej stronie jezdni. Stary jak świat, wciąż służył pani Carols, o ile nieprzerwanie cieszyła się zdrowiem. Staruszka zawsze przynosiła im swoje ciasta, szczególnie odkąd dowiedziała się, że Harry pracował w piekarni. Nie potrafił jej odmówić i tak zaprzyjaźnili się, pomimo jakichś 60 lat różnicy wieku. Żałował, że nie fatygował się, by wiedzieć, co u niej.
Galopując w myślach o swojej rodzinie i przyjaciołach, kompletnie zapomniał o gotującej się wodzie. Drgnął przestraszony, kiedy ktoś delikatnie dotknął jego ramienia.
- Matko boska – w odruchu złapał się za serce, wyciągając z uszu słuchawki. Leighton stał przed nim w za dużej koszulce z logo Simple Plan. Włosy w kompletnym nieładzie i zaspane oczy stawiały go w zupełnie innym świetle niż na co dzień. – Przestraszyłem się.
- Zupełnie jak ja, słysząc tego gwiżdżącego szatana – ziewnął głośno, wskazując na czajnik, który najwyraźniej sam zdjął z kuchenki. – Wisisz mi mocną kawę.
- Przepraszam – Harry zreflektował się, próbując oderwać wzrok od tylko nieznacznie przysłoniętych bioder Leigtona. Wyjął z szafki dwa kubki, przygotowując expresso dla bruneta i herbatę dla siebie. Choć był wykończony, nie miał ochoty truć się kofeiną.
Leighton zajął miejsce na blacie, przeglądając zawartość playlisty Stylesa. Co chwilę przecierał powieki, na co Harry miał całkowitą ochotę wziąć go za rękę i zaprowadzić z powrotem do łóżka. Harry, przestań!
- Można powiedzieć, że jesteśmy ze sobą 24 na dobę, a ty nieustannie się na mnie gapisz.
Styles zarumienił się, chowając twarz za kaskadą loków. Jakim cudem widział, co robi, nie odklejając spojrzenia od wyświetlacza.
- To chyba dobrze, że po takim czasie, nie przestajesz mnie intrygować – wzruszył ramionami, podając mu kubek. Leighton skinął w podzięce, okręcając dłonie w okół gorącego naczynia. – Umm – Harry mruknął lekko skrępowany. – Nie chciałbyś się ubrać?
- Intrygować, co? – brunet uśmiechnął się szeroko. – Oh, panie Styles. Budzisz mnie z rana i jeszcze rozkazujesz. A miałem choć cień nadziei, że to jednodniowe wakacje.
- Wybacz, że zmąciłem twoje błogie plany. W ramach rekompensaty możemy zostać do wtorku.
- Jednak ci się nie spieszy? – Leighton nie spuszczał wzroku z Harry’ego, który dołączył do niego, splatając nogi po turecku. Siedzieli na wysepce kuchennej, choć tuż obok znajdowała się kanapa - zupełnie jak para dzieci bawiących się w unikanie lawy na podłodze.
- Kiedy wrócimy, chciałbym jak najszybciej wyprowadzić się od Adama. Zabrałbym Leo na parę dni, urządzilibyśmy mu pokój w moim nowym mieszkaniu.
- Dobry pomysł – Leighton przytaknął, dmuchając na parującą ciecz. – Dasz mu do zrozumienia, że w twoim życiu zawsze znajdzie się miejsce dla niego. To powinno pomóc jakoś mu się… No wiesz, przystosować – ostrożnie dobierał słowa.
- Mam taką nadzieję – westchnął Harry, kątem oka nie przestając obserwować Leightona. – Chciałbyś ze mną zamieszkać? – wyrzucił na jednym wdechu, momentalnie opuszczając wzrok.
- S-słucham? – chłopak zająknął się, a kubek mało co nie wyśliznął mu się z rąk. – Harry, przecież… - pokręcił głową, parskając pod nosem. – Czy ty wiesz, co właśnie mi zaproponowałeś?
- Wiem. I naprawdę chciałbym, żebyś się zgodził – odstawił herbatę na bok, zdobywając się na odwagę, by spojrzeć mu w oczy. Tak bardzo jak oczy Louisa - pomyślał.
- Nie szukaj w tym żadnych podtekstów - kontynuował. - Po prostu nie wiem, co się z tobą dzieje w Holmes Chapel. Nie mam pojęcia, gdzie mieszkasz, ale to z pewnością nieprzyzwoite miejsce. Znam twoją sytuację finansową i…
- I dlatego chciałeś dać mi wyższą pensję niż innym ludziom na moim stanowisku? – przerwał mu. – Adam napomknął mi o tym podczas którejś z przerw. Obiecałem, że się nie wygadam, ale to jest nie w porządku. Tym bardziej, że nie przestajesz tego robić.
- Ale czego?
- Sam do końca nie wiem. Jakbyś próbował mnie nawrócić. Budować mi nowe życie – Leighton wzruszył ramionami. – I dziękuję – dodał, widząc cień smutku na twarzy Harry’ego. – Naprawdę to doceniam, ale… Ale nie pozwolę, byś naprawiał mnie, kiedy potrzebujesz uratować swoje własne sprawy.
Harry zamilkł na moment, trawiąc to, co właśnie usłyszał. Nie mógł całkowicie zaprzeczyć – faktycznie próbował dać Leightonowi namiastkę czegoś lepszego.
