To już jedenastka, wow.
Dziękuję wam za to, że jesteście i wciąż napływacie. Zauważyłam ostatnio dużo nowych czytelników.
Nie będę was zanudzać, powiem jedynie, że jestem wdzięczna tej garstce osób, która wciąż komentuje. Piszę dla siebie, jasne, ale miło jest mi czytać wasz uznanie dla mojej pracy, naprawdę.
Trzymajcie się cieplutko!
PS. Nie skupiałam się bardzo na korekcie tego rozdziału, więc za błędy przepraszam.
____________________________________
Retrospekcja
05.03.2013r.
- Hej, spokojnie! – Josh
zeskoczył ze swojego podestu, na którym umieszczono ogromną perkusję, większą
niż zazwyczaj. – Może chwila przerwy? Nie wydajecie się dziś w nastroju.
Liam westchnął
żałośnie, po czym zszedł ze sceny i usiadł w tylnych rzędach O2 Areny.
- Niall? – Devine dołączył
do Horana przeglądającego Twittera w swoim telefonie. – O co chodzi?
- Nie wiem, o czym mówisz
– blondyn wzruszył ramionami, wzrok ponownie kierując na jasny wyświetlacz.
- Przecież widzę –
odkręcił butelkę wody, biorąc spory łyk. – Liam nie ma nastroju, Zayn ledwo
stoi na nogach, nie wspominając o Harrym, który nie podniósł tyłka ze schodów –
kątem oka podejrzał Stylesa. Bawiąc się mikrofonem, ignorował wszystko i
wszystkich wokół.
- Nie obraź się, Josh,
ale to nie twój interes.
- To może chociaż
dowiem się, gdzie jest Louis? Też jestem w tym zespole na miłość boską! –
uniósł głos. – Wy pieprzycie, my pieprzymy, show się pieprzy – wskazał dłonią
na Sandy’ego, Dana i Jona.
- Louis chce odejść –
cichy szept Harry’ego przerwał grobową ciszę.
- C… Ale… - Devine z
niedowierzaniem wpatrywał się w bruneta, który pierwszy raz od dawna zaszczycił
go spojrzeniem. – Dlaczego?
- Tego nikt nie wie –
westchnął Horan, zeskakując w trybuny. Powolnym krokiem skierował się do
bocznego przejścia. Głuchy trzask zamykanych drzwi rozszedł się echem po
skąpanej w ciszy hali.
Harry odgarnął loki opadające
mu na twarz. Obserwował Liama wpatrującego się bezczynnie w jeden punkt. Był
wyraźnie załamany, jednak starał się stwarzać jakiekolwiek pozory. Tymczasem Zayn
się poddał. Z przymkniętymi powiekami zdawał się nie reagować na bodźce
zewnętrzne.
- Powstrzymajcie go!
Nie może tak bez powodu rezygnować. Poniesie konsekwencje finansowe.
- To go nie obchodzi –
Dan odłożył gitarę, naciągając kurtkę. – Mówił mi, że to kwestie osobiste, więc…
- Każdy ma jakieś
problemy – upierał się perkusista. – Coś poważnego musiało… - przerwał, kręcąc
głową. – To do niego po prostu niepodobne. Może Elea…
- Els nie maczała w
tym palców – Harry zrezygnowany wstał, otrzepując dresy. –Przepraszam – opuścił
podest, znikając za kulisami.
- Naprawdę musisz już wracać?
Perrie stała oparta o framugę pokoju gościnnego.
Judith pakowała skromną walizkę, upychając na wierzchu
ubrania kupione na wyprzedażach.
- Obowiązki – uśmiechnęła się, dopinając zamek. – Leo ma
zaległości, ja zostawiłam pracę, a powinnam szukać kogoś na moje pół etatu.
- Szkoda – Perrie westchnęła, wyglądając przez okno. Usiadła
na parapecie, obserwując Zayna bawiącego się z dzieciakami w ogrodzie.
