poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 11

Cześć :)
To już jedenastka, wow.
Dziękuję wam za to, że jesteście i wciąż napływacie. Zauważyłam ostatnio dużo nowych czytelników.
Nie będę was zanudzać, powiem jedynie, że jestem wdzięczna tej garstce osób, która wciąż komentuje. Piszę dla siebie, jasne, ale miło jest mi czytać wasz uznanie dla mojej pracy, naprawdę.
Trzymajcie się cieplutko!
PS. Nie skupiałam się bardzo na korekcie tego rozdziału, więc za błędy przepraszam.

____________________________________

Retrospekcja

05.03.2013r.

- Hej, spokojnie! – Josh zeskoczył ze swojego podestu, na którym umieszczono ogromną perkusję, większą niż zazwyczaj. – Może chwila przerwy? Nie wydajecie się dziś w nastroju.
Liam westchnął żałośnie, po czym zszedł ze sceny i usiadł w tylnych rzędach O2 Areny.
- Niall? – Devine dołączył do Horana przeglądającego Twittera w swoim telefonie. – O co chodzi?
- Nie wiem, o czym mówisz – blondyn wzruszył ramionami, wzrok ponownie kierując na jasny wyświetlacz.
- Przecież widzę – odkręcił butelkę wody, biorąc spory łyk. – Liam nie ma nastroju, Zayn ledwo stoi na nogach, nie wspominając o Harrym, który nie podniósł tyłka ze schodów – kątem oka podejrzał Stylesa. Bawiąc się mikrofonem, ignorował wszystko i wszystkich wokół.
- Nie obraź się, Josh, ale to nie twój interes.
- To może chociaż dowiem się, gdzie jest Louis? Też jestem w tym zespole na miłość boską! – uniósł głos. – Wy pieprzycie, my pieprzymy, show się pieprzy – wskazał dłonią na Sandy’ego, Dana i Jona.
- Louis chce odejść – cichy szept Harry’ego przerwał grobową ciszę.
- C… Ale… - Devine z niedowierzaniem wpatrywał się w bruneta, który pierwszy raz od dawna zaszczycił go spojrzeniem. – Dlaczego?
- Tego nikt nie wie – westchnął Horan, zeskakując w trybuny. Powolnym krokiem skierował się do bocznego przejścia. Głuchy trzask zamykanych drzwi rozszedł się echem po skąpanej w ciszy hali.
Harry odgarnął loki opadające mu na twarz. Obserwował Liama wpatrującego się bezczynnie w jeden punkt. Był wyraźnie załamany, jednak starał się stwarzać jakiekolwiek pozory. Tymczasem Zayn się poddał. Z przymkniętymi powiekami zdawał się nie reagować na bodźce zewnętrzne.
- Powstrzymajcie go! Nie może tak bez powodu rezygnować. Poniesie konsekwencje finansowe.
- To go nie obchodzi – Dan odłożył gitarę, naciągając kurtkę. – Mówił mi, że to kwestie osobiste, więc…
- Każdy ma jakieś problemy – upierał się perkusista. – Coś poważnego musiało… - przerwał, kręcąc głową. – To do niego po prostu niepodobne. Może Elea…
- Els nie maczała w tym palców – Harry zrezygnowany wstał, otrzepując dresy. –Przepraszam – opuścił podest, znikając za kulisami.

- Naprawdę musisz już wracać?
Perrie stała oparta o framugę pokoju gościnnego.
Judith pakowała skromną walizkę, upychając na wierzchu ubrania kupione na wyprzedażach.
- Obowiązki – uśmiechnęła się, dopinając zamek. – Leo ma zaległości, ja zostawiłam pracę, a powinnam szukać kogoś na moje pół etatu.
- Szkoda – Perrie westchnęła, wyglądając przez okno. Usiadła na parapecie, obserwując Zayna bawiącego się z dzieciakami w ogrodzie.
- Złoty facet – Judith podążyła za jej spojrzeniem, wkładając do torby komórkę i kosmetyczkę.
- Twój jest równie cudowny.
- Był cudowny – sprostowała szybko, unikając jej spojrzenia.
- Judith, o co w tym wszystkim chodzi? – Perrie pokręciła głową. – Nie kupuję bajki, że przestało zależeć ci na Harrym. Za dobrze cię znam.
- Ale tak się stało – upuściła trzymaną w dłoniach portmonetkę. Podniosła ją w pośpiechu, nim Perrie zdążyła zeskoczyć z miejsca. –  Czasami tak się dzieje – schowała zbłąkany kosmyk za ucho, podnosząc walizkę. – Muszę uciekać.
- Daj, pomogę ci.

