Po prostu dziękuję wszystkim komentującym. Naprawdę dajecie mi niezłego kopa, choć ostatnio mam problemy, które uniemożliwiają mi częste pisanie. I tak dziękuję za wszystko. Jesteście cudowni.
Kukułka
__________________
- Harry, słuchasz mnie? - Styles podskoczył na swoim
krześle, kiedy Demi szturchnęła go w ramię. – Tak też myślałam – bąknęła pod
nosem, biorąc ze stołu szklankę, o którą go prosiła. Upchnęła ją wraz z innymi
naczyniami, uruchamiając zmywarkę.
- Przepraszam – Harry uśmiechnął się niemrawo, niechętnie
odwracając wzrok od Leightona i Nialla, którzy wymieniali się „tajnymi”
trikami, co rusz przygrywając jakiś akord na dwóch starych gitarach Horana.
- Cieszę cię, widząc cię takiego… - usiadła obok, głęboko
myśląc nad odpowiednim słowem. – Mogę powiedzieć, że jesteś szczęśliwy? - bez chwili wahania Harry przytaknął,
odgarniając grzywkę z oczu. – Więc cieszę się, widząc cię takiego szczęśliwego.
Mimo wszystko.
- Po prostu na chwilę obecną nie myślę o Liamie. Bardziej
martwię się, jak to wszystko wpłynęło na Zayna.
Harry na chwilę utkwił wzrok w swoim przyjacielu, który
dowiedziawszy się, co zaszło między nim a Paynem, do końca kolacji nie odzywał
się zbyt wiele. Siedział wyraźnie zamyślony, od czasu do czasu kręcąc głową na
zadawane mu pytania. W międzyczasie rzucał niezbyt przyjazne spojrzenia w
kierunku towarzysza Harry’ego, co jednak kompletnie nie zraziło Leightona do
luźnych rozmów z Perrie, Demi czy Niallem.
- Liam zawsze był mu bliski – Demi westchnęła, podążając za
wzrokiem Harry’ego. – Musi to przetrawić. Ciężko jest być pomiędzy dwiema stronami,
na których ci zależy.
- Wiem, Dems – opuścił wzrok, kreśląc wzory na pobrudzonym
przez dzieciaki obrusie. – Tylko czuję się z tym źle.
- Harry…
- To przeze mnie nie przyjął twojego zaproszenia. Gdyby mnie
tu dziś nie było, spędzilibyście znacznie milszy wieczór.
- Powiedz to mojej córce – brunetka prychnęła, uśmiechając
się na widok Vivi, która wciąż siedziała Leightonowi na kolanach. – A tak
poważnie, Harry – położyła dłoń na jego ręce, zmuszając do podniesienia wzroku.
– Liam to także mój przyjaciel, ale kierując się tylko i wyłącznie
obiektywizmem, zapewniam cię, że za nic z świecie nie popieram tego, co ci
zrobił. Kwestia mojego wybaczenia leży w tym, czy ty to zrobisz.
- Nie – Harry zdecydowanie pokręcił głową. – Przynajmniej nie
w najbliższym czasie.
Demi przytaknęła niepewnie, próbując wymusić lekki uśmiech.
- Chyba będziemy się zbierać – w progu kuchni pojawiła
Perrie, trzymając na rękach przysypiającą Sophię. – Jest dość późno.
- Tak, my też powinniśmy iść – Harry wyprostował się na
miejscu, wymieniając z Demi porozumiewawcze spojrzenia. Bezdźwięcznie podziękował,
po czym wyswobadzając swoją dłoń z jej uścisku, wstał od stołu.
Harry zawsze uwielbiał Lovato, a fakt, że zgodziła się wyjść
za mąż za jego najlepszego przyjaciela, jeszcze lepiej wpłynął na ich udaną
komunikatywność. Pod pewnymi względami Demi bardzo przypominała mu Eleanor –
równie bezpośrednia i spontaniczna, potrafiąca przystopować w najbardziej
odpowiednim momencie.
