niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 27 Cz.1

Kilka ważnych kwestii, przeczytajcie proszę!
Zacznę od informacji, iż do końca pozostał jeden lub dwa rozdziały (jeszcze nie jestem pewna, jak dam radę pomieścić treść) + epilog oczywiście.
W związku z tym, że od 2 do 9 lipca przyjeżdża do mnie moje słoneczko z Twittera (pozdrawiam @Little_Agnes1D x), nie będę w stanie wtedy pisać, a 11 lipca wylatuję do Wolverhampton, gdzie będę bez komputera co najmniej do końca miesiąca. Tutaj pojawia się mały kłopocik.
Postaram się napisać całe opowiadanie do końca czerwca, a potem publikować z większą częstotliwością tak, by 10 lipca wstawić epilog. Nie jestem pewna, czy dam radę, niemniej mam nadzieję, że mi się uda. W innym wypadku, niestety będę musiała prosić Was o cierpliwość.
Ponadto rozważałam sequel, gdyż zakończenie tego opowiadania będzie takie, że naprawdę można wiele różnych historii stworzyć na jego fundamentach, jednakże zdecydowałam, przynajmniej póki co, by zostawić to tak, jak jest. Sami będziecie w stanie zbudować sobie, jak potoczy się to dalej, a nie przeczę, że być może kiedyś wrócę do tej historii, bo bardzo mocno się z nią zżyłam. To będzie pierwszy w pełni skończony przeze mnie blog, więc sami rozumiecie.
Ale spokojnie, jeśli mnie choć trochę literacko kochacie (literacko, to palnęłam...), po powrocie do Polski startuję z innym opowiadaniem. Mam na niego główny zamysł, ale o szczegółach opowiem Wam może następnym razem. Tym razem będzie to Larry, ale taki Larrowaty Larry (lol) - Harry i Louis, aczkolwiek alternatywna rzeczywistość.
Na tę chwilę to wszystko, co chciałam Wam przekazać.
Dziękuję za wsparcie i zostawiam z kolejnym niezadowalającym fragmentem Really Don't Like You.
Kuku


_________________________________________

Morrison wsiadł do samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Dokąd? - mężczyzna za kierownicą obrócił się w stronę swojego szefa.
- Czekaj no... - Morrison wpatrywał się w  niewyraźnie sylwetki trzech osób, które wysiadły z auta znajdującego się po drugiej stronie ulicy.
- Szefie?
Harry, Judith i Liam nieświadomi tego, że ktoś ich obserwuje, rozglądali się na boki, trzymając się blisko, aczkolwiek wciąż w pewnej odległości od "Jacksonville". W pewnym momencie Styles zatrzymał się, wskazując coś w bocznej ulicy. Judith i Liam ruszyli za nim, znikając w ciemnym miejscu tuż za stojącymi w rzędach kontenerami na śmieci.
- Chyba już nigdzie nie jedziemy - Morrison uśmiechnął się zwycięsko, patrząc z triumfem na mężczyznę obok. - Leighton jest jak bumerang. Zgubi się, ale po czasie sam do ciebie wraca.
- Nie rozumiem...
- Nie musisz - parsknął, wysiadając z samochodu. - Ale na wszelki wypadek jedź na ten adres i dowiedz się, jak ten gówniarz chciał mnie oszukać.
Mówiąc to, zatrzasnął drzwi i skierował swe kroki w stronę odosobnionej alei. Zwolnił jednak w pół kroku, przejeżdżając dłonią po twarzy. Zawrócił do głównego wejścia, wchodząc do klubu i czym prędzej udając się do swojego biura.
Przekroczył próg gabinetu, rzucając się na szufladę u samego dołu biurka. Wyciągnął broń, sprawdzając nakład magazynku. Naładował ją, wzdychając pod nosem.
- Widzę, że nie gramy dziś fair.

