wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 17

Witajcie!
OGŁOSZENIA PARAFIALNE :)
Nie mogę uwierzyć, że piszę ten dziwny wstęp już po raz 17. Dziękuję, że zechcieliście czytać tę historię. Bez Waszego wsparcia i zaangażowania nie byłoby "Really Don't Like You", więc jeszcze raz ogroooooomniaste dziękuję.
Jak pewnie zauważyliście z boku pojawiła się ankieta. Czy mogę Was prosić o kliknięcie właściwej odpowiedzi? Zajmie to raptem 3 sekundy, a mi pozwoli się rozeznać, ilu mniej więcej czytelników posiadam.
Mam jeszcze jedną sprawę. Otóż sporo z Was zadaje mi pytania na Twitterze - odnośnie bloga jak i nawet samej mnie (haha, to dziwne, ale miłe), więc wpadłam na pewien pomysł. Jeśli jest jakieś pytanie, które Was nurtuje i na które być może będę mogła Wam odpowiedzieć, zostawcie je na dole tego rozdziału, a przed kolejnym postaram się szczegółowo i rzetelnie rozwinąć w każdej sprawie. :)
Być może część numer 18 pojawi się za jakiś tydzień. Ferie w toku, więc chciałabym nadrobić straty, kiedy nie mogłam czegoś dla Was dopracować lub dodać rozdziału w jakimś ludzkim odstępie czasu, za co i tak nigdy nie będę w stanie wystarczająco przeprosić.
Dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie mego biadolenia. Zostawiam Was z Leightonem  i Harrym.
Buziaki!