Leo, siedząc w foteliku pasażera, tęsknym wzrokiem wpatrywał się w dom Malików. Zdążył zżyć się z tym ogromnym mieszkaniem, które pomimo kolosalnych rozmiarów było jednym z najprzytulniejszych miejsc na świecie. Tętniące śmiechem i rozmowami tak odbiegało od codziennego spokoju na przedmieściach Cheshire.
- Kiedy wracasz? Obiecałem ci wejściówki na mój koncert – Liam oparł się o uchylone okno samochodu. Potargał ciemne loki dziecka, tak bardzo przypominające mu włosy Harry’ego.
Chłopiec zmarszczył czoło.
- W wakacje – uśmiechnął się. – Zmuszę ich albo sam przyjadę.
- Już lepiej, abyś ty się nigdzie na własną rękę nie wybierał, koleżko.
- Ale wszystkim wyszło na dobre – skwitował z perfidnym uśmieszkiem majaczącym na ustach.
- Cwaniak. Odziedziczone po wujku skrzacie – Liam pokręcił głową, całując malca w czoło. – Na razie. Tylko ucz się pilnie! – odszedł kawałek w kierunku reszty.
- Pilnuj mojego taty.
Liam obrócił się lekko skonsternowany.
- Chyba sam umie o siebie zadbać, nie sądzisz?
- Nie sądzę – Leo uśmiechnął się cierpko, zasuwając szybę auta. Jeszcze raz pomachał Payne’owi, po czym skupił się na przenośnej grze video.
- Nie sądzę? – Liam pytająco uniósł brwi.
- Co mówisz? – Harry wyszedł na zewnątrz, podchodząc do niego.
- Nic, nic – lekceważąco machnął dłonią. – Młody chyba ma depresję, że z nim nie wracasz – wzruszył ramionami, wskazując na sedana za sobą.
Harry przytaknął, wymijając go i otwierając drzwi samochodu.
- A z własnym ojcem to nie łaska się pożegnać, co?
- Nie lubię pożegnań, dlatego się tu schowałem – chłopiec westchnął zirytowany, odkładając zabawkę. – Możesz mi po prostu powiedzieć kazanie i sobie iść.
- Hej – Harry uniósł brodę pięciolatka, tym samym zmuszając go do spojrzenia mu w oczy. – Praca wymaga ode mnie bym został tutaj na kilka dni, ale niedługo wracam. Nim się obejrzysz będę w domu.
- Czyli przyjdziesz do domu?
Harry westchnął, przez chwilę obserwując czubki swoich znoszonych butów.
- Odwiedzę cię.
- Widzisz? Teraz będzie inaczej – opuścił wzrok, zaczynając kolejny poziom Pacmana.
- Ale chyba o tym rozmawialiśmy. Pamiętasz?
- Co nie zmienia faktu, że mam prawo być smutny i niepocieszony.
Uśmiech zabłąkał się na wargach Harry’ego. Nerwowość małego zawsze go śmieszyła. Korzystając z przywileju, że Leo nie patrzył, szybko powrócił do kamiennego wyrazu twarzy.
- Racja – zagryzł wargę, drapiąc się po karku. – A czy ja mam prawo sądzić, że do twojego smutku i niepocieszenia przyczynia się także zostawienie Vivi? – rozłożył ręce, napotykając ciemne, przestraszone oczy syna. – Przede mną nic nie ukryjesz – zachichotał, całując go w czoło. – Zadzwoń do mnie, jak dojedziecie.
- I tak po prostu sobie pój…
Harry zatrzasnął drzwi, w odwecie otrzymując język wyciągnięty w jego stronę.
- Jeden do zera, młody mężczyzno – powiedział sam do siebie, obracając się i stając twarzą w twarz z Judith.
- Gotowy? – spojrzała na chłopca czekającego wewnątrz, a następnie otworzyła drzwi po stronie kierowcy.
- Jedź ostrożnie.
- Wiesz, że jestem dobrym kierowcą, Harry.
Styles przytaknął, chowając dłonie w kieszenie kurtki. Zimny wiatr rozwiał mu włosy, częściowo przysłaniając widok na stojącą przed nim kobietę.
- Wpadnij, kiedy wrócisz do Cheshire.
- Obiecałem małemu.
Judith pokiwała głową, siadając za kierownicą.
- Więc… - niezręczność między nimi była niecodzienna i niespotykana, lecz nawet w toku całkiem miłego wyjazdu nie nauczyli się ze sobą rozmawiać. Co najwyżej kulturalnie olewać. – Do zobaczenia?
- Tak – Harry uniósł kąciki ust w czymś na kształt lekkiego uśmiechu. – Dbaj o siebie.
Judith odwzajemniła gest, zamykając drzwi.
Silnik odpalił bez większych problemów, chociaż samochód stał kilka dni bez użytku. Harry wszedł na chodnik, jeszcze raz machając do Leo. Chociaż starał się być na niego obrażony, kiedy odmachiwał, w oczach chłopca i tak widniał żal. Poczucie winy nie opuszczało serca Harry’ego, ale zarówno on jak i jego syn wiedzieli, że tak będzie lepiej.
Z delikatnym piskiem opon czarny sedan zniknął z podjazdu, kierując się na główną autostradę.