*

Leo zaszlochał cicho, przecierając nos wystarczająco już zmoczonym rękawem swojej koszulki. Było mu zimno, więc dygotał zwinięty w kłębek w miejscu, z którego nie ruszył się od kilku godzin. Czując odrętwienie w nogach, nieśmiało uniósł wzrok, skanując pokój. 
Poza śpiącą w przeciwległym rogu dziewczyną i także przysypiającym ochroniarzem nie było nikogo więcej. Ośmielony chwilową wolnością od ostrzału uwagi usiadł, podciągając nogi pod brodę. 
Zacieki na ścianach, brud i bałagan przywoływały mu na myśl wszystkie okropne sceny z filmów, których rodzice nie pozwalali mu oglądać. Teraz chyba rozumiał.
Powoli, nie robiąc najmniejszego hałasu, wstał, otrzepując ubrudzone pyłem spodnie. Zrobił kilka kroków, co sprawiło mu ogromną trudność, odkąd tkwił w tej samej pozycji niemal cały dzień. 
Pocierając zmarznięte ręce, doszedł do drzwi prowadzących na górę. Niepewnie podniósł głowę, wpatrując się w rząd niekończących się schodów. 
- Nie idź tam.
Chłopiec przestraszył się, przytykając dłonie do ust.
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć - dziewczyna usiadła na swoim materacu, szepcąc, byle tylko nie obudzić ochroniarza. - Chciałabym, żebyś stąd wyszedł, ale na górze na pewno czyha drugi z nich - uśmiechnęła się łagodnie.
Leo przełknął cicho, powolnym krokiem kierując się w swój róg, który poniekąd stał się jego własną oazą w tym przeklętym pokoju.
- Zaczekaj - zatrzymał się, przywołany lekko uniesionym głosem szatynki. Ochroniarz chrapnął nieco głośniej, jednak nie obudził się, ponownie łapiąc rytm spokojnego snu. - Mam coś dla ciebie. 
Leo nie był pewien, co zrobić. W jego głowie utworzyło się mnóstwo barier, których nie rozumiał i nie potrafił zidentyfikować. Zdecydował się jednak podejść bliżej, zachowując duży dystans. Wyciągnął rękę po kawałek sreberka, które podawała mu dziewczyna. Zmierzył je w dłoniach, nim odwinął papier, ukazując kilka orzechów w czekoladzie. 
Odwzajemnił uśmiech kobiety, niepewnie siadając na krańcu jej materaca, nie potrafił jednak zmniejszyć odległości między nimi. Bał się.
- Mam na imię Camilla - powiedziała, próbując usiąść obok Leo, jednak widząc napięcie mięśni chłopca, kiedy tylko drgnęła, zrezygnowała z tego pomysłu. - Nie zrobię ci krzywdy. Jestem tu wbrew sobie, tak jak ty. 
Leo przytaknął, pakując do ust jedną czekoladkę. Był strasznie głodny, co umknęło jego uwadze głównie przez buzujący w żyłach strach.
- Jestem pewna, że niedługo ktoś cię stąd zabierze, szkrabie. Nie martw się. 
Znów kiwnął głową, wpatrując się w spoczywające na kolanach ręce. Kątem oka obserwował dziewczynę, a raczej przypatrywał się jej obrażeniom. Twarz Camilli była sympatyczna, lecz teraz zdobiła ją czerwona szrama na pół policzka, przez co nieco odstraszała od siebie ludzi. Może wyglądałaby lepiej, gdyby tylko nieco przeczyściła ranę. Rękę miała obwiązaną nieudolnym bandażem, który w jakiś sposób miał ją unieruchomić. Ubrania jak i skóra były brudne, oblepione zaschniętą krwią i kurzem.
- Nie wierz w to, co mówi ten facet - odezwała się, ponownie przywołując jego uwagę. - Powiedział, że to przeze mnie tutaj jesteś. Ja... Nie miałam tego na celu. Nie wiedziałam, że chce cię skrzywdzić - wzruszyła ramionami. - Widzisz, to bardzo skomplikowana sprawa. Dla nieco starszych wiekiem - uśmiechnęła się lekko. - Dlaczego nic nie mówisz?