_________________________


Pomimo dość późnej zimy pogoda była na tyle idealna, by okno w samochodzie mogło zostać uchylone. Wprawdzie do środa przedzierał się dość nieprzyjemny hałas, jednak Harry potrzebował chwili odstresowania, a nic nie działało bardziej kojąco niż odrobina świeżego powietrza.
- Nie po to załatwiliśmy ci wypis, żebyś teraz dostawał grypy i wracał na oddział – zauważył Leighton, który wyjątkowo manewrował kierownicą niewielkiego sedana Harry’ego.
Ignorując go, Styles jeszcze bardziej zbliżył się do okna, opierając policzek o plastikowe wnętrze auta. Przymknął oczy i skulił się na siedzeniu pasażera, starając się poukładać w głowie natłok spraw, jakie spadły na niego w ostatnim czasie.
Nie wiedział, co nękało go najbardziej.
Liam, jedna z najbardziej zaufanych mu osób, tak bezkarnie go skrzywdziła. Przypomniał sobie minione dni, kiedy spotkali się razem w klubie, rozważał każdy najmniejszy moment i w żadnej z tych błogich chwil nie uchwycił w zachowaniu Payne’a ani krzty skruchy czy jakiegokolwiek dyskomfortu. Co jeśli Judith nie odważyłaby się mówić? Czy w ogóle dowiedziałby się prawdy? Wątpił w to z każdą mijaną minutą, która dzieliła go od wyjaśnienia wszystkiego twarzą w twarz.
Harry przełknął głośno. Dostał gęsiej skórki – trochę z zimna, a trochę z nadmiaru sprzecznych emocji. Liam jest jego najlepszym przyjacielem, a przynajmniej był nim, póki nie zrobił sobie dziecka z jego żoną. Nie na długo, ale w końcu nadal pozostawali małżeństwem. Temat rozwodu ciągle nie ruszył naprzód, ale sumując ogrom innych trudności, stwierdził, że można to odrobinę odwlec w czasie.
Poza tym kwestia Leo pozostawała równie niepokojąca. Syn Harry’ego rozsypywał się na jego oczach. Może i wyolbrzymiał, ale znał go zbyt dobrze, by widzieć, co się święci. Choć Leo był cholernie inteligentnym maluchem, udźwignięcie takiej sprawy wymagało od niego większej wiedzy, której nie jest w stanie nabyć, mając niespełna sześć lat. Harry obiecał sobie, że kiedy wróci, postara się zabrać chłopca do siebie i wyjaśnić  mu zasady, jakimi będzie kierowało się ich nowe życie.
Był jeszcze Leighton. To, co działo się między nimi nabierało rozkwitu. I choć żaden nie powiedział tego na głos, coś dziwnego czaiło się za rogiem, by wyskoczyć w najmniej odpowiednim momencie. Harry sam do końca nie wiedział, co o tym myśleć. 
Westchnął głośno, klikając przycisk zamykający okno. Pomimo blokujących go pasów obrócił się w stronę swego towarzysza, uważnie wpatrującego się w drogę.
- Wymyśliłeś już jak uratować świat przed zagładą, Batmanie? – zażartował Leighton, starając się zetrzeć uśmiech z twarzy. – Kiedy nad czymś dumasz, masz minę naburmuszonego dziecka. Tak gdyby cię to interesowało – dodał, zmieniając pas ruchu. Zbliżali się do końca autostrady, będąc dość blisko londyńskich peryferii.
- Właściwie to wymyśliłem, gdzie przenocujemy. Tak gdyby cię to interesowało – puścił mu oczko, choć prawdą jest, że wpadł na to spontanicznie, w chwili mówienia.
- Odwiozę cię do Zayna albo tego tam – zmarszczył brwi. – Nila? – uśmiechnął się przepraszająco. – Mniejsza. Po prostu odstawię cię w jednym kawałku.
- Aż tak działam ci na nerwy?
- Nie, nie o to chodzi – zdecydowanie pokręcił głową. – Po prostu… Po prostu nie znoszę się narzucać.
- To coś nas łączy – uśmiechnął się Harry. – Dlatego nie będziemy nikomu przeszkadzać.
Leighton spojrzał na niego spode łba.
- Przeraża mnie, co mógł pan wykombinować, panie Styles.