- A jeśli nie chodzi mi tylko o to? – Leighton zmarszczył brwi, czekając, aż Harry skończy wypowiedź. – To prawda, staram się pomóc, jak tylko mogę. Ale pamiętaj, że dałem ci pracę, nim wiedziałem o twoim życiorysie. Dałem ci ją, bo jesteś dobry, nie dlatego, że się litowałem – zauważył, że Leighton się wzdryga. Więc to go bolało – współczucie. – A płaca? Zasługujesz na nią, bo twój warsztat jest znacznie lepszy niż reszty artystów, z którymi pracuję. Nie przerywaj – machnął ręką, widząc, że chłopak otwiera usta. – Wszystko, co do tej pory ci zaoferowałem, nie było aktem mojego zmiłowania się. Zasługujesz.
- A mieszkanie? – wtrącił się w końcu, obserwując jak rysy Harry’ego tężeją. – Dlaczego proponujesz mi mieszkanie?
Wziął głęboki wdech, po czym zeskoczył na ziemię, stając między nogami Leightona. Brunet spojrzał na niego podejrzliwie, kiedy ten odgarniał grzywkę z jego twarzy.
- Harry, co ty…
Jego wypowiedź została przerwana przez usta Stylesa. Harry delikatnie pocałował Leightona, stykając ze sobą ich czoła. Oboje zamknęli oczy, oddychając głęboko, choć w porównaniu z poprzednimi pocałunkami, ten był zdecydowanie najmniej intensywnym.
- Nie mogę ci nic wyznać – zaczął Harry. – Nie wiem, co czuję. Nie wiem nawet, czy jesteś prawdziwy – szepnął między urywanymi oddechami. – Za każdym razem, kiedy na ciebie patrzę, zastanawiam się, czy mógłbym z tobą być. Czy ty mógłbyś być ze mną. I proponuję ci mieszkanie, by znaleźć odpowiedzi na te i inne pytania.
Leighton powoli otworzył oczy, dłonią przejeżdżając po policzku Harry’ego. Styles uśmiechnął się lekko w odpowiedzi, na co chłopak przejechał opuszkami po wygiętych ku górze wargach. Były niebywale piękne. Tak idealnie ukształtowane, tak różowawe. Leighton niezaprzeczalnie lubił je najbardziej.
- Nie chciałem cię tak omotać.
Harry delikatnie zmarszczył brwi.
- Nie...
- Powiedziałeś, że nie wiesz, co czujesz. Ale jeśli się we mnie zakochujesz i jeśli pozwolę ci robić to dalej, to… Nie chcę cię skrzywdzić.
- A zrobisz to?
Oboje złapali kontakt wzrokowy, pożerając się spojrzeniami. Harry nie wiedział, co się stało, jednak wyczuł, że Leighton stał się nagle pełen wątpliwości. Pewny siebie chłopak zniknął, ewentualnie zamienili się rolami. Teraz to on był tym bezpośrednim i dumnym, kiedy Leighton siedział skulony, kreśląc wzory na jego karku.
- Jest wiele rzeczy, których o mnie nie wiesz.
- Nie musisz mówić mi o wszystkim. Będę czekał na twoje wyznania tyle, ile potrzebujesz.
Leighton nie wytrzymawszy presji, spuścił wreszcie wzrok. Harry lekko acz stanowczo pochwycił jego podbródek, zupełnie tak samo jak wczorajszego dnia postąpił Leighton względem niego. Chyba naprawdę ich osobowości urządziły im psikusa, na tę krótką chwilę zamieniając się ciałami.
- Choćby wieczność – powiedział cicho, patrząc jak bariery w oczach Leightona powoli ustępują miejsca czemuś innemu. Czy było to…
- Zamieszkam z tobą – wyszeptał Leighton, wpijając się w wargi Harry’ego tak intensywnie, jakby bał się, że inaczej Styles zmieni zdanie.
- Cieszę… się… – rzucił Harry między jednym a drugim pocałunkiem. Jego dłonie pozbawione jakiejkolwiek kontroli, zagłębiły się pod koszulkę Leightona, błądząc wzdłuż linii kręgosłupa.  Nawet nie wiedział, kiedy jego dresy powoli zsunęły się do kolan, rozplątane przez sprawne palce Leightona.
Pevense jęknął cicho, kiedy Harry pocałował go w obojczyk. Podkuszony tym uroczym dźwiękiem nieśmiało przejechał językiem po zagłębieniu jego szyi, następnie zdobiąc to miejsce siarczystym pocałunkiem, który z pewnością pozostawi mocny krwistoczerwony ślad.
- Nie naznaczaj mnie – zachichotał chłopak, wyplątując palce z loków Harry’ego.
- Za późno – zauważył Styles, uśmiechając się, nim ponownie pocałował chłopaka w kącik ust. Uwielbiał, kiedy czasami pojawiał się tam uroczy dołeczek. Nie ścierając uśmiechu z twarzy, odsunął się na odległość wyciągniętej ręki, uważnie przyglądając się brunetowi. – Jestem głodny – powiedział po chwili milczenia.
- No chyba żartujesz – jęknął Leighton, niekomfortowo wiercąc się na miejscu.
Harry uśmiechnął się triumfalnie.
- Idziemy do skle…
Został brutalnie przyciągnięty przez Leightona, który nie dość, że wpił się w jego wargi, wolną dłonią powędrował za gumkę bokserek Harry’ego, mocno ściskając ich zawartość. Po chwili nieudolnych protestów, Harry całkowicie poddał się Leightonowi, który teraz stał między jego biodrami, podczas gdy sam z trudem opierał się o lodówkę. Nie spodziewając się tego, co zaraz nastąpi, o mało co nie upadł, kiedy ciało Leightona odsunęło się na kilka kroków, pozostawiając go bez choćby milimetra dotyku.
