piątek, 14 marca 2014

Rozdział 20

Cześć!
Wracam do Was z... Londynu! Tak, tak! Byłam w Londynie i oczami wyobraźni widzę pełno miejsc, w których będę osadzać najbliższe sceny naszego opowiadania! I nie tylko ;)
Mam wenę na nowe opowiadanie i zabiorę się za nie w najbliższym czasie, lecz opublikuję dopiero, jak uporam się z tym blogiem (spokojnie, jeszcze nie teraz :)).
Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału. Nie miał tak wyglądać, ale wyszło jak wyszło. Będę się gimnastykować w następnych, by nieco wam wyjaśnić.
Dziękuję za każdy komentarz, który zostawiacie, jesteście niezastąpieni.
Do następnego! :)

stałam tam, aww!

_______________________

Harry przestał liczyć, ile torebek Yorkshire Tea wylądowało w śmietniku przez całą noc. Nie ruszając się ze swojej warty przy oknie w kuchni, wciąż parzył kolejne kubki, uporczywie wpatrując się w bramę prowadzącą do posesji Horanów. Pusto.
- Harry?
Poczuł dłoń Nialla na swoim ramieniu. Blondyn, na zmianę z Demi, regularnie sprawdzał, jak się ma. Nie przebywał z nim w kuchni, czując, że nie miał ochoty na towarzystwo, jednak Harry był mu wdzięczny, że przez całą noc nie zmrużył oka, cicho koczując w salonie.
 - Która godzina? – Styles przetarł zmęczone powieki, lekko roztrzepując swoje włosy. Miał wrażenie, że zaśnie na stojąco, jednocześnie nie potrafiąc zmrużyć oka.
- Piąta trzydzieści – westchnął Horan, nie przestając pocierać ramienia Harry’ego. – Chcesz wyjść go poszukać? – rzucił po dłuższej chwili milczenia. – Nie potrafię siedzieć bezczynnie. Ty pewnie też.
- A jeśli wróci? – Harry o mało co nie przewrócił kubka z herbatą. – Musi tu wrócić.
- Nie idę spać, Harry – Demi wychyliła się zza framugi. – Poczekam na niego, a jeśli się zjawi, od razu dam ci znać, okej? – z wymuszonym uśmiechem usiadła na blacie w miejscu, gdzie całą noc przebywał Harry.
- Okej – przytaknął niepewny, zeskakując na podłogę.
W pośpiechu naciągnął na siebie kurtkę i włożył buty. Niall wyjął z kieszeni klucze, po czym zamykając drzwi, oboje ruszyli przez rześkie poranne powietrze.
- Gdzie dokładnie się to stało?
Niall ruszył naprzód. Wydawał się nabuzowany i pełen energii, gotowy przeszukać każdy krzak w okolicy. Harry mu tego zazdrościł. Czuł się cholernie przytłoczony swoimi wspomnieniami minionego wieczoru. Nawet sam nie potrafił wyjść z inicjatywą szukania Leightona, który bądź co bądź, nie wahał by się ani chwili, jeśli Harry wpadłby w tarapaty.
- Nie wiem. Szliśmy tą ulicą i potem skręciliśmy w tamten park niedaleko Queen Elizabeth Street. Wbiegliśmy tam… – jęknął zdegustowany, nie przestając patrzeć pod nogi.
- Gdzie pobiegł Leighton? – Niall nie przestawał przyśpieszać, chcąc jak najszybciej znaleźć się w miejscu zdarzenia. – Harry, spokojnie, robi się jasno, ludzie powoli wychodzą z domów, nic nam się nie stanie – z niepokojem wpatrywał się w otumanionego Stylesa, który nie umiał dojść do siebie.
- Przepraszam – szepnął cicho, starając się dotrzymać kroku Niallowi. Nigdy nie widział swojego przyjaciela tak zdeterminowanego. Może poza pamiętnym dniem, w którym przeciskali się w korku za karetką Louisa.
- Ten park?
- Tak – Harry przełknął głośno, spoglądając na wskazane przez chłopaka miejsce. – Tak, ten.
Niall jeszcze bardziej przyśpieszył, oddalając się od Harry’ego o kilka solidnych kroków. Styles jednak nie miał siły dłużej go gonić. Zamiast tego skupił się na poskładaniu myśli i obserwacji okolicy. Jeśli chcieli znaleźć Leightona, musieli szukać dowodów, że w ogóle tędy przechodził.
Skręcili w uliczkę, w którą według zeznań Harry’ego wbiegł Leighton. Była jasno oświetlona, co wcale nie podziałało kojąco na myśli Harry’ego. Zamiast tego jeszcze bardziej zmartwił się, jak widoczny był Leighton, kiedy uciekał przed swoim napastnikiem.
Harry zatrzymał się na chwilkę, spoglądając z daleka na trasę swojej ucieczki – ciemną, gęsto spowitą drzewami. Zadrżał, przywołany wspomnieniem na widok ogromnej dziury w podłożu.