- Dowie się pan w swoim czasie, panie Pevense.
Zachichotał pod nosem, przejeżdżając palcami po tatuażach na odsłoniętych ramionach chłopaka. Poczuł dziś nagły przypływ odwagi. Ten prosty gest chciał wykonać od bardzo dawna, lecz dopiero teraz, w ciasnym samochodzie, doszedł do wniosku, że musi przełamać lody, by przekonać się o tym, co kiełkowało w zakamarkach jego umysłu.
- Skąd je masz? To znaczy… - zająknął się, opuszkami palców kreśląc drogę od niewielkiej czaszki do tajemniczego napisu, chyba po łacinie. – Opowiadałeś mi o sobie, a tatuaże są dość drogie – zauważył, spuszczając wzrok na swoje blizny.
- Znam taką jedną, co zna się na swoim fachu – wzruszył ramionami. – Zaprzyjaźniliśmy się, a w wolnym czasie pozwalałem jej mnie trochę pokolorować – uśmiechnął się. – Wiem, to niezbyt rozsądne posunięcie z mojej strony. Na swoją obronę mogę powiedzieć, że każdy coś dla mnie znaczy. W większym lub mniejszym stopniu.
- Ten jest moim ulubionym - Harry wskazał na pnącze latorośli oplatające litery porozrzucane wokół łokcia. Po głębszym wpatrywaniu się, można było odczytać z nich słowo „wygrałem”, co jeszcze bardziej mu się podobało. Był dość niewielki w porównaniu z resztą, tym bardziej ukazując precyzyjność dziewczyny, która tatuowała Leightona.
- Nie oceniaj dnia przed zachodem słońca – skwitował, malując na ustach Harry’ego szeroki uśmiech.
- Masz ich jeszcze więcej?
- Nie tyle, ile widać, ale znajdą się ukryte skarby.
Widząc zbliżające się znajome budynki, Harry wyprostował się na swoim miejscu. Opuścił nogi i zmierzwił włosy.
- Kiedyś ci pokażę – powiedział Leighton, skręcając w uliczkę, w którą nakierował go Harry.
- Jedź do końca – odchrząknął głośno, starając się ukryć swoje lekkie zażenowanie. Zawsze zazdrościł Leightonowi tej bezpośredniości, której sam w sobie nigdy nie odnalazł.
- Gdzie właściwie jesteśmy? – chłopak zmarszczył nos. – Nigdy tu nie przebywałem.
- Dość zapomniana dzielnica. Ale bardzo przytulna.
- Jest piękna – rzucił, rozglądając się na boki.
Wszystkie budynki, mieszkalne jak i zabudowę publiczną, utrzymano w tym samym stylu. Dominowała kawowa cegła i szare dachówki, nadając ogółowi jednolitego uroku na wzór starej, walijskiej wsi.
- Tutaj w lewo – Harry pozbył się swoich pasów. – Zatrzymaj się przy tym barze.
Zgodnie z poleceniem Leighton wbił się w wolne miejsce parkingowe z boku głównej drogi. Stanęli pod szyldem restauracji „Kardamon”.
- Czy będę bardzo niemiły, jeśli poproszę cię, byś poczekał na mnie jakieś dziesięć minut?
Leighton zagryzł wargę, uważnie przyglądając się Harry’emu, który powrócił do niedawnego nastroju zestresowania.
- Chcesz mi powiedzieć, o co chodzi?
- Muszę coś załatwić. Nie chcę być tutaj zbyt długo, dlatego… Cholera – przeklął pod nosem. Skoro język plątał mu się przed Leightonem, to co powie Liamowi?
- Harry – Leighton uspokajająco pogładził go po ramieniu. – Zróbmy tak – drugą ręką podniósł podbródek Harry’ego, tym samym zmuszając go do spojrzenia sobie w oczy. – O nic nie pytałem, nic nie muszę wiedzieć. Wejdziesz tam i po prostu załatwisz to, co musisz. Okej? – Harry przytaknął ledwie dostrzegalnie. - A ja w międzyczasie kupię nam coś dobrego w sklepie naprzeciwko i będę na ciebie czekał, kiedy już stamtąd wyjdziesz – uśmiechnął się. - Z paczką chusteczek i słoikiem Nutelli – dodał pokrzepiająco.
Harry zachichotał, nieco się opanowując.
- Wystarczy mi opakowanie skittlesów.