Dochodziła dziewiąta wieczorem. Harry i Zayn odprowadzili Nialla na lotnisko, z którego miał odebrać Demi. Nie chcieli im dzisiaj przeszkadzać, więc skrupulatnie wymigali się od wspólnej kolacji, obiecując, że wpadną niedługo.
- Rany – Malik potarł obolały kark. – Czuję się jak po dobrym weselichu.
- Mamy jeszcze Liama do wydania, więc wszystko jest możliwe – Harry zachichotał, wyobrażając sobie Payne’a na ślubnym kobiercu. Kto by pomyślał, że to on pozostanie tym starym kawalerem z łatką kobieciarza? Przykładny Liam zniknął dość dawno temu, chociaż znajomi i tak wiedzieli, że pod tą maską nieustannie kryje się dobry, opiekuńczy chłopak.
- Pójdźmy na ten jego występ w „Chardonney” – Zayn szczelnie opatulił się szalikiem. – Póki nie ma trasy koncertowej warto korzystać, że jest w Londynie. Zazwyczaj ciężko mi się z nim skontaktować.
- Tęsknisz za swoim ramieniem do wypłakania, drogi Bad Boy’u?
- Nie, ja nie tęsknię – zaprzeczył energicznie. Kopnął leżący nieopodal kamień, trafiając nim do pobliskiego stawu. – Może czasami trochę mi go brakuje – wzruszył ramionami. – Zawsze był na moje zawołanie, a teraz jeździ po świecie. Beze mnie, bez ciebie…
- To dziwne – skwitował Harry. – Nie spodziewałem się, że ktokolwiek z nas pojedzie w trasę bez czwórki.
- Czwórki – Zayn powtórzył jak mantrę, wpatrując się w zasłane chmurami niebo. Ani jedna gwiazda nie przyświecała im tego wieczora. – Chodźmy szybciej, to zła okolica – dodał, przyspieszając kroku.
- Boisz się parków?
- Raczej męskich dziwek atakujących mnie na każdym kroku.
- Dziwisz się?
Potraktowany solidnym kuksańcem w żebro, postanowił przestać szydzić z boskości Malika. Na zawsze pozostanie to jednym z ulubionych zajęć Harry’ego.
- Harry?
Styles zatrzymał się, słysząc znany sobie głos.
- A niech mnie – zduszony jęk Zayna przy jego boku tylko utwierdził go w przekonaniu, że się nie myli.
- Cześć – chłopak podszedł do nich, uważnie przyglądając się Malikowi. – Leighton Pevense – wyciągnął rękę w jego stronę, kompletnie nieskrępowany miną Zayna, która znacznie odbiegała od normalnego wyrazu twarzy.
- Leighton – powtórzył, ściskając wyciągniętą rękę. – To znaczy, jestem Zayn.
- Co tu robisz? – Harry jak kołek wpatrywał się w chłopaka. Czy on go śledził? Przyjechał za nim aż do Londynu?
- Mieszkam – wzruszył ramionami. – Nie czytałeś mojego CV?
- CV? – Zayn odkaszlnął znacząco.
- Muszę przyznać, że za bardzo skupiłem się na twoim dorobku.
- Powinienem się więc cieszyć – uśmiechnął się sceptycznie, mierząc go tym swoim zawadiackim spojrzeniem. Harry znał Leightona tak krótko, a już potrafił określić jego typowe zachowania. Czy to naprawdę raptem dwa tygodnie, kiedy pierwszy raz wpadli na siebie na ulicy?
- Ale wczoraj w SMSie… - Harry skonfundowany zmarszczył brwi. – Przecież widziałeś mnie. Wiedziałeś, że byłem na imprezie. Nie byłeś tam, więc…
- W SMSie? – Zayn wytrzeszczył oczy, wciąż doszczętnie ignorowany przez swojego przyjaciela.
- To długa historia, Harry. Mówiłem ci, gazety.
- Ale jak mogłeś czytać, skoro pisaliśmy o drugiej w nocy?
- Drugiej w nocy? – Zayn pokręcił głową z dezaprobatą.
- Jest pan strasznie czepialski, panie Styles – Leighton uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów. – Mniejsza. Skoro już tu jestem, może chciałbyś pogadać.
- Chyba powinienem…
- Harry bardzo chciałby pogadać, Loui… Leighton – Zayn poprawił się, nie mogąc oderwać wzroku od chłopaka.
- Świetnie. Idziemy? Niedaleko jest Coffee Heaven.
Harry popatrzył na Malika, który tylko wzruszył ramionami, mijając ich i robiąc parę kroków tyłem.
- Trafisz do domu, Harry. Weź taksówkę, żebyś się po nocach nie szlajał. Miło było cię poznać, Loui… Leighton.
- Taak – brunet westchnął, przekręcając głowę. – Mnie również.
- Na razie!
Malik odszedł, co chwilę obracając się za siebie.
- Jakiś nerwowy ten twój kolega.
„Wyglądasz jak Louis.”
- Zimno mu trochę – rzucił na odczepne, po czym ruszył przed siebie. – Gdzie to Coffe Heaven?