- Raz… Dwa… - ostatni raz spojrzał na Leightona, który puścił jego rękę. – Trzy.
Rzucił się biegiem w wyznaczonym kierunku. Nie patrzył dokładnie, w którą stronę biegnie. Jednak świadomość, że sylwetka Leightona co chwilę migała mu między pojedynczymi konarami, dawała mu odrobinę ulgi w tej popapranej sytuacji.
Co chwilę spoglądał w bok, wychwytując biegnącego chłopaka, lecz z każdą sekundą stawało się to coraz bardziej niemożliwe przez wzgląd na coraz większe zagęszczenie roślinności w parku.
- Kurwa – syknął pod nosem, kiedy mało co nie wylądował nosem w błocie. Podłoże było pełne brudnych kałuż i grubych gałęzi, które jakimś cudem przecinały grunt co kilka metrów. Głośne rozchlapywanie wody przez Harry’ego z pewnością nie ułatwiało mu szybkiego i cichego zniknięcia z pola swojego napastnika. Mimo że Styles nie obrócił się ani razu, słyszał pojedynczy sprint ledwie kilka kroków za sobą.
- Leighton, pogadajmy!
Harry wytężył słuch, próbując wsłuchać się w to, co działo się za tabunem drzew po drugiej stronie drogi.
- Leighton, nie każ mi robić ci krzywdy!
Jeszcze bardziej przerażony Harry zwolnił nieco, zapominając o kimś, kto wyraźnie siedział mu na ogonie. Leighton jednak nie odpowiadał, a może to Harry nie usłyszał odpowiedzi. W każdym razie goniący ich mężczyźni znali Leightona i z pewnością czegoś od niego chcieli.
- Styles, nie chcesz się w to mieszać!
Harry znów nieco zwolnił, kusiło go, by obrócić się za siebie. Ten parszywy gnojek go znał. Nie wiedział kim był, ani skąd się tu wziął, ale on z pewnością wiedział, że Leighton będzie tej nocy z Harrym. To jeszcze bardziej go przeraziło.
Wtedy stłumiony krzyk dostał się do uszu Harry’ego, lecz tak szybko, jak się pojawił, tak też przerwał mu inny dźwięk, jakby coś się przewróciło.
- Leighton… - Harry szepnął cicho, mimowolnie skręcając z drogi. Wciąż gnał do przodu, jednak wsunął się w pobocze pełne gęsto rosnących krzaków i latorośli, które Bóg raczy wiedzieć skąd wzięły się w zapuszczonym parku. Kierowany adrenaliną i mieszanką wybuchowych emocji, biegł ile sił w nogach, próbując dostać się na chodnik po stronie Leightona.
I wtedy…