- Wedle życzenia – Leighton uśmiechnął się, otwierając drzwi po swojej stronie.
Harry podążył jego śladem. Na miękkich nogach stanął przed drzwiami do kafejki.
- Jakby co, wystarczy słowo, Harry – powiedział Leighton, opierając się o maskę samochodu. W swojej skórzanej kurtce narzuconej niedbale na biały T-shirt przyprawiał Harry’ego o małą palpitację serca.
Nie wiedział, po co mu Leighton, ale świadomość, że będzie tutaj cały czas, dodawała mu otuchy. Obrócił się niepewnie i śmiałym krokiem przestąpił próg „Kardamonu”.
Zapach świeżo parzonej kawy i słodkich ciastek uświadomił mu, że nic dziś nie zjadł. Nie był w stanie. Choć jego zestresowanie wydawało się irracjonalne, sam nie mógł nic na to poradzić. Bał się. Tak mocno bał się skutków dzisiejszej rozmowy. W głębi duszy wciąż żywił nadzieję, że Judith go okłamała. Zadrwiła z niego i z Liama, pragnąc zemsty za to, że poważnie myśli o zostawieniu jej z tym samej. Ale czy byłaby aż tak naiwna?
- Harry – znajomy głos pokierował go w stronę dziewczyny siedzącej z laptopem przy dalekim stoliku. – Dawno się nie widzieliśmy.
Brunetka wstała i wyciągnęła dłoń w jego stronę. Harry przyjął ją, nieco zaskoczony.
- Spodziewałem się…
- Liama. Wiem – uśmiechnęła się. – Nie martw się. To po prostu moja restauracja.
- Oh – cichy dźwięk wyrwał się z ust Harry’ego. To by wyjaśniało, dlaczego Liam chciał się tu spotkać.
- Miło mi cię widzieć, naprawdę. Napijesz się czegoś?
- Nie, nie dziękuję – zaprzeczył energicznie. - Chciałem tylko porozmawiać z Liamem. Nie miej mi za złe, ale na osobności.
- Nie będę wam przeszkadzać, spokojnie – machnęła ręką, zsuwając swoje okulary. – Powiem mu, że jesteś.
Kiedy Jesy zniknęła za drzwiami zaplecza, Harry poczuł się jeszcze gorzej. Słyszał, że ona i Liam mają się ku sobie, jednak nie wiedział, że sytuacja jest aż tak poważna. Od jakiegoś czasu związki Liama opierały się na kilku wspólnych nocach z jakąś panienką, a teraz? Payne najwyraźniej się zakochał.
- Harry – Liam z uśmiechem na twarzy wyszedł mu naprzeciw. – Wyglądasz nie za ciekawie – skwitował, biorąc go w mocny uścisk. – Siadaj – wskazał na stolik obok tego, z którego Jesy właśnie sprzątała swojego laptopa. – Miło, że przyjechałeś. To musiała być ważna sprawa, jeśli fatygowałeś się tyle kilometrów.
- Możesz przestać?
To chyba dobry dzień dla odwagi Harry’ego. Ujawniała się dziś w najbardziej potrzebnych momentach. Liam zamilkł. Spojrzał na swoje splecione dłonie. Chłopak niezaprzeczalnie miał coś na sumieniu. Wesołe biadolenie, uśmieszki i opuszczanie wzroku – tak zachowywał się zestresowany Liam za czasów One Direction. Ta rzecz najwyraźniej nie uległa zmianie.
- Na pewno domyślasz się, o co mi chodzi – rzucił Harry, siląc się na spojrzenie mu w oczy. Wyczytał z nich tylko trochę strachu i… Przygnębienia?
- Nie za bardzo.
- Oh, Liam, proszę cię – syknął głośno. Był pełen podziwu dla samego siebie. Zestresowany chłopaczek odpłynął na dobre, na jego miejsce zsyłając kompletnie wkurzonego faceta. – Nie rżnij głupa – pokręcił głową. – Jak mogłeś, Liam?
- Harry, to nie…
- Powiedziałeś już Jesy, że zrobiłeś dzieciaka mojej żonie, czy będzie zdziwiona, gdy spotkamy się na wspólną herbatkę?
- Harry – Liam był wyraźnie zdziwiony zachowaniem Harry’ego. Jeszcze nigdy nie widział, by był tak pełen nienawiści i jadu. – Daj mi wyjaśnić.
- Nie wiem, czy chcę tego słuchać, Liam – wzruszył ramionami. – Ale muszę – zlustrował go od stóp do głów. – Miejmy to z głowy.