- Złoty facet – Judith podążyła za jej spojrzeniem, wkładając
do torby komórkę i kosmetyczkę.
- Twój jest równie cudowny.
- Był cudowny – sprostowała szybko, unikając jej spojrzenia.
- Judith, o co w tym wszystkim chodzi? – Perrie pokręciła
głową. – Nie kupuję bajki, że przestało zależeć ci na Harrym. Za dobrze cię
znam.
- Ale tak się stało – upuściła trzymaną w dłoniach
portmonetkę. Podniosła ją w pośpiechu, nim Perrie zdążyła zeskoczyć z miejsca. –
Czasami tak się dzieje – schowała zbłąkany
kosmyk za ucho, podnosząc walizkę. – Muszę uciekać.
- Daj, pomogę ci.
Leo, siedząc w foteliku pasażera, tęsknym wzrokiem wpatrywał
się w dom Malików. Zdążył zżyć się z tym ogromnym mieszkaniem, które pomimo
kolosalnych rozmiarów było jednym z najprzytulniejszych miejsc na świecie. Tętniące
śmiechem i rozmowami tak odbiegało od codziennego spokoju na przedmieściach
Cheshire.
- Kiedy wracasz? Obiecałem ci wejściówki na mój koncert –
Liam oparł się o uchylone okno samochodu. Potargał ciemne loki dziecka, tak
bardzo przypominające mu włosy Harry’ego.
Chłopiec zmarszczył czoło.
- W wakacje – uśmiechnął się. – Zmuszę ich albo sam
przyjadę.
- Już lepiej, abyś ty się nigdzie na własną rękę nie
wybierał, koleżko.
- Ale wszystkim wyszło na dobre – skwitował z perfidnym
uśmieszkiem majaczącym na ustach.
- Cwaniak. Odziedziczone po wujku skrzacie – Liam pokręcił
głową, całując malca w czoło. – Na razie. Tylko ucz się pilnie! – odszedł kawałek
w kierunku reszty.
- Pilnuj mojego taty.
Liam obrócił się lekko skonsternowany.
- Chyba sam umie o siebie zadbać, nie sądzisz?
- Nie sądzę – Leo uśmiechnął się cierpko, zasuwając szybę
auta. Jeszcze raz pomachał Payne’owi, po czym skupił się na przenośnej grze
video.
- Nie sądzę? – Liam pytająco uniósł brwi.
- Co mówisz? – Harry wyszedł na zewnątrz, podchodząc do
niego.
- Nic, nic – lekceważąco machnął dłonią. – Młody chyba ma
depresję, że z nim nie wracasz – wzruszył ramionami, wskazując na sedana za
sobą.
Harry przytaknął, wymijając go i otwierając drzwi samochodu.
- A z własnym ojcem to nie łaska się pożegnać, co?
- Nie lubię pożegnań, dlatego się tu schowałem – chłopiec
westchnął zirytowany, odkładając zabawkę. – Możesz mi po prostu powiedzieć
kazanie i sobie iść.
- Hej – Harry uniósł brodę pięciolatka, tym samym zmuszając go
do spojrzenia mu w oczy. – Praca wymaga ode mnie bym został tutaj na kilka dni,
ale niedługo wracam. Nim się obejrzysz będę w domu.
- Czyli przyjdziesz do domu?
Harry westchnął, przez chwilę obserwując czubki swoich
znoszonych butów.
- Odwiedzę cię.
- Widzisz? Teraz będzie inaczej – opuścił wzrok, zaczynając
kolejny poziom Pacmana.
- Ale chyba o tym rozmawialiśmy. Pamiętasz?
- Co nie zmienia faktu, że mam prawo być smutny i
niepocieszony.
Uśmiech zabłąkał się na wargach Harry’ego. Nerwowość małego
zawsze go śmieszyła. Korzystając z przywileju, że Leo nie patrzył, szybko
powrócił do kamiennego wyrazu twarzy.