- Harry!
Styles ocknął się, tępo wpatrując się w przestraszony wyraz twarzy Nialla.
- Harry, przerażasz mnie. Mówię do ciebie od kilku minut.
- Ja… Ja przepraszam.
- Okej, Harry, to chyba nie był dobry pomysł, byśmy tu…
- Nie, proszę – Harry złapał Nialla za nadgarstek, kiedy ten zawrócił w stronę Queen Elizabeth Street. – Niall, proszę, rozejrzyj się ze mną.
Blondyn przełknął głośno i nie odpowiadając, z lekkim westchnięciem znów skierował się naprzód, rozglądając się na wszystkie strony.
Harry, wiedząc, że musi się ogarnąć, mocno nabrał powietrza w płuca, ruszając trasą, którą zaledwie 5h temu pokonywał Leighton.
- Widzisz coś? – głos Nialla dał się słyszeć z niedaleka, choć Harry nie widział go przez niedaleki zakręt.
- Nie, nic nie widzę. Musimy iść dalej.
- Skąd wiesz?
Styles dogonił blondyna, który oświetlał sobie teren latarką w telefonie. Zaglądał pod każdy krzak, jakby spodziewając się znaleźć tam zwiniętego w kulkę Leightona.
- Po prostu coś pamiętam, musimy iść dalej.
- Podziel się, a łatwiej będzie szukać.
- Za jakieś 100m, Niall – rzucił cierpko, pierwszy raz mijając go i prowadząc.
- Harry, czy jest coś, o czym mi nie… Szlag!
Ogromna czerwona plama przecinała szary bruk chodnikowy. Z daleka dało się słyszeć dźwięki samochodów, co świadczyło o tym, że niedaleko znajdowała się brama wyjściowa.
- Harry… - Niall z przerażeniem wpatrywał się wyższego chłopaka. – Harry, co usłyszałeś, skoro wiedziałeś, że…
- Nie wiem, Niall. Ale ktoś się tutaj szamotał, słyszałem to przez te drzewa. Nie sądziłem, że… Że aż tak.
Oboje okrążyli miejsce, ledwo idąc dalej.
- Kim jest ten chłopak Harry? – Niall nie dał się zwieść. Widać było, że to, co zobaczył, wstrząsnęło nim do szpiku kości, lecz mimo wszystko szukał dalej, unosząc każdą najmniejszą roślinkę. – To nie jest śmieszne.
- Czy wyglądam, jakby było mi do śmiechu? – Harry prychnął żałośnie, wciąż nie mogą odkleić wzroku od plamy krwi na chodniku. – Niall!
Blondyn podskoczył przestraszony.
- Harry, na miłość boską, czy ty chcesz mnie… - podążył za wzrokiem przyjaciela. – Jezus Maria…
Styles ocknął się pierwszy i nie bacząc na protesty Nialla, który nawet ciągnął go za kurtkę, podszedł do miejsca, w którym leżał nieznany mu mężczyzna. Był ciemnoskóry, ubrany w wykwintny garnitur, a jego palec zdobił umorusany błotem złoty pierścionek. Musiał mieć żonę.
- Harry, dzwonię na policję.
- Nie.
- Harry, to nie jest zabawne! – Niall krzyknął łamiącym się głosem, z przestrachem rozglądając się dookoła. – Wobec tego chociaż stąd uciekajmy.
Harry ukucnął przed mężczyzną, starając się zachować bezpieczną odległość. Jego twarz przyozdabiały ciemne okulary, których ze względów bezpieczeństwa wolał nie ruszać.
Westchnął głośno, na chwilę zamykając oczy.

- Mam go, Jack!
Harry oddychał coraz płyciej. Nigdy nie był dobry z WFu, przez co coraz ciężej było mu biec.
- Jack! Mam go!
Te słowa podziałały na niego jak płachta na byka. Harry przyspieszył kroku, mijając gęste zarośla i wybiegając na chodnik po stronie Leightona. Wiedział, że chłopak nie będzie szczęśliwy, jednak rozsądek opuścił go już dawno temu.
Nie wiedząc, co do końca robi, zawrócił, ruszając w stronę krzyków, które słyszał zza zakrętu. Nim jednak dobiegł do końca, mocne uderzenie zwaliło go z nóg, kierując w stronę grubego konara na skraju drogi. Porażony siłą uderzenia, Harry opadł pod drzewem, szykując się na atak ze strony mężczyzny, który najwyraźniej go dogonił. Jakież było jego zdziwienie, kiedy po kilku minutach ciężkiego oddychania, nic mu się nie przytrafiło.
Ledwo unosząc się na łokciach, Harry wstał, otrzepując się z ziemi. Wciąż mógł usłyszeć ciche odgłosy szamotaniny, jednak nie potrafił zidentyfikować źródła dźwięku.
Przypominając sobie słowa Leightona po prostu uciekł, zostawiając park i mrok daleko za sobą.

