Nowy rozdział przed wami.
Ponownie dziękuję, że czytacie, komentujecie, dodajecie do obserwowanych. Wiele to dla mnie znaczy, naprawdę.
W zakładkach pojawili się bohaterowie. Zapraszam, jeśli nie macie aż tak bujnej wyobraźni co do niektórych postaci. :)
Wyjeżdżam na cały tydzień, może dłużej, więc nie wiem, kiedy znów coś dodam. Oczywiście zrobię co w mojej mocy, by cokolwiek napisać.
Jeszcze raz dziękuję za wszystko i nie przedłużam.
Buziaki! :)
__________________________________________________
Harry stał jak sparaliżowany. Wpatrywał się w chłopaka,
który lekko zaskoczony zmarszczył brwi.
To w ogóle możliwe? Jakim cudem nie znajduje się w „Punk’D”*?
A może jednak…
Jeszcze dziś rano marzył o ponownym spotkaniu bruneta, a
teraz nie mógł wydusić z siebie słowa. Czuł się jak idiota. Zbiera szczękę z
podłogi, podczas gdy on skanuje go błękitno-szarym spojrzeniem. Może miał
paranoje, ale w jego oczach dostrzegł coś dziwnego. Jakiś przebłysk arogancji i
sceptycyzmu.
- Panie Styles? – nie doczekawszy się żadnej reakcji,
Ratliff, który wprowadził gościa do gabinetu, przeniósł wzrok na przyjaciela. –
Czy wy się znacie?
Chłopak przygryzł wargę, próbując pohamować uśmiech.
- Powiedzmy.
Harry potrząsnął głową i odgarnął z czoła uporczywą grzywkę.
Nie będzie tak sterczał do końca życia.
- Dziękuję, panie Ratliff - odchrząknął, strzepując z
T-shirtu niewidzialny pyłek.
Blondyn najwidoczniej nie pojął aluzji. Harry utkwił w nim
szmaragdowe tęczówki, starając się zwalczyć swoją nagłą zmianę nastroju. Przerażenie
wyparowało, ustępując miejsca nieuzasadnionej irytacji.
- Panie Ratliff? – ponownie przywołał jego uwagę, pokazując
dłonią na uchylone drzwi. – Dziękuję.
- Oh – zmieszał się. – Oczywiście – speszony opuścił
pomieszczenie, uważnie lustrując czubki czarnych butów.
Harry powoli przeniósł wzrok na swojego towarzysza, który
wydawał się nadzwyczaj rozbawiony zaistniałą sytuacją.
- Czy pana coś śmieszy, panie… - zaaferowany ostatnimi
wydarzeniami, kompletnie zapomniał z kim ma do czynienia.
- Po prostu Leighton – zmniejszył dystans między nimi i
wyciągnął rękę.
Harry dyskretnie przyjrzał się tatuażom na
odsłoniętych przedramionach. Adrenalina buzowała w jego żyłach, kiedy przez
parę sekund wymieniali uścisk dłoni.
- Leighton – powtórzył. – Siadaj, proszę. – wskazał na
krzesło naprzeciw niego.
- Chyba nie masz aż takich wyrzutów sumienia – wypalił,
wprawiając Stylesa w niemałą dezorientację.
- Proszę? – oparł się o biurko, łapiąc jego złośliwe spojrzenie.
- Kiedy wszedłem, wyglądałeś, jakbyś zobaczył trupa. Serio,
nie gniewam się, że nie umiesz chodzić po prostych chodnikach.
Harry uśmiechnął się. Zuchwałość oraz bezpruderyjność
idealnie odzwierciedlały te wszystkie dziary i kolczyki.
- Wydawałeś się milszy na tym prostym chodniku, Leightonie –
skwitował, stukając palcami o kolano.
- Pozory mylą, Harry – zagryzł wargę.
- Służbowo panie Styles, proszę – zasiadł za biurkiem,
kartkując papiery. Wiedział, że Leighton nie spuszczał go z oczu, ale
potrzebował chwili oderwania się od jego badawczego spojrzenia.
