wtorek, 22 października 2013

Rozdział 10

Cześć!
Niedługo powinnam skończyć inny projekt, więc znajdę więcej czasu na pisanie w weekendy, co skutkuje tym, że w miarę regularnie powinny pojawiać się nowe części. Trzymajcie kciuki! :)
Dziękuję bardzo za ostatnie komentarze. Miło mi je poczytać, bo nowa polonistka sprawia, że wątpię, czy moje bazgroły mają sens.
Zauważyłam, że szczególnie spodobały się retrospekcje, więc postanowiłam pisać je częściej, jednak zaznaczam, iż nie będą uporządkowane chronologicznie.
Wydaje mi się, że jak na jeden rozdział zdradziłam za dużo, ale to już dziesiątka, nie wypada zwlekać.
Do napisania!

_____________________________________


Retrospekcja

01.02.2014r.

- Gdzie jest ten piąty?!
Zdenerwowany fotograf kręcił się po niewielkiej hali zdjęciowej. Zielone ściany przytłaczały swoją jaskrawością, a atmosfera jeszcze bardziej przyprawiała człowieka o ból głowy.
- Nazywa się Louis – Liam westchnął poirytowany. Wyjął komórkę z kieszeni płaszcza. – Zadzwonię, na ogół się nie spóźnia.
- Nie obchodzi mnie, co się dzieje na ogół, musimy zaczynać sesję, a Lewis nie jest nawet ucharakteryzowany!
- Louis…
- Zluzuj majty – Malik warknął pod nosem, siadając na oparciu czerwonej kanapy. – Wszystko w porządku? – zmierzył przyjaciela zmartwionym spojrzeniem.
Harry wzruszył ramionami, wyglądając przez okno. Przez panującą ulewę trudno było cokolwiek dostrzec. Siedzieli w ciszy, obserwując kroczącego po korytarzu Payne’a.
- Nie odbiera.
Wiązanka solidnych przekleństw w języku hiszpańskim wymsknęła się z ust ich dzisiejszego pracodawcy.
- Zaczniemy – Niall przejął inicjatywę. – Skoro każdy ma mieć swoją okładkę, po co marnować czas – udał się za charakteryzatorką, bezsłownie mówiąc do chłopaków „Nie podoba mi się to”.
Liam zagryzł wargę, spojrzenie także utkwił w deszczu bębniącym o szyby.
- Wyjrzę na zewnątrz – Harry wstał, naciągając kaptur na głowę.
Zayn powtórzył jego ruchy, rzucając w Liama kurtką. Porozumiewawczo doszli do wniosku, że Harry nie może wyjść sam.
Podnieśli ogromne garażowe drzwi, na klęczkach przeciskając się przez utworzoną szparę.
Siarczyste krople w ciągu kilku sekund zmoczyły im włosy. Wszechobecna woda utrudniała widoczność, zagłuszając wszystko głośnym szumem. Zayn, Liam i Harry zatrzymali się przy frontowej bramie wychodzącej na rozległą drogę. Studio umieszczono na kompletnych przedmieściach.
- Samochodu wciąż nie ma – Malik rozejrzał się uważnie, tworząc nad oczami coś na kształt daszku z dłoni. – Wracajmy.
- Nie – Harry szepnął, wyciągając telefon.
- Zgłupiałeś?! Zepsujesz go!
Ignorując przyjaciół, Styles otworzył wjazd, kierując się w stronę pobliskiego lasu.
- Harry? Harry! Na miłość boską!
Słyszał za sobą kroki, więc wciąż za nim podążali, choć z pewnością uważali go za wariata.
- Harry!
- Jedzie moim autem! – odkrzyknął, odwracając się. Poświecił Iphonem po twarzach chłopaków.  – Mogę go namierzyć! Od 10-u minut się stamtąd nie ruszył! – wskazał czerwony punkt niedaleko miejsca, w którym się znajdowali.
Nie tracąc ani minuty dłużej, puścili się biegiem wzdłuż krzywej ścieżki. Rozchlapywali błoto, niszcząc specjalnie skrojone do zdjęć garnitury, jednak zdawali się kompletnie o tym nie pamiętać. Niepokój przyćmił racjonalne myślenie.
Liam, z najlepszą kondycją, przewodził sztafecie, lecz kiedy nagle stanął i po prostu patrzył, Harry mimowolnie zatrzymał się parę metrów za nim. Dlaczego nie idzie dalej?
Zayn zareagował najszybciej. Wyminął Payne’a, wpadając w słabo widoczne zarośla.
- Harry, telefon!
Liam w końcu ożył. Wydzierając mu sprzęt z ręki, pchnął skostniałego Harry’ego na skraj drogi. Bojąc się wyjrzeć za kępę drzew, Styles spokojnie i powoli kroczył w ciemności.
A potem zauważył ślady opon wyryte w podłożu. Szedł za nimi, póki nie urwały się  w wodnistym bagnie. Wytężył wzrok, napotykając przeszkodę psującą krajobraz. Samochód. Jego samochód obkręcony wokół pnia.
- Pomóż mi! – Zayn pojawił się znikąd, ciągnąc za sobą coś, co wyraźnie sprawiało mu ciężar.
Był cały siny, przemoknięty i umorusany błotem, a najgorsze, że leżał bezwiednie, nie wykonując nawet najmniejszego ruchu.
I wtedy Harry zrozumiał.