- Harry, spieprzajmy stąd do kurwy nędzy! – Niall przyłożył pięścią w konar. Chciał stąd odejść, jednak wiedział, że bez Harry’ego nigdzie się nie ruszy.
- On mnie uderzył, Niall – Harry przekrzywił głowę, by jeszcze wyraźniej przyjrzeć się widocznym rysom twarzy mężczyzny. – On mnie uderzył, a teraz nie żyje, Niall.
- Chyba żartujesz – Horan pokręcił głową, zbierając się na odwagę, by podejść do Harry’ego. Przełknął głośno, kucając przy nim. – Jesteś…
- Nie rusza się – Harry tępo lustrował go wzrokiem. – Boże, Niall, Leighton go zabił.
- Nie – Niall pokręcił głową. – Nie, on nie mógłby…
- A kto by mógł?! – Harry uniósł głos, próbując pohamować łzy cisnące mu się do oczu. – Byliśmy tylko my i ich dwóch. Ten drugi nie zabiłby swojego kompana, prawda Niall?! Nie zabiłby!
- Dobra, Harry, spokojnie – Niall odetchnął głęboko, jeszcze raz obserwując leżące przed nim ciało. – Jeśli Leighton zabił – skrzywił się na wypowiadane słowo. – Jeśli naprawdę to zrobił, wobec tego musiał mieć jakiś powód.
- O co tutaj chodzi – Harry opuścił głowę, próbując pohamować pulsujący ból w skroni. – Niall, a co jak ten drugi zabrał Leightona?
- Skoro młody miał siłę, by załatwić tego, to czemu nie załatwiłby drugiego?
- Więc gdzie do cholery jest?
Cichy odgłos telefonu przerwał ich zdecydowanie zbyt głośną rozmowę. Jeśli nie chcieli wzywać służb porządkowych, powinni jak najszybciej się uciszyć i uciekać jak najdalej stąd.
- Tak? – Horan przyłożył słuchawkę do ucha, ocierając łzy. Nie wiedział, dlaczego płakał. Emocje wzięły górę nie tylko nad nim, Harry wyglądał jakby w każdej chwili miał osunąć się na ziemię. – Co?! – Niall poderwał się na nogi, przywołując spojrzenie Harry’ego. – Daj nam 10 minut – rozłączył się, ciągnąc Harry’ego. – Jacyś faceci dobijają się do środka. Demi się boi.
*
Ruszyli biegiem, pokonując dość długą trasę w niespełna 5 minut. Już z daleka słyszeli odgłosy uderzania w bramę, a sylwetki czterech mężczyzn rzucały się w oczy z drugiego końca ulicy. Trzech próbowało rozwalić drzwi, podczas gdy jeden z nich jakby nigdy nic opierał się o maskę samochodu, rozglądając się dookoła.
- Zostaw te drzwi popierdoleńcu! – Niall wyrwał się do przodu, gotowy pobić trzech rosłych osiłków pod jego drzwiami.
- O proszę!
Harry zatrzymał Nialla, gestem każąc mu stanąć obok siebie. Spokojniejszym krokiem podeszli do zgromadzenia pod domem Nialla, które widząc ich, zaprzestało dobijania się do środka.
- Harry Styles jak mniemam?
Mężczyzna przy samochodzie odszedł od maski, wyciągając dłoń w stronę Harry’ego. Harry jednak nie przyjął jej, z pogardą spoglądając na mężczyznę. Widział go pierwszy raz w życiu, lecz już wiedział, że jest źródłem kłopotów w życiu Leightona. Po prostu to wiedział.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, jeśli można – uchylił drzwi auta, gestem zapraszając go do środka.
Harry wciąż nie reagował. Kątem oka obserwował pozostałych mężczyzn, którzy wyglądem jak i ubiorem bardzo przypominali mu człowieka, którego zostawili z Niallem w parku. Ten, który do niego mówił, był znacznie inny. Szczupły, w jasnym garniturze i wąsach na pół twarzy sprawiał wrażenie mocnej ręki. Choć Harry i Niall dziwili się, dlaczego tacy silni faceci słuchają się kogoś tak banalnego jak siwiejący mężczyzna, nie odważyli się zapytać. Zamiast tego oboje wymienili pełne podejrzeń spojrzenia.
- Harry, złotko – mężczyzna cmoknął z dezaprobatą. – Zabierasz mi cenny czas, a jestem pewien, że oboje możemy sobie pomóc, więc jak? – jeszcze szerzej otworzył drzwi samochodu.
- Nie sądzę, by ktoś taki jak ty mógł mi w jakikolwiek sposób pomóc.
- Widać, że Leighton uczył cię ciętego języka – mężczyzna uśmiechnął się, widząc, że przywołał zainteresowanie Harry’ego. – To jak? Może teraz zgodzisz się porozmawiać?
- Pozwól Niallowi iść do domu – skinął na przyjaciela, który spojrzał na niego spode łba.
- Nigdzie nie idę.
- Niall, tak? – facet przeniósł całą uwagę na chłopaka, po czym machnął na swoją „małą armię”, która rozsunęła się, dając Horanowi pełny dostęp do bramy wejściowej.
- Niall, idź do domu, okej? – Harry spojrzał na przyjaciela, który uparcie tkwił u jego boku. – Po prostu idź do domu, proszę.
- Nie chcę się wtrącać, ale młodsza wersja Jaggera bardzo dobrze gada – mężczyzna przytaknął, przypatrując im się z lekkim rozbawieniem. Widać, że czerpał z tej sytuacji niebywałą satysfakcję.
- O której oddasz Harry’ego? – Niall złapał kontakt wzrokowy z mężczyzną.
- A czy zawarliśmy to w jakiejś umowie?
- My nie, ale ochroniarze pana Stylesa mogą być nieco niepocieszeni, jeśli nie pojawi się w domu za pół godziny.
Harry stał z boku nieco skonsternowany. Niall grał na zwłokę, co wychodziło mu cholernie dobrze. Sam nigdy nie należał do dobrych kłamców.
- Wobec tego, gdzie byli, kiedy dobijaliśmy się do środka?
- Oh – Niall machnął ręką, jakby przeczuwając to pytanie. Wyjął z kieszeni telefon, obracając go w palcach. – Dyskretnie dałem im do wiadomości, że to prywatne rozterki, w które póki co nie muszą się mieszać - puścił do niego oczko, nonszalancko opierając się o jego samochód.
Mina mężczyzny nieco zrzedła. Widać Niall przekonał go, że jakakolwiek ochrona faktycznie istnieje, choć od rozpadu zespołu, Styles nigdy nie prosił o specjalne przywileje.
- Zmiataj już, nim się zdenerwuję – uśmiechnął się sceptycznie, ręką odganiając Nialla do domu.
- Pół godziny – Horan ostatni raz zmierzył go wzrokiem, po czym na krótką chwilę zatrzymał spojrzenie na Harrym. Mentalnie przekazał mu, że będzie czekał, aż chłopak nie wróci, po czym z oporem wszedł do środka, głośno zamykając za sobą bramę.
- No, panie Styles, chyba mamy sobie dużo do powiedzenia – mężczyzna uśmiechnął się, podchodząc bliżej i jeszcze raz wyciągając dłoń w jego stronę. – Jestem Jackson Morrison.
Harry ponownie nie zareagował.
- Skąd znasz Leightona?
Na twarz mężczyzny wstąpił niebywale dziwny uśmiech – szyderski, prostacki i rozbawiony w jednym.
- Mogę ci wiele o nim opowiedzieć – zapewnił, wsiadając do range rouvera.
Harry westchnął cicho. Nie miał gwarancji do tego, co go czeka, lecz wsiadł do środka, zamykając za sobą drzwi.