Chłopiec oblizał usta, biorąc kolejny kawałek czekolady. Przez moment naprawdę chciał jej odpowiedzieć. Była miła i chciała mu jakoś pomóc, ale z jakiegoś powodu nie potrafił zabrać głosu. Ostatnio, gdy się odezwał, został sprany za nieposłuszeństwo.
W tym momencie w pokoju rozległ się odgłos głośno odsuwanego zamka. Przestraszony Leo rozsypał słodycze, w kilka sekund wracając na swoje miejsce. Obrócił się przodem do ściany, udając, że śpi. W rzeczywistości serce zabiło mu szybciej niż kiedykolwiek przedtem.
- Roger? Roger do cholery! - szorstki, męski baryton przerwał ciszę, a ochroniarz śpiący na krześle ocknął się, zrywając się na równe nogi.
- Gdzie.. Co?! Oh, szefie - jęknął, ponownie zajmując swoje miejsce. - Przestraszył mnie pan.
Morrison rozejrzał się po wnętrzu.
- Na górę - warknął.
- Co? Miałem pilno...
W sali rozległ się strzał, a po chwili głuchy krzyk przyprawił Leo o dreszcze. Wciąż się nie odwrócił. Zamarł.
- Boże, za co?! - syknął Roger, wijąc się z bólu. Morrison przestrzelił mu łydkę, nie bacząc na jego krzyki i zażalenia. - Co zrobiłem nie tak?!
- Na górę powiedziałem - ponownie rozejrzał się po wnętrzu, na chwilę zatrzymując wzrok na chłopcu. - Młody - uniósł głos. - Wiem, że nie śpisz.
Leo nie chciał z nim rozmawiać. Konfrontacja z tym mężczyzną to ostatnia rzecz, o jakiej teraz marzył. Kiedy już miał zareagować na głos Morrisona, ktoś ponownie zbiegł na dół.
- Oh, szefie - Tyler zatrzymał się przestraszony. - Miał być szef w drodze za Leighto...
Kolejny strzał.
Kątem oka Leo dostrzegł przerażenie na twarzy Camilli, która wpatrywała się w sytuację za jego plecami. Jej źrenice rozszerzyły się niebezpiecznie, a mięśnie odrętwiały ze strachu.
- Młody, mówiłem coś - Morrison ponownie zwrócił się do Leo, który nie chcąc więcej kłopotów, ociągając się jak tylko mógł, powstał, niespiesznie odwracając się przodem do źródła chaosu.
Na podłodze znajdowali się dwaj mężczyźni. Tyler w kałuży krwi i Roger z przestrzeloną łydką. Chłopiec patrzył, czując, że zaraz zwymiotuje.
- Posłuchaj mnie młody - Morrison jakby nigdy nic przeszedł przez zwłoki Tylera, zbliżając się do Leo.  - Schowam się za tymi drzwiami, a ty nie powiesz ani słowa, jasne? Ty też nie - krzyknął w stronę szatynki, która wciąż z trudem wpatrywała się w ciało Tylera, swojego byłego przyjaciela. - Twój tata siedzi mi na ogonie i niedługo na pewno wpadnie cię zobaczyć - uśmiechnął się szyderczo, wpatrując się w przepełnione łzami oczy dziecka. O dziwo nie płakał, za to zdradzało go drżenie całego ciała. - A jeśli piśniesz choć słówko, obiecuję ci, że nie będę zwlekał, by twój tata skończył tak - mówiąc to, wskazał na coraz większą ilość krwi okalającą martwe ciało bruneta. - Rozumiemy się?
Leo nawet nie przytaknął. Po prostu stał niezdatny do jakiegokolwiek ruchu, do jakiejkolwiek reakcji.
- Cieszę się - Morrison otworzył do tej pory zamknięte drzwi, za którymi znajdował się swojego rodzaju składzik. Wszedł do środka, pozostawiając drzwi lekko uchylone tak, by móc bezszelestnie zaskoczyć przeciwnika od tyłu, gdy nadejdzie odpowiednia pora. - Roger, na górę powiedziałem! - warknął raz jeszcze, a ochroniarz kulejąc, w pośpiechu zniknął z pola widzenia.
Chłopiec czknął głośno, upadając na kolana.
Nie wiedział, dlaczego tu jest, nie wiedział, co ma do tego jego tata, nie wiedział, czym sobie na to zasłużył. Chciał po prostu stąd zniknąć.