- Jak tam? – Harry ukucnął obok Leightona, Nialla i Vivi,
rejestrując niechętnie wszechobecny bałagan.
- W porządku – Leighton uśmiechnął się, odwzajemniając
ciepłe spojrzenie Harry’ego. – Zbieramy się?
- Chyba tak. Jest już późno.
- Jasne. Tylko pomogę Niallowi posprzątać.
- Dajcie spokój – Horan machnął ręką, zdejmując Vivienne z
kolan Leightona. Dziewczynka ledwie przytomna oplotła rączki w okół szyi
Nialla, zamykając oczy. – Zaraz wracam – uśmiechnął się, znikając w korytarzu.
Leighton podniósł się z podłogi, otrzepując spodnie.
- No co? – zmarszczył brwi, uważnie przyglądając się
rozbawionemu spojrzeniu Harry’ego.
- Nic – Styles wzruszył ramionami, opierając się o framugę. –
Chyba kupiłeś moją rodzinę. Przybraną, ale zawsze.
- Chyba nie masz na myśli Zayna, co? – chłopak zachichotał,
a Harry nie mógł powstrzymać się, by samemu nie wybuchnąć śmiechem.
- Zayn to trochę inny typ człowieka. Daj mu czas.
Leighton odchrząknął, naśladując głos Malika.
- „Mam nadzieję, że Harry nie pożałuje, że cię spotkał”.
Tak, rzeczywiście trochę czasu dobrze mu zrobi – zaśmiał się ironicznie.
- Powiedział ci, że… Niech go tylko…
- Daj spokój, Harry – pogładził go po plecach, mijając w
przejściu. – Faktycznie jest późno, chodźmy już – oparł głowę o jego ramię, wzdychając
cicho. – Twoja przybrana rodzina bardzo cię kocha.
- Leighton?
-Hmm?
Chłopak obrócił się, przywołany dziwnym tonem w głosie Harry’ego.
Styles zmieszał się nieco, lekko kurcząc się pod wyczekującym spojrzeniem
chłopaka.
- To dobrze, że ci się podobało.
Pevense uśmiechnął się, kręcąc głową w niedowierzaniu.
- Oj, panie Styles – prychnął w rozbawieniu. – Chodź –
pociągnął Harry’ego za rękę, kierując się w stronę holu, skąd dobiegały wyraźne
odgłosy krzątaniny Malików.
- Wszystko masz? – Perrie obwiązywała Jaydena szalikiem,
sprawdzając, czy spakował swój plecaczek.
- Tak – chłopiec jęknął niechętnie, odwiązując materiał, jak
tylko Perrie skupiła uwagę na Sophii.
- Mam nadzieję, że wpadniecie niedługo – Niall zszedł po
schodach, pocierając kark. – Umieram z nudów na tacierzyńskim – bąknął z
grymasem.
- Nikt ci nie kazał – Demi wystawiła język w jego stronę,
żegnając się z Zaynem. – Ale wpadnijcie. Harry, Leighton, będziecie jeszcze w
Londynie?
- Nie, raczej nie. Muszę urządzić się w Holmes Chapel –
Styles wzruszył ramionami, narzucając kurtkę.
- Ale na pewno wpadniemy, jak się pojawimy - dorzucił Leighton, ignorując pełne apatii spojrzenie
Zayna.
- Super – Malik uśmiechnął się z przekąsem. – Gotowi? – wziął
syna za rękę, w drugiej trzymając nosidełko.
- Idziemy – Perrie cmoknęła Demi w policzek i przytuliła się
do Nialla.
- Do zobaczenia – Horan i Demi stanęli w drzwiach,
odprowadzając ich wzrokiem.
- A wy dokąd, panowie? – Perrie wcisnęła się między
Leightona a Harry’ego, puszczając Zayna przodem.
- Zatrzymałem się u Gemmy.
- Podrzucić was? – blondynka zatrzymała się przy swoim
samochodzie. – Nie widzę tu twojego sedana.
