Nie jestem szczególnie zadowolona, ale nie miałam czasu, żeby cokolwiek napisać. I będzie ciężko żebym jakąkolwiek chwilę wykrzesała do końca roku, dlatego przepraszam za wszelkie niedociągnięcia.
Dziękuję jak zwykle tym, co komentują. Lubię czytać, co macie mi do powiedzenia, kogo lubicie, a kogo nie, haha.
Do następnego!
___________________________
- Dasz sobie radę?
Perrie krzątała się po mieszkaniu, pakując do torebki tonę
kosmetyków.
- Jeśli zgłodniejesz, obiad jest w czarnym naczyniu na
górnej półce. Alarm przeciwpożar…
- Nie mam zamiaru niczego podpalić – Harry zaśmiał się,
klepiąc blondynkę po ramieniu. – Idź już i bawcie się dobrze.
Perrie przytaknęła. Zostawiła Harry’ego w kuchni, podążając
na korytarz.
- Ah, jakby co na półce przy piekarniku masz…
- Numery telefonu! – odkrzyknął Harry, kręcąc głową z
niedowierzaniem.
Perrie traktowała go jak swojego synka, który pierwszy raz
zostaje sam w domu. Nie chciał bardziej psuć Malikom codziennej rutyny, dlatego
postanowił, że nie pójdzie z nimi na imprezę. Nawet nie znał ich znajomych. W
zamian zaoferował się do pilnowania Jaydena i Sophii.
- Na pewno nie zadzwonić po opiekunkę?
- Harry ma lepsze kwalifikacje niż twoja nastoletnia niania –
Malik wywrócił oczami, wyłaniając się z holu. Pociągnął Perrie w stronę drzwi
wyjściowych. – Będziemy późno, więc nie wzywaj policji, jak coś usłyszysz nad
ranem.
- Jasne – Harry oderwał wzrok od wyświetlacza swojej komórki.
– Teraz ty chcesz mi prawić kazania? – uniósł brew, z drwiną przyglądając się
przyjacielowi.
- Jeśli masz jakieś plany, możesz zaprosić tu kogo tylko
chcesz, przecież wiesz.
- Dzięki, ale nie potrzebuję towarzystwa.
Malik wzruszył ramionami, zapinając kurtkę.
- Więc do jutra – zasalutował, wychodząc. Tym samym Harry
został sam w piątkowy wieczór.
Powolnym krokiem ruszył na górę, uchylając drzwi sypialni
Jaydena.
- Mama mówiła, że śpisz.
Chłopiec podskoczył, odwracając wzrok od monitora.
- Jeden poziom?
Harry westchnął zrezygnowany, grożąc mu palcem.
- Przyjdę za pół godziny i komputer ma być wyłączony.
- Jasne! Dzięki, wujek.
Styles zajrzał jeszcze do Sophii, która uroczo pochrapywała,
niestety, dziedzicząc tę niecną cechę po ojcu. Upewniwszy się, że żadna ściana
nie grozi zawaleniem, na wypadek gdyby Perrie zechciała zadzwonić i zapytać,
udał się na dół i opadł na wielką, miękką kanapę.
Westchnął przeciągle, wydobywając z kieszeni telefon. Wykręcił
numer, przymykając powieki i wygodnie lokując się na poduszkach.
- Już myślałem, że mnie nie kochasz – znajomy głos od razu
przyprawił Harry’ego o uśmiech. Wyrzuty sumienia jeszcze silniej dały się we
znaki, gdy pomyślał, że od wyjazdu do Londynu nie dawał Adamowi znaku życia.
- Nigdy cię nie kochałem. Sprawdzam tylko, czy nie puściłeś
mi biznesu z dymem.
- Nie, ale bardzo chętnie wystawię twoje walizy za drzwi. Nie
zapominaj na czyim utrzymaniu jesteś.
Harry zagryzł wargę, tamując śmiech.
- A tak poważnie. Jak tam?
- Cóż – Adam westchnął. – Kiedy wrócisz czeka cię sporo
roboty. Nie widać biurka przez masę piętrzących się papierów. I zgadnij co
właśnie robię? Idę dołożyć następną piękną teczuszkę. Jakbym budował piramidę w
twoim gabinecie.
- Jesteś w firmie? – spojrzał na zegarek, marszcząc czoło. –
Na miłość boską, zaraz dziesiąta. Idź obejrzeć nowy sezon „How I met your
mother” czy coś.