*
(kilka godzin później)

Demi ziewnęła ospale, leniwym wzrokiem lustrując rząd drzwi, szukając tych z odpowiednim numerem. Przetarła powieki, rozmazując delikatny makijaż, po czym nacisnęła klamkę, wchodząc do środka.
 - Były tylko takie – westchnęła, wciskając się pod kołdrę tuż obok Nialla, który zrobił jej więcej miejsca, odbierając paczkę żelków, którą przyniosła.
- W skali od jeden do dziesięciu, jesteś żoną na jedenaście – uśmiechnął się, ignorując jej pełne dezaprobaty spojrzenie. Mocniej objął ją ramieniem, podgłaśniając zaczynające się w telewizji wiadomości.
Choć personel szpitala nie był nad wyraz zadowolony z tego faktu, pokój Horana znacznie odbiegał od innych sypialni, gdzie chorzy pacjenci nie mieli możliwości przyjmowania gości o tej porze, a co dopiero spania z nimi w jednym łóżku. Niall jednak postanowił choć raz wykorzystać swój dorobek artystyczny, by zatrzymać Demi i Zayna na noc. Właściwie wystarczyłaby mu jedynie Demi, ale Malik wciąż nie odstępował go na krok, patrolując, by nie wstawał, nie spacerował, a co gorsza nie próbował wypisać się na żądanie. Pomijając jego uporczywość i tak był mu dozgonnie wdzięczny. Sam zwariowałby przyćmiony sterylnością i porządkiem panującymi dookoła.

- Przenosimy się do Londynu, gdzie niedaleko klubu nocnego „Jacksonville” doszło do dramatycznego wydarzenia. Tuż około godziny dziewiątej wieczorem, odbył się tutaj rozrachunek brudnych interesów pomiędzy członkami nielegalnie działającej organizacji, która od przeszło kilkunastu lat zajmowała się prostytucją nieletnich oraz handlem narkotykowym  – Demi skrzywiła nos, kiedy Niall, na którym zdążyła wygodnie się ulokować, poderwał się z miejsca. Spojrzała na niego sceptycznie, wzrokiem podążając za tęczówkami blondyna i zamarła, widząc zdjęcia wyświetlane tuż za prezenterką nocnych informacji.
- Jasna cholera.

- Czy są jacyś ranni?
Dziennikarz przeciskał się między tłumem gapiów, dopadając stojącego najbliżej policjanta. Mężczyzna naburmuszył się, widząc obiektyw z logo kluczowej stacji telewizyjnej w kraju i odchrząknął znacząco.
- Nie jestem upoważniony do udzielania jakichkolwiek informacji mediom, jednakże nie mam wątpliwości, że sprawa nabierze życia na ramach prasy, gdyż mający współudział w strzelaninie są osobistościami medialnymi.
- Panie władzo, panie władzo! – wydarł się inny mężczyzna. – Czy to prawda, że pod drzwiami klubu znajdował się wokalista Liam Payne?
- Takie pytania proszę kierować do menadżera pana Payne’a, nie jestem upoważniony do…
- Czy Harry Styles został przewieziony do szpitala?
- Dość tego, proszę się rozejść i nie wierzyć we wszystkie plotki, jakie państwo usłyszą. Proszę się rozejść, mówię!
Nagranie przerwało się, a kamera powróciła na siedzącą na niebieskim tle brunetkę.
- Chociaż policja powściągliwie odpowiada na wszystkie pytania, z nieoficjalnych informacji wiemy, że jedna osoba nie żyje, a dwie, ciężko ranne, zostały eskortowane do szpitala. Stan jednego z pacjentów jest bardzo krytyczny – zakończyła. - Jak rozwikła się sprawa? Jaki związek mają z nią członkowie upadłego przed laty zespołu One Direction? Łączymy się na żywo z naszym wysłannikiem znajdującym się pod London Bridge Hospital. Danny? Danny, słyszysz mnie?
Na ekranie pojawiła się zielona słuchawka oznaczająca nawiązanie rozmowy.
- Słyszę cię, Taylor. I niestety nie mam dobrych wiadomości. Jeśli plotki krążące wśród zbierającej się rzeszy gapiów i dziennikarzy są prawdziwe, Harry Styles prawdopodobnie znajduje się wewnątrz budynku.
- Wiadomo jakie są okoliczności wypadku? Czy Harry Styles wplątał się w brudne interesy?
- Nie jest to wykluczone. Rzecznik prasowy wciąż nie zabrał głosu, informacje pojawiają od niepewnych źródeł, a najbardziej racjonalna wersja wydarzeń głosi, iż syn Harry’ego Stylesa został porwany dla okupu. Próbował odzyskać dziecko, w czym pomagali mu przyjaciele z zespołu, o czym świadczy sprawdzony fakt, iż w innym szpitalu, w stanie Cheshire, znajduje się Niall Horan, który uległ poważnemu pobiciu przez tych samych sprawców.