- Przyszliśmy na piechotę. Jest ładna pogoda, spokojnie.
- Na pewno?
- Jedź już, co? – Harry pokręcił głową, zamykając za nią
drzwi hatchbacka. – Na razie, Zayn – skinął w stronę Malika, który z
mruknięciem odwzajemnił gest, zapinając dzieciaki na tylnych siedzeniach.
- Miło było cię lepiej poznać, Zayn – Leighton uśmiechnął
się z przekąsem.
- Ciebie też.
Harry z mruknięciem dezaprobaty pociągnął bruneta za rękaw.
Jeszcze raz pomachali Perrie, uśmiechającej się zza kierownicy, po czym powoli
skierowali się wyludnioną ulicą Królowej Elżbiety.
- Uwielbiasz go prowokować, co? – Harry zaśmiał się, kiedy
czerwone auto minęło ich z lekkim piskiem opon. Zayn pewnie nie był zadowolony
z faktu, że wypił dziś alkohol, a jego żona ewidentnie nie była udanym
kierowcą.
- Jest taki uroczy w swojej nienawiści – Leighton schował
dłonie w kieszenie jeansów. – Powiedzmy, że sprawia mi to trudną do opisania
satysfakcję.
- Chorą satysfakcję – Harry pokręcił głową, chowając twarz w
szaliku. Może pogoda nie była aż tak ładna, choć niezła jak na londyński
klimat.
- Gdyby wszyscy mnie polubili, szczerze mówiąc, zmartwiłbym
się. Z ludźmi bez wrogów jest coś nie tak – westchnął, odpalając papierosa. –
Chyba, że nazywają się Harry Styles – dodał pod nosem, wywołując uśmiech na
twarzy Harry’ego.
- Ależ ja mam wrogów. Nie o wszystkim musisz wiedzieć.
- Naprawdę? Panią ze spożywczaka, bo nie oddałeś jej winnego
grosika?
- Właściwie to pana ze spożywczaka – mruknął nieśmiało.
- Harry… - Leighton zatrzymał się w miejscu, mierząc go
zdumionym spojrzeniem. – Jesteś niemożliwy – zachichotał, kiedy poważną mimikę Harry’ego
zastąpił uśmiech. – Byłem skłonny ci uwierzyć.
Szli przez chwilę w ciszy, niemijani przez nikogo. Alejki
odległe od śródmieścia nie cieszyły się popularnością w tak późnych godzinach.
Nawet w czasie weekendu. Pobliskie domy wydawały się puste i samotne,
nieoświetlone choćby żadnym pojedynczym światłem. Gdzieniegdzie pies warknął na
nich z pobliskich ogródków, jednak i tak mogli czuć się kompletnie sami.
- O czym myślisz? – Harry skrycie przyglądał się chłopakowi,
który wypalił papierosa, niedopałek zgniatając na przydrożnym murku.
- O mojej rodzinie.
- Oh – Harry zagryzł wargę, spuszczając wzrok na kostkę
chodnikową. – Przepraszam.
- Przestań – Leighton wzruszył ramionami. – Po prostu masz
wielkie szczęście, że trafili ci się tacy ludzie jak Niall, jak Demi. Nawet jak
Zayn.
- Pod tym względem też uważam, że mam szczęście – Styles zgodził
się, nie chcąc drążyć tematu. Wiedział, że Leighton nie miał własnych bliskich.
– Wracamy jutro do domu?
- Jeśli chcesz – Pevense przytaknął nieco zaniepokojony,
jednak nie zwrócił na niego większej uwagi.
Harry poczuł się źle. Leighton skrycie martwił się teraz o
swojego nic niewartego ojca lub co gorsza rozważał, czy nie zostawić Harry’ego,
skoro pochodzi z zupełnie innego świata. Harry przełknął gulę formującą się w jego
gardle.
- Przepraszam, ja…
- Cii – Leighton przyłożył palec do ust, na co Harry
zatrzymał się, marszcząc brwi. – Harry, proszę cię, chodź.