- Zaraz wychodzę. Po prostu trochę mi tu schodzi, odkąd szef
dupek grzeje tyłek na wakacjach.
- Zamknij się – Harry uśmiechnął się, wchodząc do kuchni. Wyjął
butelkę wody i wyjrzał przez okno. – Będę na miejscu za dwa, góra trzy dni.
- Teoretycznie ci wierzę – prychnął. – Dobra, lecę zamykać. Chyba,
że chcesz bym zrobił to niedokładnie.
- Okej, okej. Ah, Adam? – pytająco uniósł głos.
- Tak?
- Dzięki wielkie, naprawdę. Za wszystko.
- Weź, bo się wzruszę – fuknął zadziornie. – Trzymaj się
tam.
- Na razie.
Po kilku odcinkach serialu, powoli przysypiał, co chwilę
zmuszając się do pozostania na jawie. Był zmęczony, jednak nie chciał zasnąć. Harry
nie znosił tego uczucia.
Wyłączył telewizor, rozciągając kości. Od kilku godzin nie
ruszył się z miejsca.
Nieprzytomnym krokiem podszedł do komody i sięgnął po telefon.
Dochodziła druga. Skierował kroki na górę.
Jayden spał rozkopany na całym łóżku. Harry przykrył go
delikatnie, jednak nie udało mu się zrobić tego w całkowitej ciszy. Pokój tonął
w zabawkach porozrzucanych po podłodze. Na szczęście młody Malik zdawał się nie
reagować, choć odgłosy wydawane przez samochód, na który nadepnął Harry, wydawały
się godne zbudzenia umarłego.
Sophia wciąż spała, nie przekręcając się nawet o milimetr,
odkąd sprawdzał po raz ostatni. Bez wątpienia robiła mu łaskę, biorąc pod
uwagę, że odkąd tu zamieszkał, słyszał ją każdej nocy.
Lekko znużony podążył do łazienki, gdzie zdecydował się
wziąć gorący prysznic.
Na nie do końca wysuszone ciało narzucił szare dresy i długi
podkoszulek, mokre włosy roztrzepując dłonią.
Ułożył się na łóżku w swojej sypialni, jednak rozbudził się
na tyle, że zmęczenie kompletnie go opuściło. Westchnął niezadowolony, ponownie
sprawdzając telefon. O dziwo Perrie nie zadzwoniła ani razu, przez co Harry
wpadł w poważne rozważania, czy przypadkiem Zayn nie zabrał jej komórki.
Choć nie chciał spać, jego mózg najwyraźniej nie pracował
już na wysokich obrotach. Nie wiedząc, co nim kieruje, wstał, zszedł na dół i wyszedł
na taras.
Świeże nocne powietrze zdecydowanie mu pomogło. Duży dom
nieco go przytłoczył, a samotność, chociaż bardzo jej pragnął, trochę ciążyła
mu na sercu.
Starannie oplótł się swetrem Zayna, który złapał w
pośpiechu, wychodząc. Mając na nogach wyłącznie skarpetki ruszył drewnianym
podestem otaczającym dom od każdej strony.
Harry często miewał wieczory pełne refleksji, ale ten był
wyjątkowo męczący. Miał dużo spraw do przemyślenia, a te kumulując się,
stworzyły kompletny mętlik w jego głowie.
Styles usiadł po turecku na schodach przed drzwiami
frontowymi. Wyjął spod koszulki szary notatnik. Walczył sam ze sobą, jednak nie
chciał go przeczytać. Od czasu do czasu po prostu patrzył na okładkę. Dla
własnego dobra lepiej, gdyby jak najszybciej go oddał, lecz od kilku dni nie
mógł dodzwonić się do jego właściciela. Nie żeby mu zależało, ale ten malutki
odruch w jego osobowości nie przestawał się martwić.
- Zgłupiałem – pokręcił głową, wpatrując się w napis kontaktu
na ekranie. Stanowczo nadużywał dziś telefonu. – Zgłupiałem – powtórzył, jednak
przycisnął zieloną słuchawkę.
Zdziwienie ogarnęło go całkowicie, kiedy około trzeciej nad
ranem sygnał połączenia przerwał dźwięk szorstkiego, męskiego głosu.
- Nie sądziłem, że dzwonienie do kogoś o tej porze leży w
granicach przyzwoitości, panie Styles.
Harry uśmiechnął się, słysząc swoje własne słowa.
- Dzwoniłem.
- A ja nie odbierałem.
Harry zagryzł wargę, kładąc notes obok siebie. Nie chciał
naciskać. Leighton i tak mu nie powie.