- Jeszcze jedna kolejka! – Liam wydął dolną wargę, starając się przekrzyczeć dudniącą muzykę.
- Ja dziękuję – Zayn czknął głośno, opierając się o ladę. – Perrie mnie zabije.
- Pantoflarz – Payne prychnął, jednak uśmiechnął się zawadiacko. – A ty, Harry?
- Wiesz, że nie piję.
Liam przeklął pod nosem, marszcząc czoło. – Gafa. Wybacz.
Był już nieźle wstawiony, podobnie jak reszta chłopaków, więc to jak zwykle na Harrym spocznie obowiązek odstawienia wszystkich do domu w jednym kawałku.
- A ja się napiję! – Niall uderzył pięścią w blat. – I nawet ja przyniosę! – chwiejnym krokiem zszedł ze stołka i niezdarnie ruszył w stronę baru.
- I to mi się podoba! – ucieszył się Liam, mierzwiąc blond włosy przyjaciela.
Swojego czasu imprezowanie i dyskoteki wchodziły w codzienność życia „one direction”. Z czasem stali się przysłowiowymi nudziarzami, zaszywającymi się z gazetą przed telewizorem. Tym chętniej przystanęli na propozycję Liama, kiedy zaoponował skromne spotkanie w klubie.
- Biedny Horan – Zayn pokręcił głową. – Wciąż ma słabą tolerancję alkoholu.
- Jak ty za starych dobrych lat – Payne zachichotał, wypinając się na środkowy palec wymierzony w jego kierunku.
Harry uśmiechnął się. Przysłuchiwał się przekomarzaniu Zayna i Liama, od czasu do czasu upijając łyk coli.
Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek zabawi się z nimi na potańcówce. Obserwując z ukosa młodych ludzi, ocierających się o siebie na parkiecie, nie do końca wiedział, co tak imponowało mu w tych wyzywająco ubranych blondynkach. Kiedyś chętnie bliżej zapoznałby się z którąś z nich, teraz miał ochotę obdzwonić ich matki, pytając, czy zdają sobie sprawę z zachowań własnych dzieci.
- I gdzie moja kolejka, dzieciaku?
Niall wrócił bez zamówienia, wytrzeszczonymi oczami lustrując Liama, jakby widział go pierwszy raz.
- Ja chyba powinienem iść do domu. Mam halucynacje.
Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. Speszony Horan, machnął ręką, wykradając z miski trochę paluszków.
- A co widziałeś? Demi prawiącą ci kazanie? – Zayn parsknął, przechylając kieliszek do dna.
Niall zaprzeczył, przeżuwając powoli.
- Gorzej – stracił równowagę, podpierając się o ramię Liama, którego nikt nigdy nie widział zalanego, choćby pijał litrami. – Widziałem Lou.
Atmosfera natychmiast uległa zmianie. Zayn i Harry nie przyjęli tego zbyt emocjonalnie, jednak Liam nie był obecny przy ich wcześniejszych rozmowach. Nie przywykł do wymawiania tego imienia.
- Taa, chyba serio czas na paciorek i sen - Payne poklepał go po ramieniu, zabierając kluczyki. – Styles, prowadzisz.