Liam westchnął głośno.
- Miałem trasę koncertową – zaczął. – Po show w Nottingham, urządziliśmy sobie after party. Judith miała tam akurat imprezę ze swoją redakcją, świętowali nową współpracę.
- A myślałem, że tylko w serialach żony wyjeżdżają na delegację, by zdradzać mężów w obskurnych, klubowych kiblach – prychnął Harry.
- Byłem nawalony w trzy dupy. Harry, błagam cię – Styles wyrwał rękę z uścisku Liama.
- Nie – pokręcił głową. – Zawsze miałeś dość mocny łeb. Wykorzystałeś to, że Judith wręcz przeciwnie.
- Zapewniam cię, że na trzeźwo nigdy by do tego nie doszło, Harry.
- Ale mnie nie obchodzi, co by było gdyby! – uniósł głos. – Obchodzi mnie to, że spieprzyłeś wszystko, Liam! – syknął z pogardą. – Spieprzyłeś życie mojemu synowi. I pewnie tak samo urządzisz swoje pierworodne dziecko z moją pieprzoną żoną!
Jesy stojąca nieopodal chyba usłyszała o kilka słów za dużo. Z przerażeniem wpatrywała się to w Liama, to w Harry’ego, nie do końca wiedząc, jak powinna postąpić.
- No co? – Harry rozłożył ręce. – Zamurowało, bo ktoś powiedział ci prawdę? – mało brakowało, a splunąłby mu w twarz. – Gardzę tobą, Liam. Gardzę osobą, jaką stałeś się przez ostatnie lata. Nie masz nawet jaj, by przyznać się do tego, co zrobiłeś. Dowiedziałbym się, gdyby Judith nic mi nie powiedziała?! Nie zasłużyłem nawet na gram szczerości?!
- Nie chciałem cię łamać, Harry.
- Oh, więc to dla mojego dobra, tak? – teatralnie wywrócił oczami. – W końcu nikt nie chce niszczyć małego, biednego Harry’ego, który o mało nie popełnił samobójstwa po śmierci swojego przyjaciela z zespołu – pokręcił głową z dezaprobatą. – Oczywiście…
- Zarzucasz mi tyle złego, a kto pieprzył Louisa, nie mając na uwadze Elea…
Słowa Liama zostały brutalnie przerwane przez pięść Harry’ego, która z ogromnym łoskotem spoczęła na jego żuchwie.
- Harry! – Jesy podbiegła do Liama, razem z inną kelnerką próbując odpędzić Harry’ego, który nie przestawał okładać go ciosami.
Liam jednak był znacznie silniejszy. Nie chciał tego robić, jednak w geście samoobrony zdecydował, że musi uderzyć Harry’ego. Kiedy jednak celował w chłopaka, nagle ręce Stylesa zostały odepchnięte, a jego zamach zamortyzowała czyjaś dłoń, która w jednej sekundzie przygwoździła go do pobliskiej ściany.
- A niech mnie… - szepnął Liam, oddychając ciężko. Klon Louisa Tomlinsona pociągnął go za koszulkę, delikatnie unosząc nad ziemią. Nie do końca wiedział, jak do tego doszło. Brunet był znacznie niższy od niego.
- Ani się waż – zaakcentował każde słowo, z wrogością patrząc mu prosto w oczy. Po chwili puścił go i odsunął się, wycofując się w stronę oniemiałego Stylesa. – Harry? Idziemy – pociągnął go za rękaw. – Harry.
Powoli odwrócili się i skierowali do wyjścia. Harry wciąż asekurowany przez Leightona, na wypadek gdyby nie dość było mu bijatyki.
- Harry, przepraszam – krzyknął Liam, ścierając strużkę krwi ze swojej brody.
Styles spojrzał na niego przez ramię. Pobocznie zaobserwował pobojowisko, które wyrządzili. W akcie adrenaliny przewrócili stolik, wywracając wszystko, co się na nim znajdowało. Pozostali klienci skostnieli w miejscu, niektórzy z widelczykiem przy lekko uchylonych ustach – każdy z zapartym tchem obserwował to, co działo się w odległym kącie kawiarni.
- Dla mnie nie istniejesz, Liam – rzucił cierpko, opuszczając restaurację.
Liam i Leighton nawiązali jeszcze krótki kontakt wzrokowy, nim i Pevense powoli podążył śladem Harry’ego.