- Więc, panie Styles… - wyraźnie zaakcentował nazwisko,
wygodniej rozpierając się na swoim miejscu. – Chciał się pan ze mną spotkać?
Znalazłszy odpowiedni kwit, Harry odetchnął cicho, podnosząc
głowę znad sterty dokumentów.
- Owszem. Zainteresowały mnie twoje materiały. A konkretnie
ten – podsunął mu utwór „Skin”, odwracając kartkę drukiem w jego kierunku.
Wyraźnie zdziwiony, przejechał palcem wskazującym po
dwudniowym zaroście.
- Cóż… - przeciągnął samogłoskę, podnosząc wzrok na Harry’ego.
– Nie spodziewałem się.
- Dlaczego? Przecież to świetny tekst.
- Też tak sądzę – uśmiechnął się. Miał śliczny uśmiech. – Po
prostu nie dam ci zrobić z tego kolejnej komercyjnej sieczki.
- Nie zbyt ro…
- Napisałem do tego podkład – wtrącił się. – Dużo nad nim pracowałem, lecz wszystkie wytwórnie, które do tej pory odwiedziłem,
chciały podłożyć pod to jakieś pieprzone pop lub R’n’B – prychnął. Nawet nie
przejął się swoim mało wyważonym słownictwem.
Harry tylko uniósł brew, trawiąc to, co właśnie usłyszał. „Chesire
East Records” miało na celu „pieprzony pop lub R’n’B”. Tylko taka muzyka
wybijała się w mediach.
- Masz tę ścieżkę dźwiękową? – pytanie mimowolnie wyrwało
się z jego ust, nim zdążył ugryźć się w język.
- Mam nawet demo – wyraźnie skonfundowany, wyprostował się,
opierając łokcie o blat. Znajdował się teraz bardzo blisko, niemal na
wyciągnięcie ręki. Harry przełknął głośno, ostrożnie odsuwając się i opierając
na krześle. Zapach mocnej wody kolońskiej już zdążył zawładnąć jego zmysłami.
- Podrzucisz mi jutro?
- Dlaczego? Przecież…
- Więc jesteśmy umówieni,
Leightonie – okrążył pomieszczenie, podchodząc do wysokiego regału pełnego
segregatorów. – To dla ciebie – podał mu wizytówkę. – Pokaż to recepcjonistce,
powołaj się na mnie, a wpuści cię bez problemu.
Brunet wpatrywał się w niego przez
chwilę, jednak schował kwitek do kieszeni.
- Miałem dobre przeczucie –
rzucił, podnosząc się z miejsca.
- Jakie, jeśli można wiedzieć?
Leighton oparł się o framugę. Zawadiacki
uśmieszek czaił się na jego delikatnych ustach.
- Tommy mówił, że jesteś świetny i
powinienem spróbować.
- Bez przesady.
- Poważnie. Chciałem dać sobie
spokój, ale byłbym kretynem, odrzucając ofertę Harry’ego Stylesa.
Harry powoli wypuścił powietrze z
płuc. Ledwo zdawał sobie sprawę, że wstrzymuje oddech za każdym razem, gdy
przeszywają go szare tęczówki chłopaka.
- Nie powinieneś rezygnować,
Leighton – polubił jego imię. Mógłby wymawiać je godzinami. – Zasługujesz na
chwilę uwagi ze strony najlepszych ludzi w tym fachu.
- Czuję się doceniony, Harry - zrobił
młynka oczami, zakładając ręce na piersi. Prowokował go.
- W sprawach służbowych panie…
- Obawiam się, że moja wizyta
dobiegło końca, Harry – mrugnął, otwierając drzwi. – Na razie.
I wyszedł. Tak zwyczajnie wyszedł,
kończąc najkrótsze spotkanie biznesowe, jakie Harry kiedykolwiek przeprowadził.
Westchnął przeciągle, z powrotem
zapadając się w miękki fotel.
- Co do cholery… - pokręcił głową,
uderzając czołem w blat. Przymknął powieki, reasumując minione 10 minut swojego
życia.
- Ej, Harry?
Styles jęknął, mamrocząc coś
niezrozumiałego.
- Co?
- Idź sobie, Lambert.