Harry narzucił kurtkę, kończąc swój napój.
- Odstawię naczynia, czekajcie na dworze.
Przecisnął się między napalonymi gówniarami, zostawiając szklanki w miejscu do tego przeznaczonym.
- Jeszcze raz to samo!
Odwrócił się instynktownie, wyczuwając znajomy ton.
Przy młodej kelnerce, szykującej kolorowy drink, stały cztery dziewczyny.
- Panno Calder, ostatnio często się spotykamy.
- Harry!
Brunetka objęła go przyjaźnie, obdarowując przy tym buziakiem w policzek.
- Cieszę się, że cię widzę. Ponownie! – podkreśliła, rozglądając się za kimś.
- Mam nadzieję, że nie pijesz.
- Coś ty! – prychnęła, siadając i zsuwając z nóg wysokie obcasy. – Poszaleję sobie, jak już odwiedzę porodówkę.
Harry uśmiechnął się, oglądając się za drzwi.
- Przepraszam, ale muszę lecieć. Chłopaki czekają przy aucie.
- Chłopaki?
Przytaknął.
- Liam, Zayn i Niall są ze mną.
Mało brakowało, by Eleanor pisnęła z radości. Jej pozytywna energia zarażała.
- Tak dawno nie spotkaliśmy się w komplecie.
- Uwierz, to także mój pierwszy raz od paru lat – zachichotał. – A może… Może wpadniesz do nas? Mieszkam chwilowo u Zayna i zostanę jeszcze parę dni.
- Chętnie! – klasnęła z podekscytowania, przejmując od kelnerki szklankę soku. – A co sprawiło, że zawitałeś w dawne progi, panie „Londyn jest dla mnie za duży, przeprowadzę się na zadupie”? – zrobiła cudzysłów z palców, przytaczając słowa, które kiedyś sam wypowiedział.
- Długa historia – westchnął.
- Panie i panowie! Uwaga! – mężczyzna w seledynowym płaszczu i czarnych okularach wyskoczył na środek niewielkiego podestu. – Proszę o uwagę!
- Załatwiłyśmy przyjaciółce striptizera – szepnęła Eleanor, ciągnąc Harry’ego za mankiet.
Styles tylko pokręcił głową w niedowierzaniu. Cała Calder.
- No co? Panieńskie ma się raz w życiu!
- Miłej zabawy. Nie mam zamiaru tego oglądać – Harry przeżegnał się, zagryzając wargę. Eleanor zaśmiała się, jeszcze raz go przytulając.
- Zdzwonimy się.
- Jasne. Do zobaczenia.
Podążając przez tłum, kierował się do wyjścia, mijając rozentuzjazmowane dziewczyny, które z pewnością wiedziały, co się święci.
Który z tych durniów wymyślił, żeby pić w klubie ze striptizem?
Nie zwracał większej uwagi na monolog śmiesznego faceta na scenie, jednak końcówka wypowiedzi zainteresowała go do tego stopnia, że zatrzymał się, marszcząc brwi w konsternacji.
- Poproszę o ogromne brawa dla naszych najlepszych tancerzy, ze szczególnymi życzeniami dla niejakiej Meredith! Przyjaciółki cię ubóstwiają! - uśmiechnął się nieszczerze. - Przed państwem Tony, Andrew, Sam i Leighton!