- Racja – zagryzł wargę, drapiąc się po karku. – A czy ja
mam prawo sądzić, że do twojego smutku i niepocieszenia przyczynia się także zostawienie
Vivi? – rozłożył ręce, napotykając ciemne, przestraszone oczy syna. – Przede mną
nic nie ukryjesz – zachichotał, całując go w czoło. – Zadzwoń do mnie, jak
dojedziecie.
- I tak po prostu sobie pój…
Harry zatrzasnął drzwi, w odwecie otrzymując język
wyciągnięty w jego stronę.
- Jeden do zera, młody mężczyzno – powiedział sam do siebie,
obracając się i stając twarzą w twarz z Judith.
- Gotowy? – spojrzała na chłopca czekającego wewnątrz, a
następnie otworzyła drzwi po stronie kierowcy.
- Jedź ostrożnie.
- Wiesz, że jestem dobrym kierowcą, Harry.
Styles przytaknął, chowając dłonie w kieszenie kurtki. Zimny
wiatr rozwiał mu włosy, częściowo przysłaniając widok na stojącą przed nim
kobietę.
- Wpadnij, kiedy wrócisz do Cheshire.
- Obiecałem małemu.
Judith pokiwała głową, siadając za kierownicą.
- Więc… - niezręczność między nimi była niecodzienna i
niespotykana, lecz nawet w toku całkiem miłego wyjazdu nie nauczyli się ze sobą
rozmawiać. Co najwyżej kulturalnie olewać. – Do zobaczenia?
- Tak – Harry uniósł kąciki ust w czymś na kształt lekkiego
uśmiechu. – Dbaj o siebie.
Judith odwzajemniła gest, zamykając drzwi.
Silnik odpalił bez większych problemów, chociaż samochód stał
kilka dni bez użytku. Harry wszedł na chodnik, jeszcze raz machając do Leo.
Chociaż starał się być na niego obrażony, kiedy odmachiwał, w oczach chłopca i
tak widniał żal. Poczucie winy nie opuszczało serca Harry’ego, ale zarówno on jak
i jego syn wiedzieli, że tak będzie lepiej.
Z delikatnym piskiem opon czarny sedan zniknął z podjazdu,
kierując się na główną autostradę.
Dochodziła dziewiąta wieczorem. Harry i Zayn odprowadzili
Nialla na lotnisko, z którego miał odebrać Demi. Nie chcieli im dzisiaj
przeszkadzać, więc skrupulatnie wymigali się od wspólnej kolacji, obiecując, że
wpadną niedługo.
- Rany – Malik potarł obolały kark. – Czuję się jak po
dobrym weselichu.
- Mamy jeszcze Liama do wydania, więc wszystko jest możliwe –
Harry zachichotał, wyobrażając sobie Payne’a na ślubnym kobiercu. Kto by
pomyślał, że to on pozostanie tym starym kawalerem z łatką kobieciarza? Przykładny
Liam zniknął dość dawno temu, chociaż znajomi i tak wiedzieli, że pod tą maską nieustannie
kryje się dobry, opiekuńczy chłopak.
- Pójdźmy na ten jego występ w „Chardonney” – Zayn szczelnie
opatulił się szalikiem. – Póki nie ma trasy koncertowej warto korzystać, że
jest w Londynie. Zazwyczaj ciężko mi się z nim skontaktować.
- Tęsknisz za swoim ramieniem do wypłakania, drogi Bad Boy’u?
- Nie, ja nie tęsknię – zaprzeczył energicznie. Kopnął
leżący nieopodal kamień, trafiając nim do pobliskiego stawu. – Może czasami
trochę mi go brakuje – wzruszył ramionami. – Zawsze był na moje zawołanie, a
teraz jeździ po świecie. Beze mnie, bez ciebie…
- To dziwne – skwitował Harry. – Nie spodziewałem się, że ktokolwiek
z nas pojedzie w trasę bez czwórki.