- Mowy nie ma. Kim jest ten zombie
boy, z którym minąłem się w korytarzu? – usiadł na biurku, ciągnąc Harry’ego za
loki.
- To boli – fuknął, chichocząc.
Odepchnął dłoń przyjaciela i pomasował obolały kark. Napotykając ciekawskie
spojrzenie Adama, wiedział, że jest na przegranej pozycji.
- Kolejna zmora zawodowa.
Czarnowłosy potakująco kiwnął
głową. Zamyślił się, nieobecnym wzrokiem błądząc po bałaganie na biurku.
- Nie dam ci jego numeru –
wyprzedził pytanie chłopaka, nim zdążył choćby otworzyć usta.
- Wcale nie chciałem jego… Dobra –
podniósł ręce w poddańczym geście, dostrzegając pełny politowania wzrok Harry’ego.
Styles zaśmiał się, rozwalając misternie
ułożoną fryzurę Adama. Lakier, który miał we włosach, z łatwością skleiłby
pokaźny stos papierowych ludzików.
- Ej! – zeskoczył z blatu, na
którym wciąż siedział.
- Karma – Harry pokazał mu język,
po czym sam wstał, chwytając czerwoną teczkę. – Chyba się zbieram.
- Spóźniasz się i urywasz
wcześniej? Też chcę!
- Ktoś musi ratować moją firmę.
Powierzam ci to odpowiedzialne zadanie.
Lambert prychnął i podszedł do wyjścia.
- Bywasz okrutnym szefem.
- A ty upierdliwą sekretarką –
zachichotał na widok środkowego palca wymierzonego prosto w jego stronę. Czarnowłosy opuścił biuro, teatralnie trzaskając drzwiami.
Harry uwielbiał Adama. Obawiał się,
że skoczyłby za nim w ogień, jeśli tylko zaszłaby taka potrzeba. Zawsze
poprawiał mu humor, jednocześnie wiedząc, kiedy pora przystopować z żartami. Był
idealnym typem przyjaciela, który kopnie cię, gdy zwątpisz, opieprzy, gdy
przesadzisz i zrobi upokarzające zdjęcia, gdy zaśniesz w pracy.
Uporządkował parę pism, resztę
zostawiając na jutro. Leighton wytrącił go z równowagi na cały wieczór.
Doprowadził pokój do porządku,
zgasił światło i wyszedł na korytarz.
- Veronica? – zwrócił się do
młodej sekretarki, która dobitnie znudzona przeglądała facebooka.
- Tak, panie Styles? – zerwała się
na równe nogi, chowając monitor za plecami.
- Wychodzę wcześniej. Oddaj to,
proszę, Randy’emu Jacksonowi z samego rana – położył na ladzie skoroszyt.
- Oczywiście – przytaknęła. – Ed Sheeran
pytał o pana, ale był pan zajęty, więc…
- Sam do niego zadzwonię. Dziękuję
– rzucił przez ramię, wchodząc do windy.
- Do widzenia, panie Styles –
usłyszał, nim drzwi zatrzasnęły się z nieprzyjemnym zgrzytem.
- Nie znoszę wind – bąknął pod
nosem. Przymknął powieki, ignorując powitania i pożegnania, kiedy na kolejnych
piętrach winda zatrzymywała się, przyjmując nowych pasażerów. Czuł się
zmęczony, chociaż wcale nie zrobił dziś wiele. Wykończyło go parę minut
przesyconych napiętą atmosferą. Parę minut, które w nocy nie dadzą mu zasnąć.
Odetchnął z ulgą, kiedy wreszcie
znalazł się na podjeździe uroczego domku w przestronnej dzielnicy. Wysiadł z
auta i zadzwonił do drzwi. Ciche szczekanie rozniosło się echem po najbliższej
okolicy.
- Harry!
- Cześć, Mirando – ucałował kobietę
w policzek i przestąpił próg mieszkania. – Przyjechałem po zgubę.
- Jest w salonie. Napijesz się
kawy?
- Niestety, męczący dzień. Może
innym razem – uśmiechnął się przepraszająco.