- I jak?
Jackson Morrison opierał się o kontuar na zapleczu, wyczekująco nastawiając dłoń. Mężczyźni oddali mu pieniądze, wycierając spocone ciała ręcznikami.
- Co tak mało?!
- Wieczór panieński całkiem dojrzałej laski, żadna nie chciała odpłynąć.
- Mam nadzieję, że proponowaliście dyskretnie – warknął, opuszczając garderobę. – Moment – przystanął, kartkując banknoty. – Gdzie-jest-Pevense…
Wycedził każde słowo, zaglądając w głąb pomieszczenia. Spojrzenie utkwił w wysokim, postawnym brunecie. Jego silne ramiona zdobiły tatuaże, gdzieniegdzie świeciły się srebrne kolczyki.
- Nie jesteś Leightonem – zdjął z jego twarzy hełm strażacki, stanowiący element stroju. – Miałem nie zauważyć?! – wykrzyknął, odpychając od siebie nieznanego chłopaka. – Gdzie jest Leighton?!
- Musiał coś załatwić, szefie.
- Nie obchodzi mnie to. Przyślijcie gnoja, jak się pojawi – obrócił się na pięcie i wyszedł.

Tej nocy także Liam rozgościł się w willi Malików. Ktoś musiał mieć oko na upitego Horana, a Harry i Zayn woleli spać z własnymi rodzinami.
Harry opróżnił butelkę wody, wrzucając ją do kosza na śmieci. Dochodziła trzecia, więc idąc do pokoju, starał się zachować spokój. Mijając sypialnię, chcąc niechcąc, doleciały go głosy przyjaciół.
- Powiedziałeś Liamowi?
- Tak, kiedy Harry został w środku. Jest na bieżąco.
Zdezorientowany Styles spojrzał przez uchylone drzwi, dostrzegając Zayna i Perrie pochylonych nad Sophią, która najwyraźniej obudziła się na pierwsze śniadanie.
- Szkoda mi ich.
- Judith jest szmatą.
- Zayn! – blondynka skarciła go spojrzeniem, wracając do kołysania córki. – Nie wysnuwaj pochopnych wniosków.
- Nie będę jej bronił.
- Ale Judith, odkąd jest z Harrym…
- Była.
- Była, jest, nieważne. Stała się naszą częścią. Rozmawiałam z nią. Nie wiesz, jak źle było między nimi – pokręciła głową. – Po prostu pomóżmy im ze sobą rozmawiać. Jeśli nie dla niej, pomyśl o Harrym. Albo o Leo. Bądź co bądź, uciekł, bo mocno to przeżył.
Malik zagryzł wargę, obejmując Perrie ramieniem.
- Zayn?
- Babska solidarność – prychnął. - Okej – podniósł dłonie w poddańczym geście.
Perrie uśmiechnęła się, cmokając go w policzek.
- Mam nadzieję, że Harry nie pił.
- Skarbie, idź już spać, dobrze? – Zayn strzelił młynka oczami, ironizując nad opiekuńczością swojej żony.
Widząc, że Perrie wychodzi, Harry szybko odsunął się od drzwi, znikając w najbliżej położnym pokoju. Nie chciał zostać nakryty. Czuł się źle z podsłuchiwaniem, lecz nie potrafił się powstrzymać.
- Wszystko okej? – cichy szept Leo dobiegł z drugiego końca pomieszczenia.
Harry obrócił się przestraszony. Wylądował w pokoju Jayden’a, gdzie od niedawna nocowały wszystkie dzieciaki.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić – podszedł bliżej łóżka, na którym cisnął się Leo i Jayden. Obok, na materacu, pochrapywała Vivienne.
- Nie obudziłeś. Nie umiem przywyknąć do płaczących dzieci – chłopiec potrząsnął głową. – Już nie chcę mieć rodzeństwa.
Harry przygryzł wargę, powstrzymując śmiech. W natłoku ciągłych wydarzeń, Judith raczej nie powiedziała mu, że powinien się przyzwyczaić.
- Już późno, spróbuj zasnąć.
- A mogę mieć jedno pytanie?
- Biorę to na klatę.
Leo usiadł, bawiąc się palcami.
- Możemy tu jeszcze pobyć? Jest miło i głośno, ale w pozytywnym sensie. Nie śmiej się, ale...  Ale chyba tak wygląda rodzina, tato.
Harry poczuł przyjemne ukłucie w sercu, kiedy usłyszał te słowa. Poniekąd cieszył się, że syn powiela jego uczucia.
- Jasne, że możemy. Ale po powrocie od razu nadrabiasz zaległości szkolne.
- Dziękuję! – chłopiec przytulił go mocno, aż drżąc z podekscytowania.
- Cii! Obudzisz resztę. A teraz szoruj spać. Zabieram cię jutro na wycieczkę, musisz zobaczyć parę rzeczy.
- Tylko my?
- A chcesz?
Malec przytaknął.
- Więc tylko my.
Harry poczochrał loki dziecka, otulając go kołdrą.
- Dobranoc, młody mężczyzno.
- Dobranoc.