- Czwórki – Zayn powtórzył jak mantrę, wpatrując się w
zasłane chmurami niebo. Ani jedna gwiazda nie przyświecała im tego wieczora. –
Chodźmy szybciej, to zła okolica – dodał, przyspieszając kroku.
- Boisz się parków?
- Raczej męskich dziwek atakujących mnie na każdym kroku.
- Dziwisz się?
Potraktowany solidnym kuksańcem w żebro, postanowił przestać
szydzić z boskości Malika. Na zawsze pozostanie to jednym z ulubionych zajęć
Harry’ego.
- Harry?
Styles zatrzymał się, słysząc znany sobie głos.
- A niech mnie – zduszony jęk Zayna przy jego boku tylko
utwierdził go w przekonaniu, że się nie myli.
- Cześć – chłopak podszedł do nich, uważnie przyglądając się
Malikowi. – Leighton Pevense – wyciągnął rękę w jego stronę, kompletnie
nieskrępowany miną Zayna, która znacznie odbiegała od normalnego wyrazu twarzy.
- Leighton – powtórzył, ściskając wyciągniętą rękę. – To znaczy,
jestem Zayn.
- Co tu robisz? – Harry jak kołek wpatrywał się w chłopaka. Czy
on go śledził? Przyjechał za nim aż do Londynu?
- Mieszkam – wzruszył ramionami. – Nie czytałeś mojego CV?
- CV? – Zayn odkaszlnął znacząco.
- Muszę przyznać, że za bardzo skupiłem się na twoim
dorobku.
- Powinienem się więc cieszyć – uśmiechnął się sceptycznie,
mierząc go tym swoim zawadiackim spojrzeniem. Harry znał Leightona tak krótko,
a już potrafił określić jego typowe zachowania. Czy to naprawdę raptem dwa
tygodnie, kiedy pierwszy raz wpadli na siebie na ulicy?
- Ale wczoraj w SMSie… - Harry skonfundowany zmarszczył
brwi. – Przecież widziałeś mnie. Wiedziałeś, że byłem na imprezie. Nie byłeś
tam, więc…
- W SMSie? – Zayn wytrzeszczył oczy, wciąż doszczętnie
ignorowany przez swojego przyjaciela.
- To długa historia, Harry. Mówiłem ci, gazety.
- Ale jak mogłeś czytać, skoro pisaliśmy o drugiej w nocy?
- Drugiej w nocy? – Zayn pokręcił głową z dezaprobatą.
- Jest pan strasznie czepialski, panie Styles – Leighton uśmiechnął
się, ukazując rząd białych zębów. – Mniejsza. Skoro już tu jestem, może
chciałbyś pogadać.
- Chyba powinienem…
- Harry bardzo chciałby pogadać, Loui… Leighton – Zayn
poprawił się, nie mogąc oderwać wzroku od chłopaka.
- Świetnie. Idziemy? Niedaleko jest Coffee Heaven.
Harry popatrzył na Malika, który tylko wzruszył ramionami,
mijając ich i robiąc parę kroków tyłem.
- Trafisz do domu, Harry. Weź taksówkę, żebyś się po nocach
nie szlajał. Miło było cię poznać, Loui… Leighton.
- Taak – brunet westchnął, przekręcając głowę. – Mnie również.
- Na razie!
Malik odszedł, co chwilę obracając się za siebie.
- Jakiś nerwowy ten twój kolega.
„Wyglądasz jak Louis.”
- Zimno mu trochę – rzucił na odczepne, po czym ruszył przed
siebie. – Gdzie to Coffe Heaven?
- Więc… – Leighton upił łyk Yorkshire Tea. – Naprawdę podpisałbyś
ze mną kontrakt?