- Niech to będzie kara, panie Styles – Leighton uśmiechnął się, ściągając swoją koszulkę i w samych majtkach ruszając wzdłuż korytarza. – Nieładnie zostawiać mnie we frustracji seksualnej, bo potrafię się zemścić – mrugnął do skołowanego Stylesa, który borykał się z ogromnym problemem w swoich bokserkach, które z pomocą Leightona nagle zrobiły się cholernie ciasne.
- I na poważnie zostawisz mnie o szóstej rano z erekcją w kuchni, bo chcesz się zemścić? – Harry uniósł brwi w zdziwieniu, nie mogąc jednak pohamować chichotu.
- Zdecydowanie tak! – Leighton zagryzł wargę. – I jeszcze sobie bym tutaj postał, ale jesteś głodny, a ja muszę wziąć prysznic, by skoczyć do sklepu, więc…
- Nie! – Harry szybko zakrył sobie wzrok, nim kawałek materiału zaczepił się o jego włosy.
- Za 15 minut bądź gotowy do wyjścia.
- Możesz już iść? – Styles delikatnie wyjrzał zza swoich palców. Leighton stał do niego tyłem. Totalnie nagi. Jego czarne bokserki spoczywały teraz w dłoniach Harry’ego. – Proszę, idź już, nigdy więcej ci tego nie zrobię.
- Karma to suka, panie Styles – Leighton zaśmiał się głośno, bardzo powoli oddalając się i wchodząc na górę.
Harry odetchnął głęboko. Wciąż podtrzymywał się kuchennej aparatury, bo nie czuł się na tyle pewien, by sam ustać na własnych nogach. Czy Leighton właśnie zrobił to, co zrobił?!
- Nie lubię cię coraz bardziej! – krzyknął w głąb mieszkania, wiedząc, że z pewnością usłyszy. Odpowiedziało mu głośne parsknięcie, na które nie mógł zareagować inaczej niż śmiechem.

*

- No chyba sobie żartujesz – Harry z udawaną pogardą skomentował wybór Leightona. – Przecież wszyscy wiemy, że Cookie Crisp nie umywają się do czekoladowych Cornflakesów!
Po przekomarzaniu się w samochodzie i chwili zarzucania sobie, kto jest większym dupkiem, w końcu dojechali do supermarketu, bez wahania biorąc największy z dostępnych koszyków. Planowali urządzić sobie maraton filmowy, który nie kończy się powodzeniem bez góry niezdrowego jedzenia.
- Widać, że jesteś z Cheshire – prychnął Leighton, wrzucając do wózka dwie paczki płatków, by zadowolić każdą ze stron. 
- Nie wiedziałem, że w twoim słowniku istnieje słowo kompromis.
Leighton wywrócił oczami, puszczając to mimo uszu.
- Mamy wszystko? – krytycznie przyjrzał się stercie jogurtów truskawkowych, które uwielbiał Harry. – Zjesz to wszystko do jutra?
- Pomożesz mi – Styles wzruszył ramionami. – Po dzisiejszym badaniu, moje profesjonalne dłonie stwierdziły, że niedługo żebra przebiją ci skórę.
- Obawiam się, panie doktorze, że w chwili badania znajdował się pan pod silnym działaniem substancji zakazanych.
- Mój diler nazywa się Leighton Pevense, urodzony w... – Harry zmarszczył brwi. – Ile masz lat, gówniarzu? – zapytał. – Hej! – ledwo co złapał słoik suszonych pomidorów, który Leighton rzucił w jego stronę. – Zwariowałeś?!
- Przecież jestem gówniarzem – chłopak wzruszył ramionami. – Mogę rzucać słoikami w Tesco.
Styles pokręcił głową z rezygnacją.
- Za miesiąc kończę 21.
- Oh – Harry odetchnął z ulgą. – Więc mogę kupić ci to – uśmiechając się na kuksańca w żebro, podszedł do półki z piwami i innymi alkoholami. – Bierz, co chcesz.
- A ty które lubisz? Tylko nie mów,  że klasyczne, bo wyjdziesz na zagorzałego Anglika.
Harry uśmiechnął się pod nosem.
- Spokojnie. Tym razem bezkonkurencyjnie wygrałeś. Ja nie piję.
- No coś ty!
- Poważnie – wyjął z kieszeni portfel, wyciągając z niego małą karteczkę.
Leighton wczytał się w niewyraźny druk, po czym cmoknął ustami, oddając ją z powrotem w ręce Harry’ego.
- Nie tylko ty masz wiele tajemnic – skwitował Styles, chowając wszystko na swoje miejsce. – Wciąż chcesz ze mną mieszkać?
- To przez to, że Louis umarł?
Leighton oparł się o wózek. Jeszcze chwila, a wpadłby do środka. Był jak wyrośnięty przedszkolak, co w głębi cieszyło serce Harry’ego.
- Zdecydowanie tak – przytaknął z westchnięciem. – Nie miałem co ze sobą zrobić. I w końcu nie wyobrażałem sobie dnia bez kieliszka wódki – wzruszył ramionami, wpatrując się w jeden punkt. – W każdym razie, to już za mną – momentalnie zmienił nastrój. – A teraz z drogi, bo cię przejadę – odepchnął Leightona na bok, zmuszając go do podejścia za nim do kasy.
- Jak udało ci się z tego wyjść? – kontynuował Leighton, wyciągając zakupy na taśmę. – To znaczy, nie chcę być wścibski…
- Najbardziej potrząsnął mną Liam – Harry skrzywił się. – Odkąd straciliśmy Louisa on też dużo przeszedł.