- Więc… – Leighton upił łyk Yorkshire Tea. – Naprawdę podpisałbyś ze mną kontrakt?
- Tak – Harry przytaknął w zamyśleniu. Korzystając z okazji, że Leighton notował coś w swoim brulionie, starał się starannie prześledzić rysy jego twarzy. Niesamowicie znajome, a jednak inne.
Miał piękne kości policzkowe, choć bardzo kobiece, wciąż idealnie formowały linię typowej męskiej szczęki. Delikatny zarost zdobił jego jasną skórę. Pieprzyk na dolnej wardze był ciekawym i niespotykanym znamieniem, które chciało się po prostu pocałować.
Harry, stój!
- Gapisz się – Leighton zatrzasnął zeszyt. Uśmiechnął się od ucha do ucha, w ten swój firmowy i jedyny w swoim rodzaju sposób.
Przyłapany na gorącym uczynku, Harry otoczył kubek kawy zmarzniętymi dłońmi.
- A na kogo mam patrzeć? Jesteśmy tu sami.
Leighton pokręcił głową.
- Gapisz się.
- Nie zawstydzaj mnie – Harry zachichotał, próbując odseparować się od przenikliwego spojrzenia kaskadą gęstych włosów.
- Uwielbiam to robić – powiedział bardzo cicho. Czy Harry miał to w ogóle usłyszeć? Westchnął głośno, wyglądając przez okno. Pierwsze smugi na szybie świadczyły o tym, że niedługo rozpęta się ulewa. Jakaś zakochana para uciekała przed deszczem, i tak moknąc od chlapiących na wszystkie strony czarnych taksówek pędzących ulicą.
- Teraz ty się gapisz – Harry podmuchał na gorący napój. Wciąż omijał spojrzenie Leightona.
- Ale ja mam odwagę się gapić.
- Możesz przestać?
- Gapić się?
- Sprawiać, że totalnie się przy tobie zapominam – pokręcił głową, łokciami podpierając się o stolik w ustronnym miejscu niewielkiej restauracji.
- To już nie zależy ode mnie, panie Styles.
Harry podniósł wzrok znad parującego naczynia. Leighton lustrował go swoim spojrzeniem nr 9 „jesteś takim zabawnym pajacem, Styles”.
Chwila, czy on naprawdę policzył sposoby, w jaki na niego patrzył?
- Wracając do… - zmieszał się. Odkaszlnął znacząco, przybierając pokerowy wyraz twarzy. – Czy chciałbyś przyjąć moją propozycję?
- Cała przyjemność po mojej stronie, panie Styles.
- Dlaczego raz mówisz do mnie formalnie, a raz po imieniu?
- Dlaczego odbiegasz od tematu, kiedy już wróciliśmy do stanu typowo zawodowego spotkania?
- A może nasze spotkanie nie jest czysto zawodowe?
- Chciałeś się ze mną umówić, Harry?
Styles polizał spierzchnięte wargi.
Dupek.
- Chciałbyś.
Leighton wzruszył ramionami, uśmiechając się w sposób nr 12 „czasami jestem nieśmiały, ale nie próbuj mi tego wytknąć”. To chyba ulubiony uśmiech Harry’ego.
Naprawdę czas się opanować, Styles!
- Powiesz… - wypowiedź Leightona przerwał odgłos telefonu. – Wybacz – sięgnął do kieszeni, wyjmując stary model komórki. – Tak? – przyłożył słuchawkę do ucha. Rysy jego twarzy wyraźnie się natężyły. Zagryzł wargę i zmarszczył czoło, jakby słuchał nieprzyjemnego dźwięku, jaki wydaje kreda niepoprawnie zetknięta z tablicą. – Odebrałem jego wiado… - głos po drugiej stronie najwyraźniej mu przerwał. – Przecież porozmawiam z… - znów zamilkł.
Leighton nie lubił swojego rozmówcy i Harry doskonale wyczuł to po zaledwie dwóch sekundach od rozpoczęcia konwersacji.
- Będę – rzucił zrezygnowany, rozłączając się. – Muszę iść – dodał po chwili milczenia, podczas której nie oderwał wzroku od ciemnego wyświetlacza.
- Odprowadzę…
- Nie, nie możesz.
- Dla…
Rzucił pieniądze na blat, po czym zdjął kurtkę z oparcia.
- Zdzwonimy się.
Schował komórkę do tylnej kieszeni jeansów i tak po prostu wyszedł, nim Harry zdążył wykonać najmniejszy ruch.
- Cześć – westchnął za zamykającymi się drzwiami. Jego wzrok spoczął na szarym notesie pozostawionym na stole.