- Tak – Harry przytaknął w zamyśleniu. Korzystając z okazji,
że Leighton notował coś w swoim brulionie, starał się starannie prześledzić
rysy jego twarzy. Niesamowicie znajome, a jednak inne.
Miał piękne kości policzkowe, choć bardzo kobiece, wciąż
idealnie formowały linię typowej męskiej szczęki. Delikatny zarost zdobił jego
jasną skórę. Pieprzyk na dolnej wardze był ciekawym i niespotykanym znamieniem,
które chciało się po prostu pocałować.
Harry, stój!
- Gapisz się – Leighton zatrzasnął zeszyt. Uśmiechnął się od
ucha do ucha, w ten swój firmowy i jedyny w swoim rodzaju sposób.
Przyłapany na gorącym uczynku, Harry otoczył kubek kawy
zmarzniętymi dłońmi.
- A na kogo mam patrzeć? Jesteśmy tu sami.
Leighton pokręcił głową.
- Gapisz się.
- Nie zawstydzaj mnie – Harry zachichotał, próbując
odseparować się od przenikliwego spojrzenia kaskadą gęstych włosów.
- Uwielbiam to robić – powiedział bardzo cicho. Czy Harry
miał to w ogóle usłyszeć? Westchnął głośno, wyglądając przez okno. Pierwsze
smugi na szybie świadczyły o tym, że niedługo rozpęta się ulewa. Jakaś
zakochana para uciekała przed deszczem, i tak moknąc od chlapiących na
wszystkie strony czarnych taksówek pędzących ulicą.
- Teraz ty się gapisz – Harry podmuchał na gorący napój. Wciąż
omijał spojrzenie Leightona.
- Ale ja mam odwagę się gapić.
- Możesz przestać?
- Gapić się?
- Sprawiać, że totalnie się przy tobie zapominam – pokręcił głową,
łokciami podpierając się o stolik w ustronnym miejscu niewielkiej restauracji.
- To już nie zależy ode mnie, panie Styles.
Harry podniósł wzrok znad parującego naczynia. Leighton
lustrował go swoim spojrzeniem nr 9 „jesteś takim zabawnym pajacem, Styles”.
Chwila, czy on
naprawdę policzył sposoby, w jaki na niego patrzył?
- Wracając do… - zmieszał się. Odkaszlnął znacząco,
przybierając pokerowy wyraz twarzy. – Czy chciałbyś przyjąć moją propozycję?
- Cała przyjemność po mojej stronie, panie Styles.
- Dlaczego raz mówisz do mnie formalnie, a raz po imieniu?
- Dlaczego odbiegasz od tematu, kiedy już wróciliśmy do
stanu typowo zawodowego spotkania?
- A może nasze spotkanie nie jest czysto zawodowe?
- Chciałeś się ze mną umówić, Harry?
Styles polizał spierzchnięte wargi.
Dupek.
- Chciałbyś.
Leighton wzruszył ramionami, uśmiechając się w sposób nr 12 „czasami
jestem nieśmiały, ale nie próbuj mi tego wytknąć”. To chyba ulubiony uśmiech
Harry’ego.
Naprawdę czas się
opanować, Styles!
- Powiesz… - wypowiedź Leightona przerwał odgłos telefonu. –
Wybacz – sięgnął do kieszeni, wyjmując stary model komórki. – Tak? – przyłożył słuchawkę
do ucha. Rysy jego twarzy wyraźnie się natężyły. Zagryzł wargę i zmarszczył
czoło, jakby słuchał nieprzyjemnego dźwięku, jaki wydaje kreda niepoprawnie
zetknięta z tablicą. – Odebrałem jego wiado… - głos po drugiej stronie
najwyraźniej mu przerwał. – Przecież porozmawiam z… - znów zamilkł.
Leighton nie lubił swojego rozmówcy i Harry doskonale wyczuł
to po zaledwie dwóch sekundach od rozpoczęcia konwersacji.