- Bardzo – chłopak zagwizdał z przekąsem.
- Nie psujmy sobie nastroju – Harry bąknął cicho. – Masz – podał chłopakowi kartę kredytową i jakiś papierek pełen zapisków. – Zapłać, a ja skoczę do kiosku – skinął w stronę niewielkiego stoiska za kasami.
- Czuję, że to poważne. Dajesz mi swój PIN i hasła do konta bankowego? – Leighton prychnął, udając zbulwersowanie. – To bardzo nieodpowiedzialne.
Nie reagując, Harry z uśmiechem na ustach odszedł w swoją stronę.
- A teraz powiedz mi, dlaczego nie dałeś znać, że przyjeżdżasz, hm?
Urocza brunetka zmaterializowała się u boku Harry’ego.
- Swoją drogą, nie kupuj tego, ta gazeta to spis plotek – machnęła ręką, ściskając oniemiałego Stylesa.
- Dems, nie spodziewa…
- Chyba ja bardziej, wiesz? – zachichotała. – Niech no Niall cię zobaczy!
- Jest tutaj? – Harry nerwowo rozejrzał się dookoła. – Cholera, a to miała być anonimowa wizyta – przeklął pod nosem, jednak uśmiechnął się, widząc naburmuszoną minę Demi. – Stęskniłem się za tobą.
- Oh, ja za tobą też, Harry! – dziewczyna poklepała go po ramieniu. – I widzę, że masz mi trochę do opowiedzenia – z powątpiewaniem pokierowała swoje spojrzenie w stronę Leightona pakującego reklamówki.
- Ummm…
- Ummm? – Demi pokręciła głową . – Twój nieudolny przyjaciel to niezła gaduła, więc znam początek historii. Ale bardzo chętnie dowiem się więcej o sławetnym Louisie numer dwa. Może dzisiaj o siódmej?
- Demi, naprawdę nie wiem…
- Zrobię kurczaka w ziołach?
- To przekupstwo! – Harry odwzajemnił uśmiech Demi. Wiedziała, że chłopak nie odpuści, kiedy w grę wchodzi jej popisowe danie.
- A niech mnie! – Niall z Vivi na rękach podszedł do Stylesa. – Nie przesadzasz ostatnio z tymi odwiedzinami, co? – zachichotał, biorąc chłopaka w mocny uścisk.
- Cześć młoda – Harry przybił piątkę Vivienne. – Leo nie może przestać o tobie nawijać.
- Jest tutaj? – dziewczynka rozchmurzyła się w ciągu kilku sekund.
- Niestety. Ale następnym razem na pewno go zabiorę, obiecuję – Harry uśmiechnął się, kiedy córka Horana zeskoczyła z jego ramion, biegnąc w stronę automatu z pluszakami.
- Co robisz w Londynie? – Niall wziął Demi za rękę, podczas gdy oboje podążyli za Harrym do kasy numer czternaście.
- To historia, która zajmie więcej niż minutę – skomentował Styles. – Opowiem ci dziś wieczorem.
- Więc wpadniesz?! – Demi uśmiechnęła się szeroko. – Wpadniecie? – dodała, trącając Harry’ego w żebro.
- Wpadniecie? – Niall podążył wzrokiem za miejscem, w które wpatrywała się jego żona. – Ohh.
- Szukałem cię – Leighton uśmiechnął się nieśmiało, oddając Harry’emu kartę. Przeniósł wzrok na przyjaciół Stylesa.
- Spotkałem Nialla i Demi – wskazał na obojga.
- Cześć, jestem…
- Leighton – dopowiedział Niall, wyciągając rękę w jego stronę. – Trochę o tobie słyszałem – uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, że w samych superlatywach – Pevense zachichotał, całując Demi w zewnętrzną część dłoni. – Miło mi.
- Mnie również – głos dziewczyny uniósł się o kilka oktaw, co nie umknęło uwadze Nialla.
- Demi i Niall zaprosili nas wieczorem na kolację – powiedział Harry, uśmiechając się pod nosem. Demi kupiła Leightona na więcej niż sto procent. – Wpadniemy? – spojrzał na bruneta, który przestąpił z nogi na nogę. Był lekko zakłopotany.
- Cześć – Vivienne pojawiłą się nagle koło Leightona, wpatrując się w jego tatuaże. – Oh, myślałam, że jesteś wujkiem Zaynem.
Wszyscy zachichotali, idąc powoli w stronę parkingu.
- Jestem lepszy niż wujek Zayn.
- Czemu? – dziewczynka zachichotała, łapiąc Leightona za rękę.
Harry zwolnił kroku, puszczając ich przodem. Z daleka dosłyszał kawałek rozmowy o tym, jak to tatuaże Zayna kipią powierzchownością i  brakiem profesjonalizmu. Czy czterolatka była w stanie to zrozumieć?
- Jak ty to robisz? – Niall otworzył drzwi swojego auta. Demi podeszła do Leightona i Vivi, zostawiając Harry’ego i Horana przy bagażniku razem ze stosem zakupów.
- Co?
- Wytrzymujesz z nim? Jest taki podobny – pokręcił głową, starając się nie wpatrywać zbyt natarczywie.
- Ale jest inny – podkreślił Harry, pomagając mu pakować produkty do samochodu.
- Wiesz, co robisz? – Niall spojrzał na niego nieco zaniepokojony. – Pamiętam jak Louis…
- Louis nie jest Leightonem. Leighton nie jest Louisem. Zdecydowanie – westchnął Harry, wpatrując się, jak chłopak próbował przekonać Vivienne, by wsiadła do środka. Nie robiąc kompletnie nic, ukradł serce całej rodziny Horanów. To bardzo zdziwiło, lecz jednocześnie uradowało Harry’ego. W pewien sposób miał ich przyzwolenie, a to prawie jak przedstawienie miłości swojego życia własnym rodzicom.