Drzwi pokoju Nialla uchyliły się. Zayn niespiesznym krokiem wszedł do sypialni, unosząc brwi na widok Demi i Nialla, którzy siedzieli napięci jak struny, oglądając telewizor. Zayn wywrócił oczami, jednak kiedy dostrzegł temat dnia na pasku informacyjnym, wypuścił znajdujące się w rękach klucze.

- Będziemy informować państwa na bieżąco o dość skomplikowanych wydarzeniach mających miejsce w londyńskim klubie nocnym „Jacksonville”…

Demi prychęła, przestając słuchać. Nienawidziała jak media rozgłaśniają sprawę, co chwilę powtarzając do znudzenia tę samą informację.
- …zagrozi to karierze Liama Payne’a? – obróciła wzrok, gdy Zayn zmienił kanał na typowo telewizję informacyjną. Tym razem przed nimi pojawił się nie kto inny a Perrie, którą z każdej strony otaczali dziennikarze. Zayn pobladł, opierając się o pobliską ścianę.

- Liam nie musi obawiać się o swoją karierę, gdyż nie ma nic wspólnego z tą sprawą. Dochodzeniem zajmie się policja. Ważne, że syn Harry’ego, o którego toczył się dramat, jest już w dobrych rękach.
- Perrie, powiedz, czy Harry jest ranny?
- Perrie, czy to on jest tym, który nie żyje?
- Dlaczego porwali dziecko?
Pytania napływały z każdej strony. Blondynka odetchnęła głęboko, ściskając w dłoni pierwszy lepszy mikrofon, po który sięgnęła.
- Wyszłam do was tylko po to, by kulturalnie dać do zrozumienia, że konferencja w sprawie zaistniałych dzisiaj wydarzeń odbędzie się jutro o 10 rano. W szpitalu znajdują się ciężko chorzy pacjenci, a państwo zakłócają spokój, proszę stąd odejść i dać policji swobodę działania, dziękuję.
- Perrie, czy to prawda, że jesteś zamieszana w wyrzucenie towaru oszustów na przedmieściach Londynu?
Dziewczyna chciała odejść, jednak stanęła jak wryta, z powątpiewaniem wpatrując się w dziennikarza, który zadał jej to pytanie. Błyski fleszy migały, odbijając się od jej związanych włosów.
- Wszystko, co wydarzyło się na przełomie ostatnich 24 godzin miało na celu chronić bezpieczeństwo syna Harry’ego. Ani ja, ani Liam, ani tym bardziej sam Harry nie jesteśmy zamieszani w projekty, jakie podejmował gang prosperujący w „Jacksonville”. Nie będę odpowiadać na więcej pytań – warknęła, a audycja zakończyła się, ukazując małe problemy techniczne na ekranie. Głos wrócił do niemiło wyglądającej prezenterki.