- Będę – rzucił zrezygnowany, rozłączając się. – Muszę iść –
dodał po chwili milczenia, podczas której nie oderwał wzroku od ciemnego
wyświetlacza.
- Odprowadzę…
- Nie, nie możesz.
- Dla…
Rzucił pieniądze na blat, po czym zdjął kurtkę z oparcia.
- Zdzwonimy się.
Schował komórkę do tylnej kieszeni jeansów i tak po prostu
wyszedł, nim Harry zdążył wykonać najmniejszy ruch.
- Cześć – westchnął za zamykającymi się drzwiami. Jego wzrok
spoczął na szarym notesie pozostawionym na stole.
lubię jak są tu obrazki, bardziej kolorowo ^.^
Kocham twoje opowiadanie chociaż nie jestem Larry Shipper....I nie do końca ogarniam czy w tym opowiadaniu Hazz i Lou mieli ze spobą przyjacielskie stosunki czy bardziej miłość? Nie wiem heh ..... może sie dowiem:)
OdpowiedzUsuńwszystko będzie się powoli bardziej rozwijać :)
UsuńCO TO KURWA MA BYĆ?!
OdpowiedzUsuńLOUIS CHCIAŁ ODEJŚĆ Z ZESPOŁU?!
CO KURWA?!
LEPIEJ ZMIEŃ IMIĘ I NAZWISKO, A POTEM WYJEDŹ Z KRAJU, BO JAK CIĘ ZNAJDĘ TO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE! MASZ TAKI WPIERDOL, ZE SIĘ NIE POZBIERASZ! JA CHCE KURWA WYJAŚNIEŃ I TYLE! TU I TERAZ!
Tak, więc to co miała moja hitlerowska strona do powiedzenia, zostało już napisane.
Rozdział boski, tylko na serio się gubię, nie ogarniam praktycznie nic ;o
a to u mnie rzadkość xd
więc z łaski swojej weź coś wyjaśnij co? xd
no to tyle ode mnie haha <3
PS. I tak masz wpierdol !
co, co, co, co coooooooo?
OdpowiedzUsuńco się dzieje? :o
chcę kolejny rozdział, bardzo szybko.
co ten notes?
co ten Loui... Leighton?! :o
idk
kocham to opowiadanie <3
Świetny rozdział :) Nie mogę doczekać się kolejnego xx
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie napisałam dłuższego komentarza, ale nie mam za bardzo czasu :/
A wiesz co bardzo ciekawy jest ten rozdział :D Szczególnie mnie rozśmieszyło to gapienie się :D Bardzo fajne ♥
OdpowiedzUsuńAwwwwww jejku kocham cię za to że tak idealnie piszesz <3. Uwielbiam sceny z Leo i Harrym, Leo jest taki słodziutki awww <3
OdpowiedzUsuńA Leighton jest cudowny *.*.
Ogólnie wszystko jest takie boskie dighuidsygidh *.*
Jednym słowem: genialnie.
OdpowiedzUsuńWybacz, ale chwilowo nie stać mnie na więcej. :p
Brak mi słów, gdyż jest naprawdę genialny <3 Na prawdę nie wiem co powiedzieć - jest napisany tak cudownie <3 Scena z 'gapieniem się' bardzo mnie rozbawiła, pozytywnie oczywiście :) Nie mogę doczekać się następnego rozdziału nshridfujnoywer ily xx
OdpowiedzUsuńCZEMU MI NIE PRZYPOMNIAŁAŚ, ŻE TEGO NIE CZYTAŁAM?!
OdpowiedzUsuńAle już nadrobiłam, no!
JAK TO LOUIS CHCIAŁ ODEJŚĆ Z ZESPOŁU, CO?????
Pobiję cię kiedyś, porządnie.
Dzisiaj daruję sobie pisanie na temat niewdzięcznej szmaty Judith :)))))))
jgkerth Leighton.
Lubię Leightona.