- Kradnie mi żonę – burknął Niall. – Więc nie byłbym pewien, czy nie mają wspólnego pierwiastka dupkowatości.
Harry zachichotał, kładąc dłoń na ramieniu Horana.
- Zapewniam cię, że nie Demi mu w głowie – uśmiechnął się pokrzepiająco, raz jeszcze zawieszając wzrok na chłopaku. Leighton pożegnał się z dziewczynami, biorąc własne zakupy i kierując się w stronę sedana Stylesa. Spojrzał na niego może przez sekundę, lecz to nie umknęło uwadze Harry’ego. – Zapewniam cię.

mam dziś Larry mood, przepraszam. PO PROSTU WOW!

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 17

Witajcie!
OGŁOSZENIA PARAFIALNE :)
Nie mogę uwierzyć, że piszę ten dziwny wstęp już po raz 17. Dziękuję, że zechcieliście czytać tę historię. Bez Waszego wsparcia i zaangażowania nie byłoby "Really Don't Like You", więc jeszcze raz ogroooooomniaste dziękuję.
Jak pewnie zauważyliście z boku pojawiła się ankieta. Czy mogę Was prosić o kliknięcie właściwej odpowiedzi? Zajmie to raptem 3 sekundy, a mi pozwoli się rozeznać, ilu mniej więcej czytelników posiadam.
Mam jeszcze jedną sprawę. Otóż sporo z Was zadaje mi pytania na Twitterze - odnośnie bloga jak i nawet samej mnie (haha, to dziwne, ale miłe), więc wpadłam na pewien pomysł. Jeśli jest jakieś pytanie, które Was nurtuje i na które być może będę mogła Wam odpowiedzieć, zostawcie je na dole tego rozdziału, a przed kolejnym postaram się szczegółowo i rzetelnie rozwinąć w każdej sprawie. :)
Być może część numer 18 pojawi się za jakiś tydzień. Ferie w toku, więc chciałabym nadrobić straty, kiedy nie mogłam czegoś dla Was dopracować lub dodać rozdziału w jakimś ludzkim odstępie czasu, za co i tak nigdy nie będę w stanie wystarczająco przeprosić.
Dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie mego biadolenia. Zostawiam Was z Leightonem  i Harrym.
Buziaki!

_________________________


Pomimo dość późnej zimy pogoda była na tyle idealna, by okno w samochodzie mogło zostać uchylone. Wprawdzie do środa przedzierał się dość nieprzyjemny hałas, jednak Harry potrzebował chwili odstresowania, a nic nie działało bardziej kojąco niż odrobina świeżego powietrza.
- Nie po to załatwiliśmy ci wypis, żebyś teraz dostawał grypy i wracał na oddział – zauważył Leighton, który wyjątkowo manewrował kierownicą niewielkiego sedana Harry’ego.
Ignorując go, Styles jeszcze bardziej zbliżył się do okna, opierając policzek o plastikowe wnętrze auta. Przymknął oczy i skulił się na siedzeniu pasażera, starając się poukładać w głowie natłok spraw, jakie spadły na niego w ostatnim czasie.
Nie wiedział, co nękało go najbardziej.
Liam, jedna z najbardziej zaufanych mu osób, tak bezkarnie go skrzywdziła. Przypomniał sobie minione dni, kiedy spotkali się razem w klubie, rozważał każdy najmniejszy moment i w żadnej z tych błogich chwil nie uchwycił w zachowaniu Payne’a ani krzty skruchy czy jakiegokolwiek dyskomfortu. Co jeśli Judith nie odważyłaby się mówić? Czy w ogóle dowiedziałby się prawdy? Wątpił w to z każdą mijaną minutą, która dzieliła go od wyjaśnienia wszystkiego twarzą w twarz.
Harry przełknął głośno. Dostał gęsiej skórki – trochę z zimna, a trochę z nadmiaru sprzecznych emocji. Liam jest jego najlepszym przyjacielem, a przynajmniej był nim, póki nie zrobił sobie dziecka z jego żoną. Nie na długo, ale w końcu nadal pozostawali małżeństwem. Temat rozwodu ciągle nie ruszył naprzód, ale sumując ogrom innych trudności, stwierdził, że można to odrobinę odwlec w czasie.
Poza tym kwestia Leo pozostawała równie niepokojąca. Syn Harry’ego rozsypywał się na jego oczach. Może i wyolbrzymiał, ale znał go zbyt dobrze, by widzieć, co się święci. Choć Leo był cholernie inteligentnym maluchem, udźwignięcie takiej sprawy wymagało od niego większej wiedzy, której nie jest w stanie nabyć, mając niespełna sześć lat. Harry obiecał sobie, że kiedy wróci, postara się zabrać chłopca do siebie i wyjaśnić  mu zasady, jakimi będzie kierowało się ich nowe życie.
Był jeszcze Leighton. To, co działo się między nimi nabierało rozkwitu. I choć żaden nie powiedział tego na głos, coś dziwnego czaiło się za rogiem, by wyskoczyć w najmniej odpowiednim momencie. Harry sam do końca nie wiedział, co o tym myśleć. 
Westchnął głośno, klikając przycisk zamykający okno. Pomimo blokujących go pasów obrócił się w stronę swego towarzysza, uważnie wpatrującego się w drogę.