9 komentarzy:

  1. CO TU SIĘ KURWA DZIEJE?!
    MIAŁAŚ WYJAŚNIĆ, A JESZCZE BARDZIEJ NAMIESZAŁAŚ MI W GŁOWIE! NO DZIĘKI!

    PS. Rozdział boski!
    PS. 2. JEŚLI COŚ SIĘ STANIE LEIGHTONOWI TO UDUSZĘ!
    PS 3. Nie łam Hazzie serduszka i oddaj mu Leightona, proszę? Nie ma Louisa, to chociaż on niech zostanie! ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem przerażona jezu, proszę pisz szybko dwudziesty pierwszy rozdział!
    @dametomlynz

    OdpowiedzUsuń
  3. CO DO CHOLERY???
    MASZ MI TO WSZYSTKO WYJAŚNIĆ, WIESZ JAK JA SIĘ MARTWIĘ?
    ZABIERZ MOJEMU HARREMU LEIGHTONA TO ZNAJDĘ CIĘ CHOĆBY NA KSIĘŻYCU.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj kurczaczek, ja nie wiem jak możesz być niezadowolona, to jest świetne :)
    Jak taki dobry kryminał ^^ od początku strasznie się poprawiłaś :)
    Z każdym nowym coraz więcej emocji to jest niesamowite co ty z nami robisz :)

    em

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu... co sie dzieje? A jak porwa harryego? Lol btw spelnilo sie to, co napisalam pod ostatnim rozdzialem ze zlapia Leightona no i zlapali... awww jestem medium ahahahah xx albo poprostu czytasz komentarze czytelnikow i czerpiesz z nich wene? :) @_MyLovelyNiall

    OdpowiedzUsuń
  6. jestem pozbawiona (przez ten rozdział!) zdolności składnego wysławiania się także, tego:
    PYTAM TYLKO CO TU SIĘ KURNA DZIEJE
    I GDZIE JEST LEIGHTON (któremu jak coś się stanie to po prostu, położę się na dywanie, zwinę w kulkę i wplączę za całe życie)
    WYJAŚNIJ MI TO WSZYSTKO W NASTĘPNYM ROZDZIALE BO UMRĘ Z CIEKAWOŚCI (i to będzie twoja wina :cc)
    a więc tak
    poza tym, że zmącił moją równowagę psychiczną to rozdział świetny
    jak zwykle, pff :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejuniu świetny rozdzial ^^
    Tak fajne trzymal napięcie *.*
    Daj następny prędko <3
    Mam nadzieje,ze dobrze sie bawilas w Londynie :D
    tt:@gabka17

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowałam twój blog do Liebster Award.
    Więcej na moim blogu: http://i-hope-your-heart-is-strong-enough.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń