wtorek, 24 września 2013

Rozdział 8

Witajcie po przerwie!
Wykończy mnie ta szkoła, słowo daję. Poza tym mam też przyjaciół, rodzinę i sprawy osobiste, więc... To naprawdę brzmi jak denne tłumaczenie, co nie?
Wybaczcie mi zwłokę, ale w ramach rekompensaty rozdział ma aż 6 stron w Wordzie, mój nowy rekord.
Mogę was prosić o komentarze? Wciąż jest ich dużo, ale kiedyś było więcej. Motywują mnie jak cholera.
Zapraszam do czytania! 
Buziaki! :)

__________________________________


Deszcz rytmicznie uderzał o rynny. Chłopiec siedział na parapecie, palcami ścigając się z sunącymi po szybie kroplami.
- Wszystko w porządku?
- Mam bardzo przechlapane?
Perrie uśmiechnęła się, siadając obok.
- Skłamałabym, mówiąc, że nie.
Leo opuścił wzrok, obejmując kolana rękami.
- Hej, co to za mina!
- Ja tylko chciałem, żeby oni zaczęli ze sobą rozmawiać.
- Kto, skarbie? – skonsternowana zmarszczyła brwi. – Nie chcę na ciebie naciskać, ale lepiej, żebyś powiedział mi, dlaczego przyjechałeś bez wiedzy rodziców. Skąd ten pomysł?
- Tata się wyprowadził. Mówił, że na trochę, ale to nie jest na trochę. Mama za często widywała tego pana.
- Jakiego pana? - Perrie pokręciła głową. – Czekaj, powoli. Chyba trochę nie rozumiem.
Leo przygryzł wargę, machając nogami w powietrzu. Był za niski, by dosięgnąć podłogi.
- Mama zdradzała tatę, ale nie mogłem mu powiedzieć.
- Nie… - blondynka przymknęła powieki, próbując przyswoić wszystkie informacje, które opowiedział jej Leo. – Leo? – westchnęła, chwytając strapiony wzrok chłopca. – Nie myśl, że ci nie wierzę, ale chyba coś pokręciłeś. Zdrada to bardzo mocne słowo.
- Wiem, co to znaczy, mam już prawie sześć lat.
Perrie uśmiechnęła się, palce wtapiając w puszyste od mżawki loki dziecka.
- Rodzice przyjadą i wszystko sobie wyjaśnicie, już ich powiadomiłam – grymas wpełzł na twarz pięciolatka, wywołując w Perrie mieszane uczucia. – Spokojnie, wstawię się za tobą, kawalerze.

Droga w godzinach szczytu nie wydawała się kuszącą perspektywą, jednak żadna inna opcja nie wchodziła w grę. Po telefonie, jaki otrzymał, Harry jak poparzony wyskoczył z biura, chcąc, niechcąc, z Judith kroczącą mu za plecami.
Mijając znak informacyjny, dodał gazu, w parę minut pokonując peryferie Londynu.
Nie był tutaj od tak dawna – ostatni raz na urodzinach Liama w 2016 roku. Miejskie zakłady pracy i fabryki nieustannie tętniły życiem. Zdawało się, że choćby najmniejszy hektar potężnej metropolii wykorzystywano w celach gospodarczych. Odległe drapacze chmur powoli wynurzały się zza kłęby dymów i spalin, kiedy tylko zakręcił w pierwsze mieszkalne alejki.
Harry nie potrafił opisać uczucia narastającego w nim z każdym mijanym kilometrem. Pomimo powagi sytuacji cieszył się, że znowu jest tutaj, w miejscu, które mimowolnie nazywał swoim prawdziwym domem.
Judith na siedzeniu pasażera podrygiwała nerwowo, wypatrując skromnej, ale jakże okazałej willi Malików. W prawdzie nie dogadywała się z Zaynem, jednak parę razy miała przyjemność odwiedzić jego posiadłość. Pamiętała, że Malik cenił sobie prywatność, stąd dom na najdalszych obrzeżach Londynu.
- Nie powinieneś skręcić w prawo?
- Jest objazd, robią drogę.
- W porządku.
Funkcjonowanie na zasadzie prostych pytań i odpowiedzi po parogodzinnej trasie stawało się nad wyraz męczące. Sporadyczne próby rozpoczęcia rozmowy nie przyniosły rezultatu, chociaż tyle spraw wymagało przedyskutowania.
Odnalazłszy Churchill Avenue 24, Harry zaparkował na podjeździe, z ociąganiem wyjmując klucze ze stacyjki.
- Idziesz?
Judith zdążyła wysiąść i podejść do bramy, ignorując ulewę plączącą jej jasne kosmyki. Harry naciągnął na głowę kaptur, zamykając samochód. Stanął u boku Judith, przepuszczając ją frontowym wejściem.
Mieszkanie Zayna i Perrie znajdowało się na ogromnym pagórze sąsiadującym z rozległym polem golfowym. Widok jak zawsze zapierał dech w piersiach, jednak i bez tego Harry nie potrafił solidnie nabrać powietrza w płuca. Denerwował się świadomością, że Leo uciekł przez niego. Wyrzuty sumienia coraz bardziej piekły jego gardło, w którym uformowała się gula przerażenia.
Syn Harry’ego nie był głupim maluchem. Rozumiał nader dużo, co budziło podziw wśród babć i nauczycielek. Harry sam nie wiedział, jak czuje się z tym faktem. Kochał Leo najbardziej na świecie, ale często obawiał się, że natłok informacji może za mocno obciążyć chuderlawe barki chłopca. Czasami nie wiedział, w jaki sposób traktować własne dziecko. Momentami odnosił się do niego, jak większość rodziców odnosi się do swoich pociech – z przymrużeniem oka odpowiadał na nurtujące Leo pytania, stawiając wszystko w kolorowym świetle. Z drugiej strony chłopiec miewał dni, które Harry żartobliwie nazywał „podniosłością w kędzierzawym królestwie” – pięciolatek beształ go za wymijające i lakoniczne bajki o szczęściu, chcąc czystej prawdy, jak np. wtedy, gdy nie kupił historii o tym, jakoby dzieci brały się z kapusty.
Harry wyrwał się z letargu dopiero przed drzwiami budynku, kiedy zadaszenie tarasowe powstrzymało strugi deszczu od moczenia jego ubrań.
Judith zadzwoniła delikatnie, strzepując z płaszcza zbłąkane krople wody. Za miną pokerzysty Harry dostrzegł jej zmartwienie i podenerwowanie.
Drzwi otworzyły się ze zgrzytem, ukazując im wnętrze przestronnego przedsionka skąpanego w bieli i szarości.
- Zobacz, goście przyszli!
Perrie kołysała na rękach małą dziewczynkę, która obserwowała przybyszy wielkimi brązowymi oczami. Harry i Judith widzieli ją po raz drugi, nie mogąc wyjść z podziwu, jak zmieniła się przez te pół roku.
- Cześć – Judith pierwsza odważyła się przekroczyć próg korytarza. Przywitała się z Perrie, przejmując z jej rąk Sophię.
- Witaj, Harry – Perrie przytuliła się do Harry’ego, całkowicie znikając w jego dużych ramionach. – Pewnie jesteście zmarznięci, dam wam jakieś ciepłe ubrania.
- Nie, nie trzeba – Judith potrząsnęła głową, oddając Sophię z powrotem w dłonie mamy. – Gdzie on jest? – nerwowo rozejrzała się po korytarzu, odkładając kurtkę na wieszak. Harry powtórzył jej ruchy, mimowolnie zaglądając za najbliższe drzwi. Musiał upewnić się, że Leo jest cały i zdrowy.
- Zasnął. Był wyczerpany – ruszyli za Perrie po schodach, przystając przy drzwiach jednej z sypialni. – Zajrzyjcie, jeśli chcecie, idę przewinąć małą – oddaliła się do pokoju obok, dając im chwilę wytchnienia i ulgi.
Judith bez oporu weszła do środka, od razu przysiadając na skraju wielkiego łóżka.
Leo leżał zamotany w jasną pościel, a jego cichy i spokojny oddech był jedynym dosłyszalnym dźwiękiem panującym w pomieszczeniu.
Harry oparł się o błękitną ścianę, wzdychając ciężko. Ręką delikatnie przeczesał włosy chłopca, pozostawiając je w jeszcze większym nieładzie.
- Dzięki bogu – szepnęła Judtih, przykładając czoło do dłoni Leo. Pocałowała go w policzek i jeszcze szczelniej opatuliła kołdrą.
- Niech odpocznie, potem z nim porozmawiamy – spojrzała na Harry’ego, wstając i oglądając się na śpiącego syna. – Pójdę do Perrie, może coś jej powiedział.
Harry tylko przytaknął, nie zmieniając pozycji. Judith wyszła, przymykając za sobą drzwi.
- Oj, młody, młody – podszedł bliżej, zajmując wcześniejsze miejsce Judith.
- Przepraszam – stłumiony odgłos przedostał się spod kupy prześcieradeł i koców. – Nie chciałem – ciemne oczy wychyliły się zza poszewki, uważnie lustrując zdziwioną twarz Harry’ego.
- Nieładnie robić takie dowcipy starszym, młody mężczyzno – Harry uśmiechnął się, uchylając rąbka kołdry, po czym sam ułożył się obok Leo, ignorując jego chichoczące protesty.
- Jesteś na mnie zły?
Harry podparł głowę na dłoni, odwracając się bokiem w stronę chłopca.
- Jestem zły na siebie – przejechał palcami po policzku Leo, po czym przyciągnął go do siebie. Usiadł po turecku i przytulił syna, zaciągając się jego słodkim zapachem - tak pachniało bezpieczeństwo, o ile to w ogóle możliwe.
- Ja po prostu chciałem, żebyś porozmawiał z mamą. Żebyście nie krzyczeli i żebyś wrócił do domu. Nie jest tak samo, kiedy cię nie ma – cichy szloch jeszcze bardziej zmoczył koszulkę Harry’ego. Zresztą mało brakowało, by i z jego oczu uleciały gorzkie łzy. To była jedna z najpiękniejszych chwil w jego życiu, bez wątpienia. Choć nienadzwyczajna, w swojej prostocie znaczyła dla niego bardzo wiele.
- Już, już – oddalił chłopca od siebie na długość wyciągniętej ręki. – Będzie teraz trochę inaczej, Leo – otarł słone krople z kącików jego oczu, uśmiechając się pocieszająco.
- Kiedy mówiłeś mi, że potrzebujecie z mamą czasu sam na sam, miałeś na myśli sam na sam już na zawsze, prawda?
- Nie jestem pewien, ale ja i twoja mama… - Harry oblizał dolną wargę, szukając odpowiednich słów. Ostatnio nie powiedział mu prawdy, przez co teraz znajduje się tutaj, w sypialni gościnnej Malików. Kłamstwo chyba nie popłaca. – Wydaje mi się, że nie będziemy mogli już nigdy mieszkać w jednym domu – wypalił na jednym wdechu, uciekając wzrokiem w przestrzeń. Nie chciał patrzeć w oczy syna. – Kiedy byłem mały, babcia z dziadkiem też zdecydowali, że przestaną żyć razem, i wiesz co zrobiłem?
- Co takiego?
- Uciekłem z domu – uśmiechnął się gorzko, palcem wskazującym kreśląc kółka na kolanie chłopca. – W prawdzie poszedłem tylko do mojego przyjaciela, Tony’ego, ale rodzice i tak dostali szału. I nawet dokonałem swego. Odłożyłem kryzys w ich małżeństwie na parę miesięcy, ale później to wróciło, ze zdwojoną siłą.
Leo uważnie słuchał każdego jego słowa, w skupieniu analizując, do czego pije tata.
- I wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie ma sensu. Lepiej będzie, jeśli przestaniemy mieszkać razem. Nie utrzymam ich na siłę, skoro to gorsze niż bycie osobno.
- Co było potem?
- Potem babcia rozwiodła się z dziadkiem. Zostałem z babcią, ale dziadek odwiedzał mnie co najmniej dwa razy w tygodniu. Chodziliśmy na ryby, na moje ulubione eklery do cukierni pani Hutcherson.
- Naszej sąsiadki?
- Tak – Harry uśmiechnął się mimowolnie, gdy coraz bardziej ożywiał zakopane gdzieś głęboko wspomnienia z dzieciństwa. – Najlepsze wypieki w mieście, zresztą sam próbowałeś.
Leo przytaknął, wyraźnie nad czymś dumając.
- I teraz myślisz, że dobrze zrobiłeś?
- Myślę, że gdybym tego nie zrobił, może teraz wiódłbym inne życie. Może nie dokonałbym paru kluczowych wyborów nawiązujących do tego, gdzie jestem teraz. Może nie miałbym ciebie i może nigdy nie poznałbym wujka Zayna, który nie spotkałby cioci Perrie.
- I wszystko zależało od tego, że pozwoliłeś dziadkom się rozwieść?
Harry przygryzł wargę.
- Trochę zboczyliśmy z tematu. Po prostu uważam, że czasami to, co wydaje się niedobre, jest najlepszą opcją dla wszystkich. Rozumiesz?
- Chyba tak.
- Dobrze – Harry uśmiechnął się, wstając z łóżka. – A teraz chodź – wyciągnął dłoń w stronę chłopca. – Mama na pewno się ucieszy, że jednak nie śpisz.

Perrie opowiedziała Judith i Harry’emu wszystko, czego dowiedziała się od ich syna. Resztę dnia spędzili ignorując problem i starając się miło spędzić czas.
Leo zaintrygował się małą Sophią, chociaż Jayden, syn Malików, skutecznie wmawiał mu, że „to coś” tylko płacze i je, w dodatku jest dziewczynką w różowych śpiochach.
Harry, wpatrzony w dzieciaki śmigające po całym domu, wylegiwał się na kanapie. Kompletnie ignorował telewizor głośno reklamujący nowy proszek do prania.
- Mogę się przyłączyć?
- Jasne.
Harry przesunął się, robiąc więcej miejsca dla Zayna z Sophią na rękach. Malik rozłożył na środku sofy kocyk, na którym ułożył dziewczynkę z zabawką w buzi. Sam usiadł wygodnie, zmieniając kanał na stację muzyczną.
- Wesoło tu, odkąd przyjechaliście.
Brzdęk garnków i talerzy dopełniał hałasu, a zapach czegoś aromatycznego kusił zmysły.
- Nie ma za co – Harry zachichotał, gilgocząc Sophię, wpatrującą się w niego świecącymi z radości oczyma.
- Szkoda, że tak rzadko wpadacie.
Zayn westchnął, poprawiając zwisającą skarpetkę na stópce córki.
- Wiem, że masz mi to za złe, ale…
- Nie – przerwał mu energicznie. – Bynajmniej. Po prostu rozumiem, co w tobie siedzi. Tak sądzę, że rozumiem.
Chwila krępującej ciszy ciążyła nad salonem.
- Dzięki, Zayn.
- Nie przeceniaj mnie. Parę razy chciałem zrobić ci Paranormal Activity.
Sophie, nie wiedząc, co się dzieje, dołączyła do chichoczących chłopaków, wywołując w nich jeszcze większą salwę śmiechu.
- Macie tutaj jakiś jej kult? – Harry uniósł brew, obserwując Malika, który tym razem przyczepił się do odpiętego guziczka w małej różowej koszulce.
- Perrie mówi, że mam obsesję.
- Niall ma konkurencję.
- Niall niedługo odpadnie. Vivi poszła do szkoły, niedługo nie będzie już córeczką tatusia.
- Masz rację – Harry przytaknął w zamyśleniu. – Przekażę Liamowi, żeby zaostrzył rywalizację.
- Payno się nigdy nie ustatkuje – roześmiał się Zayn, podpierając brodę kolanem.
- Czytałem w gazetach, że kogoś ma – Harry wzruszył ramionami, pomagając Sophie ustać na nogach. Dziewczynka przytrzymała się jego palców, z trudem unosząc się na pulchnych nóżkach. Zayn przyglądał im się z uśmiechem.
- Nie byle kogo. Pamiętasz Jesy Nelson?
- Była z Perrie w Little Mix.
- Ta sama.
Harry gwizdnął z aprobatą.
- Naprawdę?
- Coś jest na rzeczy, ale oficjalnie udawaj zaskoczonego.
- Milczę jak grób.
- Tato! – Jayden wbiegł do pokoju, a zaraz za nim pojawił się Leo. – Mama mówi, że kolacja na stole.
- Idziemy – Harry podniósł się, biorąc Sophie na ręce.
- Harry?
Styles przepuścił chłopców przodem, odwracając się do Zayna.
- Nie chcę się wtrącać, ale też czytam prasę, poza tym Perrie powiedziała mi, co mówił Leo. W sensie… – zmieszał się. – Leo uciekł, bo uważa, że…
- Leo ma rację.
Zayn pokiwał głową, wyłączając telewizor.
- Jeśli chcesz pogadać, to jestem tu dla ciebie.
- Dziękuję.
Za to Harry cenił sobie Malika. Nie odzywał się do niego tyle czasu, a on wciąż był taki sam – nie wścibiał nosa w nie swoje sprawy, ale we wszystkim miałeś jego poparcie, niezależnie od tego, jaka jest sytuacja.
- No – Zayn odkaszlnął, popędzając Harry’ego. – Koniec czułości, mój kurczak stygnie.