*

- Szefie?
- Czego? – Jackson oderwał wzrok od przeglądanych właśnie dokumentów.
- Dziewczyna się sapie – rzucił jeden z ochroniarzy, pokazując w stronę piwnicy.
Morrison z uśmiechem na twarzy minął mężczyznę, zardzewiałymi schodami kierując się w dół, do starej i zapleśniałej przechowalni. Już tutaj słyszał krzyki wściekłej Camilli.
- Słoneczko, zaraz mi uszy odpadną – zachichotał.
- Nie nazywaj mnie tak – syknęła szatynka, podnosząc się, choć obwiązana dość ciasnym węzłem nie miała dużego pola manewru.
- Nie chcę robić z naszej relacji jakiegoś durnego filmu science-fiction, zaufaj mi – usiadł na pobliskim krześle, gładząc jej policzek. Dziewczyna splunęła mu na dłoń, odsuwając się w najdalszy zakamarek pokoju. – To nie było mądre posunięcie – pstryknął palcami, wstając i udając się do wyjścia. Dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn ruszyło w jej kierunku.
- Dlaczego mi to robisz?! – wrzasnęła. – Sprzedałam ci Leightona, czego jeszcze ode mnie oczekujesz?!
- O nie, skarbie! Powiedziałaś tylko, gdzie znajdę Leightona, ale inną sprawą jest to, że tego dupka wcale nie było w twoim mieszkaniu! – uniósł się.
- Ale jak to? – szepnęła zdziwiona.
- Może zapytasz samą siebie, zanim panowie dadzą ci małą karę – uśmiechnął się złowrogo. – Spytam jeszcze raz – dokąd poszedł Leighton?
- Naprawdę nie wiem!
- A chciałem ci pomóc – westchnął, z udawaną troską. – Zajmijcie się nią – powiedział do pozostałych mężczyzn.
- Ostatnio kręci się z Harrym Stylesem! – krzyknęła, zanim ciągnąc i szarpiąc, zaciągnięto ją do pokoju obok.
Głośny krzyk rozległ się w pomieszczeniu, echem odbijając się od gołych ścian pełnych zacieków.
- Harry Styles? – Jackson potarł skroń, przywołując kolejnego ze swoich pracowników. – Sprawdź mi kogoś. Była gwiazdka popu, Harry Styles. Czytaj brukowce, śledź pudelka, przejrzyj Twittera, nie wiem! Chcę wiedzieć, gdzie jest Harry Styles, jasne?

8 komentarzy:

  1. Omg!
    Się porobiło!
    Harry się pobił a Camilla sprzedała Leightona lol
    @yoirishboy xx.

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo czekałam na spotkanie Harry'ego i Liam'a. Nie zawiodłam się <3 Leighton zachował się tak bohatersko aww ! kochane ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. ugh i ten moment kiedy bohaterski leighton wkroczył do akcji ratując harrego! kochane! a tak w ogóle nie lubię tej camilli, ma niewyparzony język i przez nią tak strasznie wszystko się pokręci
    @dametomlynz

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety ankieta zamknięta i nie da się zagłosować..
    Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam już rano (ale nie o drugiej trzydzieści hah!) no i tak:
    będzie krótko i na temat
    rozdział jak zwykle świetny, napisany tak no...po prostu ogromnie podoba mi się styl twoich tekstów, tak? :)
    spotkanie Harry'ego i Liam'a którego w sumie się obawiałam grr ale za to Leighton, który zachował się tam tak uroczo, aww uwielbiam!
    Przykro mi tylko, że Camilla go sprzedała
    ale czuje, że szykuje się niezła akcja!
    Czekam na następny kochana x

    OdpowiedzUsuń
  6. ach to spotkanie i wgl całość :)
    Wkurza mnie ta dziewczyna jak ona mogla go sprzedać, mam nadzieję że Harry jakoś się pozbiera
    Jesteś najlepsza, kochana udanych ferii ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. MASZ WPIERDOL!
    TYLE ODE MNIE!
    Moje shipperskie serduszko ;c

    OdpowiedzUsuń
  8. Liam złamasie... "to dla twijego dobra" chyba go jeblo... ale nie spodziewalabym sie tego po nim, ze wyrzyga Hazzie, ze spal z Lou ;_; sama czulam, jak Harremu pekalo serce... @_MyLovelyNiall

    OdpowiedzUsuń