- Ale szarlotkę i tak zapakuję –
poklepała go po ramieniu, znikając w kuchni.
Harry skierował kroki do
salonu.
Leo leżał na ziemi, głowę
opierając o masywne ciało labradora, nie bacząc na zmarnowaną minę psiaka.
- Puk puk.
Chłopczyk w pośpiechu wskoczył
Harry’emu na ramiona. Uradowany kundel otarł się o nogi Stylesa.
- Cześć! – Leo uśmiechnął się,
ukazując wszystkie dziury w miejscach, gdzie brakowało mu zębów.
- Widzę, że wymęczyłeś Snajpera –
schylił się i pogłaskał psa, proszącego się o chwilę jego uwagi.
- Od razu wymęczyłeś – uroczo przewrócił
oczami. – Po prostu potrzebowałem rumaka, a babcia nie ma konia.
- Pozwól, że nie spytam – Harry pokręcił
głową z dezaprobatą, mierzwiąc loczki syna. Chłopiec westchnął, ponownie stając
na nogach.
- Idziemy do domu?
- Tak. Szoruj po buty.
Leo ubierał się, z trudem wiążąc
sznurowadła, lecz Harry cierpliwie czekał, wiedząc, że powinien pozwolić mu na trochę
samodzielności.
- Proszę – Miranda podała mu
reklamówkę wypchaną opakowaniami. – Ciasto, kompot domowej roboty i konfitura malinowa.
Leo bardzo smakowała – popatrzyła na wnuczka z troską, na jaką stać tylko
najbardziej rozpieszczające babcie.
- Przez miesiąc tego nie zjemy.
- Już nie przesadzaj – zaśmiała się,
całując Leo w czoło.
- Pa, babciu! – wybiegł
na zewnątrz, wpadając na drzwi od samochodu. Harry odblokował je przyciskiem,
patrząc, jak chłopiec gramoli się do środka.
- Harry? – wzrok Mirandy skupił
się na nim. Wiedział, że Judith nie omieszkała wspomnieć o ich sprzeczce. – Poukładaj to sobie, dobrze? – uśmiechnęła się, biorąc go w
objęcia.
Był wyraźnie oszołomiony. Nigdy
nie mieli złych stosunków, a żarty o teściowej w żadnym wypadku nie padały z
ust Harry’ego – trafił na cudowną, wyrozumiałą kobietę. Zwyczajnie zadziwiło
go to, że Miranda wydawała się pełna współczucia i empatii.
- Postaram się – odwzajemnił uśmiech.
– Jeszcze raz dziękuję za dzisiaj.
- I tak się sama nudzę jak diabli
– westchnęła. – Wpadajcie częściej.
- Oczywiście. Do zobaczenia – pomachał jej,
wsiadając do sedana.
Leo całą drogę opowiadał o tym, co
dziś obejrzał w telewizji, jakie warzywa ma babcia w ogródku i jak przyczynił
się do ugotowania obiadu. Harry słuchał uważnie, jak zawsze, choć przyłapywał
się na całkowitym odpłynięciu w temat zatytułowany „Leighton”.
- A tobie jak minął dzień?
- Słucham? – Leo nigdy nie pytał.
Był zbyt zaaferowany swoimi własnymi przeżyciami.
- Jak minął ci dzień?
- Całkiem dobrze – uśmiechnął się,
zaglądając w lusterko wsteczne. Złapał poirytowane spojrzenie chłopca. – Okej,
masz mnie. Potwornie.
- Jakiś debil cię zdenerwował?
- Nie mów tak! Nie wypada!
- Wujek Niall…
- Wujek Niall kiedyś dostanie ode
mnie z plaskacza.
- Mówiłeś, że nie wolno się bić –
Leo uniósł brew, kopiąc Harry’ego w siedzenie kierowcy.
- Czasami nie ma innej opcji –
westchnął. - Ale tobie nie wolno! – dodał po chwili, kiedy spostrzegł ten
filuterny uśmieszek niewróżący nic dobrego.
Kiedy wreszcie dojechali, Harry
zmarszczył brwi, widząc fiata Judith na podjeździe.
- Mama jest w domu! – krzyknął Leo,
wybiegając od razu po zatrzymaniu samochodu.