- Wymyśliłeś już jak uratować świat przed zagładą, Batmanie? – zażartował Leighton, starając się zetrzeć uśmiech z twarzy. – Kiedy nad czymś dumasz, masz minę naburmuszonego dziecka. Tak gdyby cię to interesowało – dodał, zmieniając pas ruchu. Zbliżali się do końca autostrady, będąc dość blisko londyńskich peryferii.
- Właściwie to wymyśliłem, gdzie przenocujemy. Tak gdyby cię to interesowało – puścił mu oczko, choć prawdą jest, że wpadł na to spontanicznie, w chwili mówienia.
- Odwiozę cię do Zayna albo tego tam – zmarszczył brwi. – Nila? – uśmiechnął się przepraszająco. – Mniejsza. Po prostu odstawię cię w jednym kawałku.
- Aż tak działam ci na nerwy?
- Nie, nie o to chodzi – zdecydowanie pokręcił głową. – Po prostu… Po prostu nie znoszę się narzucać.
- To coś nas łączy – uśmiechnął się Harry. – Dlatego nie będziemy nikomu przeszkadzać.
Leighton spojrzał na niego spode łba.
- Przeraża mnie, co mógł pan wykombinować, panie Styles.
- Dowie się pan w swoim czasie, panie Pevense.
Zachichotał pod nosem, przejeżdżając palcami po tatuażach na odsłoniętych ramionach chłopaka. Poczuł dziś nagły przypływ odwagi. Ten prosty gest chciał wykonać od bardzo dawna, lecz dopiero teraz, w ciasnym samochodzie, doszedł do wniosku, że musi przełamać lody, by przekonać się o tym, co kiełkowało w zakamarkach jego umysłu.
- Skąd je masz? To znaczy… - zająknął się, opuszkami palców kreśląc drogę od niewielkiej czaszki do tajemniczego napisu, chyba po łacinie. – Opowiadałeś mi o sobie, a tatuaże są dość drogie – zauważył, spuszczając wzrok na swoje blizny.
- Znam taką jedną, co zna się na swoim fachu – wzruszył ramionami. – Zaprzyjaźniliśmy się, a w wolnym czasie pozwalałem jej mnie trochę pokolorować – uśmiechnął się. – Wiem, to niezbyt rozsądne posunięcie z mojej strony. Na swoją obronę mogę powiedzieć, że każdy coś dla mnie znaczy. W większym lub mniejszym stopniu.
- Ten jest moim ulubionym - Harry wskazał na pnącze latorośli oplatające litery porozrzucane wokół łokcia. Po głębszym wpatrywaniu się, można było odczytać z nich słowo „wygrałem”, co jeszcze bardziej mu się podobało. Był dość niewielki w porównaniu z resztą, tym bardziej ukazując precyzyjność dziewczyny, która tatuowała Leightona.
- Nie oceniaj dnia przed zachodem słońca – skwitował, malując na ustach Harry’ego szeroki uśmiech.
- Masz ich jeszcze więcej?
- Nie tyle, ile widać, ale znajdą się ukryte skarby.
Widząc zbliżające się znajome budynki, Harry wyprostował się na swoim miejscu. Opuścił nogi i zmierzwił włosy.
- Kiedyś ci pokażę – powiedział Leighton, skręcając w uliczkę, w którą nakierował go Harry.
- Jedź do końca – odchrząknął głośno, starając się ukryć swoje lekkie zażenowanie. Zawsze zazdrościł Leightonowi tej bezpośredniości, której sam w sobie nigdy nie odnalazł.
- Gdzie właściwie jesteśmy? – chłopak zmarszczył nos. – Nigdy tu nie przebywałem.
- Dość zapomniana dzielnica. Ale bardzo przytulna.
- Jest piękna – rzucił, rozglądając się na boki.
Wszystkie budynki, mieszkalne jak i zabudowę publiczną, utrzymano w tym samym stylu. Dominowała kawowa cegła i szare dachówki, nadając ogółowi jednolitego uroku na wzór starej, walijskiej wsi.
- Tutaj w lewo – Harry pozbył się swoich pasów. – Zatrzymaj się przy tym barze.
Zgodnie z poleceniem Leighton wbił się w wolne miejsce parkingowe z boku głównej drogi. Stanęli pod szyldem restauracji „Kardamon”.
- Czy będę bardzo niemiły, jeśli poproszę cię, byś poczekał na mnie jakieś dziesięć minut?
Leighton zagryzł wargę, uważnie przyglądając się Harry’emu, który powrócił do niedawnego nastroju zestresowania.
- Chcesz mi powiedzieć, o co chodzi?
- Muszę coś załatwić. Nie chcę być tutaj zbyt długo, dlatego… Cholera – przeklął pod nosem. Skoro język plątał mu się przed Leightonem, to co powie Liamowi?
- Harry – Leighton uspokajająco pogładził go po ramieniu. – Zróbmy tak – drugą ręką podniósł podbródek Harry’ego, tym samym zmuszając go do spojrzenia sobie w oczy. – O nic nie pytałem, nic nie muszę wiedzieć. Wejdziesz tam i po prostu załatwisz to, co musisz. Okej? – Harry przytaknął ledwie dostrzegalnie. - A ja w międzyczasie kupię nam coś dobrego w sklepie naprzeciwko i będę na ciebie czekał, kiedy już stamtąd wyjdziesz – uśmiechnął się. - Z paczką chusteczek i słoikiem Nutelli – dodał pokrzepiająco.
Harry zachichotał, nieco się opanowując.
- Wystarczy mi opakowanie skittlesów.
- Wedle życzenia – Leighton uśmiechnął się, otwierając drzwi po swojej stronie.
Harry podążył jego śladem. Na miękkich nogach stanął przed drzwiami do kafejki.
- Jakby co, wystarczy słowo, Harry – powiedział Leighton, opierając się o maskę samochodu. W swojej skórzanej kurtce narzuconej niedbale na biały T-shirt przyprawiał Harry’ego o małą palpitację serca.
Nie wiedział, po co mu Leighton, ale świadomość, że będzie tutaj cały czas, dodawała mu otuchy. Obrócił się niepewnie i śmiałym krokiem przestąpił próg „Kardamonu”.
Zapach świeżo parzonej kawy i słodkich ciastek uświadomił mu, że nic dziś nie zjadł. Nie był w stanie. Choć jego zestresowanie wydawało się irracjonalne, sam nie mógł nic na to poradzić. Bał się. Tak mocno bał się skutków dzisiejszej rozmowy. W głębi duszy wciąż żywił nadzieję, że Judith go okłamała. Zadrwiła z niego i z Liama, pragnąc zemsty za to, że poważnie myśli o zostawieniu jej z tym samej. Ale czy byłaby aż tak naiwna?
- Harry – znajomy głos pokierował go w stronę dziewczyny siedzącej z laptopem przy dalekim stoliku. – Dawno się nie widzieliśmy.
Brunetka wstała i wyciągnęła dłoń w jego stronę. Harry przyjął ją, nieco zaskoczony.
- Spodziewałem się…
- Liama. Wiem – uśmiechnęła się. – Nie martw się. To po prostu moja restauracja.
- Oh – cichy dźwięk wyrwał się z ust Harry’ego. To by wyjaśniało, dlaczego Liam chciał się tu spotkać.
- Miło mi cię widzieć, naprawdę. Napijesz się czegoś?
- Nie, nie dziękuję – zaprzeczył energicznie. - Chciałem tylko porozmawiać z Liamem. Nie miej mi za złe, ale na osobności.
- Nie będę wam przeszkadzać, spokojnie – machnęła ręką, zsuwając swoje okulary. – Powiem mu, że jesteś.
Kiedy Jesy zniknęła za drzwiami zaplecza, Harry poczuł się jeszcze gorzej. Słyszał, że ona i Liam mają się ku sobie, jednak nie wiedział, że sytuacja jest aż tak poważna. Od jakiegoś czasu związki Liama opierały się na kilku wspólnych nocach z jakąś panienką, a teraz? Payne najwyraźniej się zakochał.
- Harry – Liam z uśmiechem na twarzy wyszedł mu naprzeciw. – Wyglądasz nie za ciekawie – skwitował, biorąc go w mocny uścisk. – Siadaj – wskazał na stolik obok tego, z którego Jesy właśnie sprzątała swojego laptopa. – Miło, że przyjechałeś. To musiała być ważna sprawa, jeśli fatygowałeś się tyle kilometrów.
- Możesz przestać?
To chyba dobry dzień dla odwagi Harry’ego. Ujawniała się dziś w najbardziej potrzebnych momentach. Liam zamilkł. Spojrzał na swoje splecione dłonie. Chłopak niezaprzeczalnie miał coś na sumieniu. Wesołe biadolenie, uśmieszki i opuszczanie wzroku – tak zachowywał się zestresowany Liam za czasów One Direction. Ta rzecz najwyraźniej nie uległa zmianie.
- Na pewno domyślasz się, o co mi chodzi – rzucił Harry, siląc się na spojrzenie mu w oczy. Wyczytał z nich tylko trochę strachu i… Przygnębienia?
- Nie za bardzo.
- Oh, Liam, proszę cię – syknął głośno. Był pełen podziwu dla samego siebie. Zestresowany chłopaczek odpłynął na dobre, na jego miejsce zsyłając kompletnie wkurzonego faceta. – Nie rżnij głupa – pokręcił głową. – Jak mogłeś, Liam?
- Harry, to nie…
- Powiedziałeś już Jesy, że zrobiłeś dzieciaka mojej żonie, czy będzie zdziwiona, gdy spotkamy się na wspólną herbatkę?
- Harry – Liam był wyraźnie zdziwiony zachowaniem Harry’ego. Jeszcze nigdy nie widział, by był tak pełen nienawiści i jadu. – Daj mi wyjaśnić.
- Nie wiem, czy chcę tego słuchać, Liam – wzruszył ramionami. – Ale muszę – zlustrował go od stóp do głów. – Miejmy to z głowy.
Liam westchnął głośno.
- Miałem trasę koncertową – zaczął. – Po show w Nottingham, urządziliśmy sobie after party. Judith miała tam akurat imprezę ze swoją redakcją, świętowali nową współpracę.
- A myślałem, że tylko w serialach żony wyjeżdżają na delegację, by zdradzać mężów w obskurnych, klubowych kiblach – prychnął Harry.
- Byłem nawalony w trzy dupy. Harry, błagam cię – Styles wyrwał rękę z uścisku Liama.
- Nie – pokręcił głową. – Zawsze miałeś dość mocny łeb. Wykorzystałeś to, że Judith wręcz przeciwnie.
- Zapewniam cię, że na trzeźwo nigdy by do tego nie doszło, Harry.
- Ale mnie nie obchodzi, co by było gdyby! – uniósł głos. – Obchodzi mnie to, że spieprzyłeś wszystko, Liam! – syknął z pogardą. – Spieprzyłeś życie mojemu synowi. I pewnie tak samo urządzisz swoje pierworodne dziecko z moją pieprzoną żoną!
Jesy stojąca nieopodal chyba usłyszała o kilka słów za dużo. Z przerażeniem wpatrywała się to w Liama, to w Harry’ego, nie do końca wiedząc, jak powinna postąpić.