Kolacja przebiegała w przyjemnej atmosferze. Nawet Harry i Judith rozmawiali ze sobą, próbując odłożyć na bok rzeczy, z którymi przyjdzie im się zmierzyć jutro. Na początku było dość niezręcznie. Harry wciąż nie pogodził się z tym, co zrobiła mu jego żona. Potrafił jednak koegzystować z kobietą w harmonii, motywowany obecnością Leo.
Dzwonek do drzwi przerwał rozgardiasz panujący przy stole.
- Spodziewasz się kogoś?
Zayn wzruszył ramionami, wyprzedzając Perrie w wyjściu na przedsionek.
- Słyszałem, że imprezujecie bez Horanów, parszywe gnidy!
- Niall, tu są dzieci!
Horan wpadł do jadalni z Vivienne na rękach.
- Harry był łaskaw wysłać mi SMS’a – uradowany Irlandczyk postawił swoją córkę na ziemi, przytulając się z każdym, włącznie z Sophią.
- Gdzie zgubiłeś Demi?
- W Ameryce. Ale wraca niedługo. Kurde, jak się cieszę, że was tu widzę w takim gronie.

Dom Malików tętnił życiem.
Vivi, Leo i Jayden biegali boso po trawie na ogrodzie, a zmartwione Judith i Perrie obserwowały najmniejszy ruch dzieci, upominając je na każdym kroku.
Niall, Zayn i Harry rozsiedli się na tarasie, popijając piwo i ciesząc się piękną pogodą, która nastała zaraz po okropnej burzy.
- Świetnie, że wpadliście do Londynu.
Niall nie wiedział o ucieczce Leo, lecz reszta postanowiła wtajemniczyć go z rana. Nie chcieli psuć specyfiki tego miłego wieczoru, a entuzjazm Horana był zaraźliwy.
Rozmawiali o rzeczach błahych, wspominali dawne lata, skrupulatnie omijając tematy drażliwe.
- Przepraszam na moment.
Harry, rozbrojony nowym kawałem Nialla, oddalił się w głąb ogrodu, przykładając do ucha dzwoniący telefon.
- Styles, słucham?
- Cześć, Harry.
Przystanął w miejscu, próbując przypomnieć sobie, jakim cudem Leighton do niego dzwoni. Spotkanie spraiwło, że stał się nieco zamroczony, więc dopiero po chwili przypomniał sobie o wizytówce.
- Cześć, Leighton.
- Znalazłeś już chłopca?
- Tak, dziękuję, że pytasz. Wszystko w porządku?
Głos Leightona był inny niż zazwyczaj, stonowany i mało wyzywający.
- Chciałem się tylko upewnić, że z twoim synem jest okej.
- To miłe.
Głośne szumy i piski zakłóciły połączenie.
- Jesteś tam?  - Harry zmarszczył brwi, słysząc krzykliwy głos w tle.
- Tak, tak. Przepraszam, muszę kończyć.
- Wszystko dobrze?
- Tak. Cieszę się, że u ciebie w porządku.
- Leighton?
- Tak?
Harry zawahał się.
- Naprawdę wszystko dobrze?
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, Harry.
- Jesteś dziś inny.
- Nie znasz mnie.
Cisza zawisła na linii, jednak żaden nie rzucił słuchawką.
- Może już wkrótce poznasz mnie lepiej – cichy szept przyprawił Harry’ego o ciarki na całym ciele. Co do cholery? Czy ten dupek mu grozi? – Dobranoc, Harry.
Głuchy odgłos zakończonego połączenia rozszedł się echem po spokojnej okolicy.
Leighton jest popaprany…