Skonsternowany Harry zablokował
auto i ruszył do środka, szykując się na kolejną dawkę docinków i dziecinnych
zachowań. Nawet tutaj nie mógł odpocząć.
- Judith? – zdjął buty, kurtkę i
wszedł do kuchni. – Judith? – zmartwił się, widząc podpuchnięte oczy blondynki.
– Coś się stało? - rozejrzał się w poszukiwaniu Leo. Najwidoczniej jest już w swoim
pokoju.
- Harry – westchnęła, bawiąc się
obrączką na palcu. – Harry, ja…
- Hej... – podszedł bliżej,
przytulając ją do siebie, kiedy tylko zaniosła się szlochem. Może i byli
pokłóceni, może i miał mieszane odczucia względem dalszego małżeństwa, ale to
nie oznaczało, że tak nagle przestało mu zależeć.
- Harry, jestem w ciąży.
Zamurowało go. Stał w osłupieniu
wystarczająco długo, by wszystkie kończyny zdrętwiały i odmówiły posłuszeństwa.
Odsunął się od Judith, którą wciąż obejmował, bez wzajemności.
- Harry – spojrzała na niego z
przerażeniem.
- Będzie okej.
- Obawiam się, że… - zamknęła oczy
i wzięła głęboki wdech. – Obawiam się, że to nie jest twoje dziecko.
*Punk'D - program, w którym gwiazdy wrabiają inne sławne osobistości.
Zacznę od tego ;p
OdpowiedzUsuń"- Nie dam ci jego numeru – wyprzedził pytanie chłopaka, nim zdążył choćby otworzyć usta.
- Wcale nie chciałem jego… Dobra – podniósł ręce w poddańczym geście, dostrzegając pełny politowania wzrok Harry’ego."
Hahahaha nie mogłam przestać się śmiać xd
Ah ten Adam haha ;p
Potem było to:
"- Całkiem dobrze – uśmiechnął się, zaglądając w lusterko wsteczne. Złapał poirytowane spojrzenie chłopca. – Okej, masz mnie. Potwornie.
- Jakiś debil cię zdenerwował?
- Nie mów tak! Nie wypada!
- Wujek Niall…
- Wujek Niall kiedyś dostanie ode mnie z plaskacza."
I tutaj pozdrawiam z podłogi hahah xd
A na końcu to i moja mina "O.O"
"- Harry – spojrzała na niego z przerażeniem.
- Będzie okej.
- Obawiam się, że… - zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. – Obawiam się, że to nie jest twoje dziecko."
I tu moja dalsza reakcja:
Jak to kurwa?
Następnie:
W końcu się rozstaną! Huuuuura!
Tak wiem, jestem pojebana xd
Tak to właśnie wyglądało hahah ;p
Rozdział boski <3
Miała być dzisiaj też Hitlerowska strona, ale Ci ją daruje, ale tylko na razie! Pamiętaj o tym xd
Ja mam focha i tyle! Za dobrze piszesz!
Też tak chce *.*
PS 1. Złamałaś moje shipperskie serduszko na miliardy kawałeczków ;c
Teraz je składaj ;c
Bo inaczej nie daruje tego, że nie będzie mojego Larry'ego ;c
PS 2. Jak zawsze się troszkę rozpisałam haha ;p
Hej, dzisiaj dokończyłam czytanie jak na razie dostępnych rozdziałów, więc wystawię opinię. Nigdy nie czytałam jeszcze tego rodzaju blogów, więc nie mam porównania, ale i tak sądzę, że twój jest najlepszy haha :D Świetnie piszesz, masz zajebisty styl i w ogóle sposób pisania :) Trochę szkoda, że uśmierciłaś Lou, ale Leighton też wydaje się być interesujący, przynajmniej takie sprawia pierwsze wrażenie :D Uwielbiam małego Leo :3 Fajne pary małżeńskie tu zrobiłaś, muszę ci powiedzieć :D
OdpowiedzUsuń"- Spóźniasz się i urywasz wcześniej? Też chcę!
- Ktoś musi ratować moją firmę. Powierzam ci to odpowiedzialne zadanie.