- Zostawiłeś coś, jak wybiegłeś z kawiarni – nie przerwał
mu. – Chciałbym ci oddać twój zeszyt.
- Czytałeś?
- Nie – odpowiedział machinalnie, wyczuwając przerażenie w
głosie chłopaka.
- Dlaczego?
Harry zmarszczył brwi.
- Dlaczego nie czytałem?
- Ja bym przeczytał, gdybyś mi zostawił coś swojego.
- Bo jesteś dupkiem.
Ułożył wargi w cienką linię. Nie chciał tego powiedzieć, po
prostu myśli wymsknęły mu się nieproszone. Ku jego uldze Leighton zaśmiał się,
powodując przyjemne uczucie kumulujące się w Harrym. Jego śmiech brzmiał tak
wdzięcznie.
- Kiedy dupek może zgłosić się po swoją zgubę? Wbrew pozorom
to ważny dla mnie zeszyt.
- Masz go za każdym razem. Domyśliłem się.
Harry doszedł do wniosku, że czasami powinien ugryźć się z
język. Teraz wyszedł na człowieka, który uważnie przygląda się wszystkiemu, co
ma, co mówi i jak zachowuje się Leighton. Na miejscu chłopaka poczułby się
osaczony.
Skarcił się w duchu, jednak zanim skończył, miał ochotę
zrobić to po raz drugi. Słowa mimowolnie wymykały się z jego ust.
- Co robisz?
- Teraz? – Leighton zdziwił się, lecz wciąż przemawiało
przez niego rozbawienie.
- Teraz.
Minęło kilka chwil, nim usłyszał odpowiedź.
- Jestem w parku.
- Sam?
- Sam.
Ziarenko ulgi wykiełkowało, kiedy chłopak potwierdził. To irracjonalne, Harry, przestań.
- Też jestem sam.
Znów cisza, lecz mimo tego wiedział, że Leighton się nie
rozłączył.
- Chcesz pobyć sam, ale ze mną?
- Sam, ale z tobą, to już nie jest sam.
Harry zmarszczył brwi. O czym oni w ogóle rozmawiali. Nic
nie trzyma się kupy. Ani ten telefon, ani jego nocne spacerki w zimnie, ani
Leighton pieprzony Pevense.
- Napisz mi, gdzie jesteś, przyjdę.
Leighton zakończył połączenie, a Harry bez chwili wahania
wysłał mu adres Zayna.
Minęło pół godziny. Niebo zaczęło się przejaśniać, a Harry
wciąż siedział na werandzie. Nagle, brama otworzyła się ze zgrzytem i ścieżką
ruszył Leighton w ciemnych raybanach i skórzanej kurtce.
- Zgłupiałeś? – brunet stanął naprzeciw Harry’ego. – Jest
zimno.
- Po co ci okulary w nocy?
Chłopak zignorował go. Podniósł z ziemi swój skoroszyt,
upychając go w kieszeń czarnych jeansów. Usiadł przy Harrym, zdejmując z siebie
kurtkę i narzucając ją na barki Stylesa. Harry nic nie powiedział, nie ruszył
się, tylko patrzył przed siebie, skutecznie dekoncentrowany przez ramię
Leightona opierające się o jego własne.
Cisza między nimi nie była krępująca. To raczej ten
przyjemny rodzaj ciszy, gdy nie trzeba nic mówić, a i tak wszystko wydaje się w
porządku. Mimo wszystko, Leighton zdecydował się odezwać.
- Chcesz zagrać w grę?
Harry zmarszczył czoło.
- W grę?
- Będziemy zadawać sobie na zmianę pytania. Przegrywa ten,
który nie będzie chciał odpowiedzieć.
Harry obrócił głowę, wpatrując się w Leightona. W tej w
chwili błogosławił jego okulary, zakrywające te magnetyzujące spojrzenie, którym
zapewne go lustrował.
- Okej – wzruszył ramionami, chowając skostniałe dłonie w
rękawy. – Zacznij.
- Gdzie właściwie jestem? – rozejrzał się dookoła. – Na bogato.
- To dom Zayna. Byłem z nim wtedy, gdy na siebie wpadliśmy. –
Leighton pokiwał głową w zamyśleniu. – Jaki jest twój ulubiony film?
Chłopak spojrzał a Harry’ego spode łba, jednak nie
skomentował wyboru pytania.
- Lubię klasyki kinowe.
- Na przykład?
- „Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co
się trafi.”