Dochodziła czwarta rano, a Harry wciąż kręcił się z boku na bok. Nie potrafił znaleźć dogodnej pozycji do snu, co doszczętnie go irytowało.
Niespodziewanie cichy odgłos wiadomości tekstowej rozbrzmiał w małej sypialni. Zdziwiony uniósł się na łokciach, a kiedy przywyknął do mocnego światła wyświetlacza, odczytał na głos.

Od: Leighton
Do: Harry

Nie sądziłem, że lubi pan imprezować, panie Styles.

Skonsternowany odpisał od razu.

Do: Leighton
Od: Harry

Nie sądziłem, że pisanie wiadomości o tej porze leży w granicach przyzwoitości, panie Pevense. Byłeś dziś w „Jacksonville”?

Skarcił się w duchu – po jaką cholerę go o to pyta.

Od: Leighton
Do: Harry

A jednak wiem, że cię nie obudziłem. Nie mam pojęcia, czym jest „Jacksonville”.

Zdziwienie jeszcze bardziej zaniepokoiło Harry’ego. Więc skąd wie o imprezie.

Do: Leighton
Od: Harry
Nie rozumiem.

Od: Leighton
Do: Harry

Moja konsternacja była identyczna, kiedy pojawiłeś się na okładce dzisiejszej gazety.

I wszystko jasne.

Do: Leighton
Od: Harry

Mam bujną przeszłość, panie Pevense.
Chciałbym spotkać się z panem w sprawach zawodowych na początku przyszłego tygodnia, jeśli to możliwe.

Wyślij. Nie, stop. Dobra, wyślij.
Sam nie wierzył w to, co robi. Czy właśnie pisze o pracy ze swoim… Nawet nie był jego znajomym. Był Leightonem. Leightonem o pięćdziesięciu osobowościach.
Boże. Czy on właśnie porównał swojego bezczelnego podopiecznego do „50 Shades of Grey”?

Od: Leighton
Do: Harry

Zobaczymy, co da się zrobić.
Słodkich snów, Harry.

Harry rzucił telefon na biurko, ponownie zatapiając się w pościeli.

Dupek…



nie mogłam się powstrzymać (:

8 komentarzy:

  1. MASZ WPIERDOL!
    Tyle ode mnie!

    PS. Rozdział świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne xx
    Hahahaha no po prostu kocham tego gifa xD
    /Horanowa. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahah wspaniały :D niespodziewałam się takiego rozdziału. jest niesamowity. chce takich wiecej :) kochaaam x

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział! Napisałabym Ci jakiś dłużysz komentarz, ale jakoś nie mam nastroju. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Judith to szmata, Zayn ma rację, polać mu!
    Wrzuć ją pod samochód czy coś... Ale niech najpierw urodzi to dziecko, szkoda mi go, bo będzie miało taką matkę.
    Tak w ogóle to Leighton gdhxts chcę więcej

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie piszesz, tylko nie jestem wielką faną one direction. Nie lubię o nich czytać. Mam tylko chyba dwa blogi, które lubię. Nic do nich nie mam niech sobie żyją spokojnie, tylko mnie to nie kręci. Podoba mi się twój styl. Powodzenia w dalszym pisaniu.
    Serdecznie pozdrawiam Amy ;)

    Gdybyś miała wolną chwilę zapraszam:http://melodie-serc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero teraz komentuje, choć przeczytałam już dawno, ale, że było to w środku nocy na lotnisku w Atlancie nie miałam takiej możliwości :( No ale teraz muszę ci powiedzieć, że rozdział jest mega! Oby takich więcej - świetny, świetny i jeszcze raz świetny <3 Nie mogę się doczekać następnego :)
    ps
    Gif cudny ahhahaha <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże twoje opowiadanie jest świetne jkhdgvdhshjdgbhjsdv<3.
    Właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały i liczę na to że będzie ich bardzo bardzo dużo <3.
    Będę tutaj na pewno częstym gościem <3

    OdpowiedzUsuń