13 komentarzy:

  1. NARESZCIE!
    Ciekawy wybór imienia dla dziecka....
    Biedny Leo, jakbym miała taką matkę to też uciekłabym z domu. Wolałabym zostać z tatusiem.
    Jestem strasznie ciekawa o co chodzi z Leightonem, pisz szybciej, bo nie mogę się doczekać.
    I proszę, zabij tę sukę, tylko jak najbardziej brutalnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże znów genialnie napisany rozdział. Teraz mogę już oficjalnie się przyznać, że jestem w Twoim blogu oficjalnie za-ko-cha-na <3 Serio jesteś niesamowita. Oczywiście jestem potwornie o co chodzi z Leightonem i nie mogę doczekać się następnego rozdziału xx @addicted_to_1Dx

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle zajebisty rozdział Kocham ciebie i to opowiadanie <333

    OdpowiedzUsuń
  4. JA CHCE KURWA NASTĘPNY ROZDZIAŁ!
    W DUPIE MAM TWOJĄ SZKOŁĘ!
    DAWAJ NASTĘPNY ROZDZIAŁ!
    I CO TO KURWA ZA KOŃCÓWKA?!
    DAWAJ ROZDZIAŁ NOOOOOOO!
    JA CHCE WIEDZIEĆ O CO W TYM WSZYSTKIM KURWA CHODZI!
    No to przejdźmy do miłej części komentarza xd
    po 1. Biedny Leo ;c
    po 2. Jeszcze Liam by wbił i rodzinka w komplecie, chociaż brakowałoby mi Lou ;c
    po 3. genialny rozdział <3
    po 4. dasz mi kolejny rozdział? proszę? ;c

    Powiedziałam proszę! DOCEŃ TO! xd

    OdpowiedzUsuń
  5. WRESZCIE ♥
    Nie wyobrażasz sobie jak się stęskniłkam <3 wspaniały rozdział a końcówka była zajebista! cieszę się że jesteś ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział!!! Spotkanie chłopaków, atmosfera w domu Malików i ogólnie wszystko jest jdushgfauhkpogbxjmdejghkbdsuh <3
    Fajnie, że dodałaś rozdział, już nie mogłam się doczekać :)
    Życzę weny przy dalszym pisaniu i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. TEN ROZDZIAŁ JEST Ś-W-I-E-T-N-Y !!
    czekam na następny :"D
    @greysheepie

    OdpowiedzUsuń
  8. TO JEST ZA-JE-BISTE!! Moim skromnym zdaniem, masz wielki talent pisarski. Rozdziały są świetne, nie robisz żadnych błędów czy coś :3
    Biedny Leo ;c Liam z Jesy? Wohoho, coś więcej się tu szykuje :>
    Czekam na kolejny x
    @lonelyloueh

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział GENIALNY!!!!!!
    Och tem Malik i jego kurczak! hahahah
    I Horan! hahaha nie no nie mogę!!!
    A ta rozmowa z Leightonem.... ciekawie.... ciekawie...
    Czekam na następny!
    Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Hgxsbn *.* Cudowny :D
    Leoś biedactwo :/ Ojoj Zayn jaki przykładny tata i przyjaciel :D Niall przylazł impra trwa :D weee :D Przepraszam,ze tak pozno dodaje komentarz <3 @gabka17 xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Właściwie wszystko co chciałam powiedzieć na temat tego rozdziału jest zawarte w komentarzach na górze :) więc życzę weny i liczę, że nowy rozdział pojawi się już niedługo :)

    OdpowiedzUsuń