- No co? – Harry rozłożył ręce. – Zamurowało, bo ktoś powiedział ci prawdę? – mało brakowało, a splunąłby mu w twarz. – Gardzę tobą, Liam. Gardzę osobą, jaką stałeś się przez ostatnie lata. Nie masz nawet jaj, by przyznać się do tego, co zrobiłeś. Dowiedziałbym się, gdyby Judith nic mi nie powiedziała?! Nie zasłużyłem nawet na gram szczerości?!
- Nie chciałem cię łamać, Harry.
- Oh, więc to dla mojego dobra, tak? – teatralnie wywrócił oczami. – W końcu nikt nie chce niszczyć małego, biednego Harry’ego, który o mało nie popełnił samobójstwa po śmierci swojego przyjaciela z zespołu – pokręcił głową z dezaprobatą. – Oczywiście…
- Zarzucasz mi tyle złego, a kto pieprzył Louisa, nie mając na uwadze Elea…
Słowa Liama zostały brutalnie przerwane przez pięść Harry’ego, która z ogromnym łoskotem spoczęła na jego żuchwie.
- Harry! – Jesy podbiegła do Liama, razem z inną kelnerką próbując odpędzić Harry’ego, który nie przestawał okładać go ciosami.
Liam jednak był znacznie silniejszy. Nie chciał tego robić, jednak w geście samoobrony zdecydował, że musi uderzyć Harry’ego. Kiedy jednak celował w chłopaka, nagle ręce Stylesa zostały odepchnięte, a jego zamach zamortyzowała czyjaś dłoń, która w jednej sekundzie przygwoździła go do pobliskiej ściany.
- A niech mnie… - szepnął Liam, oddychając ciężko. Klon Louisa Tomlinsona pociągnął go za koszulkę, delikatnie unosząc nad ziemią. Nie do końca wiedział, jak do tego doszło. Brunet był znacznie niższy od niego.
- Ani się waż – zaakcentował każde słowo, z wrogością patrząc mu prosto w oczy. Po chwili puścił go i odsunął się, wycofując się w stronę oniemiałego Stylesa. – Harry? Idziemy – pociągnął go za rękaw. – Harry.
Powoli odwrócili się i skierowali do wyjścia. Harry wciąż asekurowany przez Leightona, na wypadek gdyby nie dość było mu bijatyki.
- Harry, przepraszam – krzyknął Liam, ścierając strużkę krwi ze swojej brody.
Styles spojrzał na niego przez ramię. Pobocznie zaobserwował pobojowisko, które wyrządzili. W akcie adrenaliny przewrócili stolik, wywracając wszystko, co się na nim znajdowało. Pozostali klienci skostnieli w miejscu, niektórzy z widelczykiem przy lekko uchylonych ustach – każdy z zapartym tchem obserwował to, co działo się w odległym kącie kawiarni.
- Dla mnie nie istniejesz, Liam – rzucił cierpko, opuszczając restaurację.
Liam i Leighton nawiązali jeszcze krótki kontakt wzrokowy, nim i Pevense powoli podążył śladem Harry’ego.

*

- Szefie?
- Czego? – Jackson oderwał wzrok od przeglądanych właśnie dokumentów.
- Dziewczyna się sapie – rzucił jeden z ochroniarzy, pokazując w stronę piwnicy.
Morrison z uśmiechem na twarzy minął mężczyznę, zardzewiałymi schodami kierując się w dół, do starej i zapleśniałej przechowalni. Już tutaj słyszał krzyki wściekłej Camilli.
- Słoneczko, zaraz mi uszy odpadną – zachichotał.
- Nie nazywaj mnie tak – syknęła szatynka, podnosząc się, choć obwiązana dość ciasnym węzłem nie miała dużego pola manewru.
- Nie chcę robić z naszej relacji jakiegoś durnego filmu science-fiction, zaufaj mi – usiadł na pobliskim krześle, gładząc jej policzek. Dziewczyna splunęła mu na dłoń, odsuwając się w najdalszy zakamarek pokoju. – To nie było mądre posunięcie – pstryknął palcami, wstając i udając się do wyjścia. Dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn ruszyło w jej kierunku.
- Dlaczego mi to robisz?! – wrzasnęła. – Sprzedałam ci Leightona, czego jeszcze ode mnie oczekujesz?!
- O nie, skarbie! Powiedziałaś tylko, gdzie znajdę Leightona, ale inną sprawą jest to, że tego dupka wcale nie było w twoim mieszkaniu! – uniósł się.
- Ale jak to? – szepnęła zdziwiona.
- Może zapytasz samą siebie, zanim panowie dadzą ci małą karę – uśmiechnął się złowrogo. – Spytam jeszcze raz – dokąd poszedł Leighton?
- Naprawdę nie wiem!
- A chciałem ci pomóc – westchnął, z udawaną troską. – Zajmijcie się nią – powiedział do pozostałych mężczyzn.
- Ostatnio kręci się z Harrym Stylesem! – krzyknęła, zanim ciągnąc i szarpiąc, zaciągnięto ją do pokoju obok.
Głośny krzyk rozległ się w pomieszczeniu, echem odbijając się od gołych ścian pełnych zacieków.
- Harry Styles? – Jackson potarł skroń, przywołując kolejnego ze swoich pracowników. – Sprawdź mi kogoś. Była gwiazdka popu, Harry Styles. Czytaj brukowce, śledź pudelka, przejrzyj Twittera, nie wiem! Chcę wiedzieć, gdzie jest Harry Styles, jasne?