lubię jak są tu obrazki, bardziej kolorowo ^.^

10 komentarzy:

  1. Kocham twoje opowiadanie chociaż nie jestem Larry Shipper....I nie do końca ogarniam czy w tym opowiadaniu Hazz i Lou mieli ze spobą przyjacielskie stosunki czy bardziej miłość? Nie wiem heh ..... może sie dowiem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko będzie się powoli bardziej rozwijać :)

      Usuń
  2. CO TO KURWA MA BYĆ?!
    LOUIS CHCIAŁ ODEJŚĆ Z ZESPOŁU?!
    CO KURWA?!
    LEPIEJ ZMIEŃ IMIĘ I NAZWISKO, A POTEM WYJEDŹ Z KRAJU, BO JAK CIĘ ZNAJDĘ TO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE! MASZ TAKI WPIERDOL, ZE SIĘ NIE POZBIERASZ! JA CHCE KURWA WYJAŚNIEŃ I TYLE! TU I TERAZ!

    Tak, więc to co miała moja hitlerowska strona do powiedzenia, zostało już napisane.
    Rozdział boski, tylko na serio się gubię, nie ogarniam praktycznie nic ;o
    a to u mnie rzadkość xd
    więc z łaski swojej weź coś wyjaśnij co? xd
    no to tyle ode mnie haha <3
    PS. I tak masz wpierdol !

    OdpowiedzUsuń
  3. co, co, co, co coooooooo?
    co się dzieje? :o
    chcę kolejny rozdział, bardzo szybko.
    co ten notes?
    co ten Loui... Leighton?! :o
    idk
    kocham to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :) Nie mogę doczekać się kolejnego xx

    Wybacz, że nie napisałam dłuższego komentarza, ale nie mam za bardzo czasu :/

    OdpowiedzUsuń
  5. A wiesz co bardzo ciekawy jest ten rozdział :D Szczególnie mnie rozśmieszyło to gapienie się :D Bardzo fajne ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Awwwwww jejku kocham cię za to że tak idealnie piszesz <3. Uwielbiam sceny z Leo i Harrym, Leo jest taki słodziutki awww <3
    A Leighton jest cudowny *.*.
    Ogólnie wszystko jest takie boskie dighuidsygidh *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jednym słowem: genialnie.
    Wybacz, ale chwilowo nie stać mnie na więcej. :p

    OdpowiedzUsuń
  8. Brak mi słów, gdyż jest naprawdę genialny <3 Na prawdę nie wiem co powiedzieć - jest napisany tak cudownie <3 Scena z 'gapieniem się' bardzo mnie rozbawiła, pozytywnie oczywiście :) Nie mogę doczekać się następnego rozdziału nshridfujnoywer ily xx

    OdpowiedzUsuń
  9. CZEMU MI NIE PRZYPOMNIAŁAŚ, ŻE TEGO NIE CZYTAŁAM?!
    Ale już nadrobiłam, no!
    JAK TO LOUIS CHCIAŁ ODEJŚĆ Z ZESPOŁU, CO?????
    Pobiję cię kiedyś, porządnie.
    Dzisiaj daruję sobie pisanie na temat niewdzięcznej szmaty Judith :)))))))
    jgkerth Leighton.
    Lubię Leightona.

    OdpowiedzUsuń