Wciąż nie rozumiejąc, ruszył dalej, do czego poniekąd
zmusiła go dłoń Leightona, którą splótł wraz z jego własną. Mimo że nigdy nie
trzymali się za ręce, Harry nie potrafił cieszyć się tym gestem. Coś było nie
tak.
- Leigh…
- Możemy przyspieszyć? Ale nieznacznie, dobrze?
Machinalnie ruszyli nieco szybciej, coś pomiędzy biegiem a
szybkim chodem.
- Co się…
- Nie odwracaj się, proszę – Leighton szepnął cicho, starając
się utrzymać równe tempo.
Szli, a może raczej na wpół biegli, a głośny stukot ich
butów odbijał się echem w martwej ciszy. Dopiero po bardzo wyraźnym i długim
wsłuchiwaniu się, Harry doszedł do wniosku, że ich kroki pokrywają się z dwiema
parami innych, znacznie cięższych, znajdujących się dość niedaleko.
- Leighton?
Serce Harry’ego znacznie przyspieszyło. Choć bardzo kusiło
go, by spojrzeć za siebie, pamiętał, jak chłopak kazał mu zachować pozory.
- Harry, widzisz tamten park?
- Widzę – przytaknął, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo
złamał mu się głos.
- Kiedy tam dojdziemy, pobiegniesz w lewo, a ja w prawo,
dobrze?
- Nie zostawię…
- Harry, proszę cię, nie teraz – Leighton odetchnął głęboko,
na sekundę przymykając oczy. Wypuścił powietrze z płuc, mocniej ściskając dłoń
Harry’ego. – Musisz mi zaufać.
Choć patrzyli przed siebie, Harry mógł wyczuć napięcie w
jego głosie. Z jednej strony na pewno się bał, przynajmniej Harry był
przerażony, nie mógł uwierzyć, że Leighton nie. Mimowolnie poczuł się pewniej,
kiedy chłopak wykazał się determinacją i racjonalnością. Gdyby był sam, chyba
nie potrafiłby obmyślić dobrej taktyki ucieczki.
- Wiesz, kto za nami idzie, prawda? – szepnął, kiedy poczuł
jak dłoń Leightona powoli wysuwa się z jego własnej, zbliżając się do rozstaju
dróg przy parku. Dopiero teraz zauważył, że lewa strona, w którą kazał mu się
udać, była pogrążona w totalnej ciemności. Po prawej znajdowała się całkiem
dobrze oświetlona ścieżka.
- Wszystko ci wyjaśnię. Na razie obiecaj mi, że pobiegniesz
najszybciej, jak możesz. Gdziekolwiek, gdzie jest dużo ludzi. Tylko nie prosto
do domu. Jak upewnisz się, że jesteś sam, wezwij taksówkę i jedź z powrotem do
Nialla.
Leighton mówił szybko, grzebiąc w wewnętrznej kieszeni
kurtki.
- Przyjedziesz tam?
Zbliżali się do parku w zastraszająco szybkim tempie. Kroki
za nimi przybierały na sile. Były coraz bliżej.
- Leighton, obiecaj mi, że tam przyjdziesz.
Chłopak puścił dłoń Harry’ego, napinając mięśnie twarzy.
- Harry… - westchnął głośno. – Chciałbym…
- Przyjdziesz tam – Harry zaakcentował każde słowo, a
adrenalina uderzyła w niego ze zdwojoną siłą.
- Przyjdę – powiedział w końcu, łapiąc spojrzenie zielonych
tęczówek starszego mężczyzny. Nie przestawali na siebie patrzeć, czując pod
stopami początek grząskiego gruntu pokrytego liśćmi i odłamkami szkła, które
ktoś musiał tutaj rozrzucić. – Na trzy.
Harry przytaknął, próbując wziąć się w garść.
- Raz… Dwa… - wymienili ostatnie porozumiewawcze spojrzenie.
– Trzy...