Lambert prychnął i podszedł do wyjścia.
- Bywasz okrutnym szefem.
- A ty upierdliwą sekretarką – zachichotał na widok środkowego palca wymierzonego prosto w jego stronę."
Rozwaliło mnie to z Lambertem w roli sekretarki :DD
Więc... Myślę że to wszystko. Będę czytać, bo świetnie piszesz.
PS Nie wiem, czy informujesz na twitterze, w każdym razie, to mój nick: @xobliviatex
POWODZENIA W DALSZYM PISANIU!!
Mistrzostwo świata :D Najlepszy rozdział jaki czytałam haha :D Fajne zabawne dialogi ,troche tajemniczosci i na koncu rozczaroowanie :p Jestes Mistrzem :3 Baw sie dobrze , do nastepnego xx @gabka17 x
OdpowiedzUsuńo m g.
OdpowiedzUsuńnie! jak mogłaś skończyć w takim momencie?
+najlepszy moment to ten o wujku Niallu, hahaha. ♥
czekam na następny
pozdrawiam @yourstalkerhere
ja pierdziele jaki zajebisty rozdział hahahah moment z wujkiem Naillem xd kocham kocham kocham ♥♥♥
OdpowiedzUsuńOkej, ta końcówka mnie rozwaliła. Współczuję trochę Harry'emu, bo dużo rzeczy ostatnio zwaliło się na jego głowę, ale Louis chyba zmartwychwstał czy coś w ten deseń, więc powinno być dobrze :)
OdpowiedzUsuńRozdział piękny, jak zwykle.
Czekam na nn
@luvmyjusten x
jedno wielkie WOW nie spodziewałam się takiej końcówki...
OdpowiedzUsuńrozdział zajebisty!
czekam na następny :)
życzę dużo weny :)
Pięknie a tu takie zakończenie, mam nadzieję że to okaże się nieprawdą i jakoś poukładają sobie życie.
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Może jestem głupia czy coś, ale sgksgkjgfgasajkkjdhdlfaljas tak się cieszę, że to nie jego dziecko. Tzn chyba nie jego dziecko. To nie może być jego dziecko. Nie lubię Judith. Oni nie mogą być razem i już.
OdpowiedzUsuńMłody jest taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaki słodki. Kocham go. No świetny jest. I Leighton też jest fajnym gościem. I Adam jest fajny. Ogólnie tu wszystko jest fajne. Oprócz Judith. I oprócz tego, że nie ma Lou. A poza tym jest świetnie. I kocham twoje pisanie. :)
pozdrawiam. xx
@cuteharreh
"Karma"- ciekawe skąd ja to znam? ;)
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie dlaczego Leighton...
Demi z Niallem jgkvystryhdstrg KOCHAM CIĘ ZA TO
Zabiłaś mnie wyglądem Mirandy hahahahahaha
Mój Harry ma 32 lata.... popłakałam się x
Nienawidzę Judith. Kuźwa mać, mieszka sobie z moim słoneczkiem, ma z nim dziecko i jeszcze go zdradza gxfhcstgfch zamorduję sukę! Jeżeli oni będą dalej razem "ze względu na dziecko" to cię poćwiartuję!
To sie narobiło! :O
OdpowiedzUsuńNo tak można cos takiego zrobić Hazzie xD
"- Veronica? – zwrócił się do młodej sekretarki" ( ta sekretarka musi być seksowna... juz samo imie na to wskazuje ^^ lol )
No cóż moge powiedzieć... KOCHAM TO OPOWIADANIE! *u* i tyle.
Czekam na następny rozdział. :)
Zapraszam na mojego bloga. Będę wdzięczna za komentarz. :)
http://illbedrunkagain.blogspot.com/
P.S
Weny życzę!
OMG, genialne! *O*
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ♥
@ohMyMalik3
Kiedy przeczytałam: "- Obawiam się, że… - zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. – Obawiam się, że to nie jest twoje dziecko." wykrzyknęłam "ale super", choć nie wiem czy to jest odpowiednia reakcja. Hahahahahahaha.
OdpowiedzUsuń