Harry przytaknął, uśmiechając się.
- Też lubię „Forresta Gumpa”.
- Dlaczego pytasz mnie o ulubiony film, kiedy masz tysiąc
innych pytań w głowie? – Harry skonfundowany spojrzał na towarzysza. – Odpowiesz,
czy szybko się poddajesz?
- Mam dużo pytań, na które i tak mi nie odpowiesz, więc po
co pytać? – wzruszył ramionami. – Do czego pijemy tą zabawą?
Leighton zagryzł wargę.
- Chcę cię zapytać o wiele rzeczy, ale nie wypada ot tak.
- Pokaż oko.
- To nie jest pytanie.
- Pokaż.
Harry nie ustępował, uważnie obserwując chłopaka. Zrezygnowany
Pevense ściągnął raybany.
Harry skrzywił się nieznacznie.
- Kto cię tak urządził?
- Łamiesz zasady. Teraz moja kolej – uśmiechnął się, a Harry
machnął ręką, przyznając mu rację.
- Czemu siedzisz prawie nago na werandzie?
- Nie jestem nago – Harry zarumienił się, kręcąc głową. –
Sam nie wiem. Nie masz tak czasem? – zaczął, udzielając właściwej odpowiedzi. –
Po prostu chcesz wyjść na powietrze, usiąść i pomyśleć.
- W samych skarpetkach? – Leighton ledwo hamował śmiech.
- Szydzisz ze mnie.
- Tylko troszkę – uśmiechnął się. – Czasami też tak mam –
dodał pod nosem.
Harry spojrzał w dal. Tego też nie skomentuje. Wydawało mu
się, że odnalazł w głowie taktykę, jak porozumieć się z Leightonem tak, by nie
zbywał go ciągłymi ripostami.
- Czy chcesz mi powiedzieć, kto zrobił ci krzywdę? –
ponownie przeniósł na niego swoje zielone tęczówki. Wpatrywał się w podbite
oko, które powoli zaczynało się goić.
- Nie, nie chcę.
Harry przytaknął, wyczekując kolejnego pytania.
- Dlaczego nie zapytałeś wprost?
- Nie chcę na ciebie naciskać, bo zależy mi na twoim
towarzystwie.
- Dlaczego… - Harry przerwał mu, dając do zrozumienia, że
teraz jego kolej.
- Chcesz wrócić ze mną do Holmes Chapel jutro rano?
Leighton zastanawiał się przez chwilę, po czym pokiwał
głową.
- Chcę wrócić z tobą do Holmes Chapel jutro rano.
Harry uśmiechnął się, mrużąc powieki, kiedy pierwsze
promienie słońca nieco go oślepiły.
- Czemu zadzwoniłeś akurat do mnie? – Leighton wzruszył
ramionami. – Na pewno masz wielu znajomych, a w środku nocy zadzwoniłeś akurat
do mnie – zaakcentował ostatnie słowo.
- Bo nie chciałem rozmawiać z nikim innym – to była słuszna
odpowiedź. Może nie do końca pełna. Pominął fragment z martwieniem się, ale czy
to istotne? – Wejdziesz ze mną do domu na herbatę?
Chłopak uśmiechnął się.
- Nie, powinienem wracać – podniósł się z miejsca.
Harry także wstał. Dopiero teraz odczuł, jak bardzo zmarzł.
- Nie – Leighton zaprzeczył, kiedy Harry zdejmował jego
kurtkę. – Zatrzymaj ją, to wtedy będę miał, po co wrócić.
- Do mnie zawsze możesz wracać bez powodu.
Cholera. Czy Harry właśnie powiedział to, co powiedział?
Leighton uśmiechnął się.
- Dziękuję, że nie przeczytałeś mojego notesu.
- Dziękuję, że nie komentujesz mojego dziwnego zachowania w
środku nocy.
- Już mamy dzień – Leighton odwrócił się powoli, ruszając w
dół ścieżki. Zatrzymał się jednak w połowie drogi. – Miło było spędzić z tobą
ten dziwacznie dziwny poranek, panie Styles.
- Nie mów do mnie panie Styles.
- Wciąż jestem tylko twoim pracownikiem – puścił do niego
oczko. – Jeszcze.
Harry stał w progu lekko zdziwiony. Co to znowu miało
znaczyć? Obserwował oddalającą się sylwetkę chłopaka.
Nie rozumiał nic z tego, co wydarzyło się przez ostatnie
dwie godziny. Mimo to był pewien, że gra nie dobiegła jeszcze końca.