- Czy… Czy… - Zayn siedział z szeroko otwartymi ustami, grzebiąc po kieszeniach kurtki. Musiał zadzwonić do Perrie.
- Niall – Demi przykryła usta dłonią, ale cichy pisk i tak wydostał się na zewnątrz. Po jej myślach krążyła tylko jedna informacja – Czy Harry naprawdę był jednym z rannych?
- Niall, przestań – Malik odzyskał zdolność racjonalnego myślenia, wyłączył telewizor, łapiąc przyjaciela za ramię. Ten jednak wyrwał się, nadal nerwowo krążąc po pokoju, szukając drugiego buta. – Niall, nigdzie stąd nie…
- Idziesz ze mną czy zostajesz? – warknął Niall, chwytając stojące koło łóżka kule. Co chwilę krzywił się nieco na nieprzyjemnie ciągnięcie w kolanie.
Demi poderwała się z miejsca, ruszając zaraz za Horanem, który wystrzelił na korytarz, nie bacząc na nawoływania pielęgniarek.
- Szlag! – fuknął Zayn, jedną ręką naciągając kurtkę, a drugą wciąż uporczywie starając się drżącą dłonią natrafić na odpowiedni numer.
- Panie Horan! – lekarz wybiegł z dyżurki, pełnym szoku wzrokiem wiodąc za robiącą hałas trójką. – Panie Horan, co pan…
- Wypisuję się – odkrzyknął Niall, naciskając przycisk wołający windę.
- To wariactwo – syknęła Demi, z trudem hamując łzy. – To jest nienormalne.
- Pierdolona winda – Niall uderzył kulą w metalowe drzwi w momencie, gdy Zayn dogonił ich na korytarzu.
- Nie działa – zauważyła brunetka, z powątpiewaniem patrząc na ilość schodów, jaką mają do pokonania.  – Niall, może jednak zo…
Zayn westchnął, przekładając sobie Nialla przez ramię, po czym zawrócił wzdłuż korytarza ku osłupieniu zarówno Demi jak i pacjentów, którzy zwołani zamieszaniem, wyglądali przez szpary w drzwiach.
- Co ty wyprawiasz, do kurwy nędzy – Horan obrzucał Zayna pięściami, ten jednak nic sobie z tego nie robiąc, skinął na Demi, która ocknęła się, biegnąc za nimi.
- Zayn! Postaw mnie!
- Ja cię tu wniosłem, ja cię stąd wyniosę – syknął Zayn. – Im szybciej tam dotrzemy, tym lepiej.
- Czyli jedziemy do Harry’ego? – na moment blondyn zaprzestał obelg pod adresem przyjaciela, mierząc go z ukosa.
Wtedy też Zayn pchnął drzwi, gdzie znajdowały się schody pożarowe prowadzące bezpośrednio do podziemnego parkingu.
- Musimy zobaczyć co z Harrym albo wyrwę sobie wszystkie włosy z głowy.


____________________


Przepraszam, że jest krótki i wygląda tak, i w sumie nic Wam nie tłumaczy.
Podzieliłam go, bo nie chciałam mieć wyrzutów, że nic nie dostajecie, bo właśnie się dowiedziałam, że nie wiem, czy zdołam coś prędko napisać.
Małe podpowiedzi:
1. Media czasem kłamią, koloryzują bądź mylą fakty ;)
2. Cz. 2 będzie toczyła się 2 godziny przed tutejszymi wydarzeniami.
Przepraszam Was, cz. 2 postaram się dodać jak najszybciej, może jeszcze przed weekendem.
Trzymajcie kciuki, by mi się udało, prywatne sprawy.

PS. Właściwie jak to tak teraz czytam, każdy wątek jest jakimiś mini teaserem do właściwej treści, haha.

5 komentarzy:

  1. Dżizys :o
    Kto jestw tym jebanym szpitalu umieran tu halooo
    A co do czekania - kochana ja mogę czekać nawet 2 miesiące na ten rozdział spoko loko :)
    /@mercinialler

    OdpowiedzUsuń
  2. MALIK AKA NAJLEPSZY BOHATER TEGO ROZDZIAŁU HAHA!

    ZAPIERDOLE CIĘ ZA LEO I TAK!

    CHCE KONTYNUACJĘ I GÓWNO MNIE OBCHODZI CO TY CHCESZ!
    ADI CHCE, ADI DOSTANIE!

    Ktoś jeszcze chce kontynuację? Jak tak to postarajcie się przekonać do tego Kukułkę, bo mnie się oczywiście nie posłucha!

    OdpowiedzUsuń
  3. Osz kurczak co to ma być ? Co z Leo i co ten pacan robi ? Mam nadzieję że o Harrym to nieprawda i wszystko będzie dobrze. Chyba twoja literacka główka nie poniesie Ciebie w jakieś okropności ?
    A co do kontynuacji to zgadzam się z osobą powyżej i musisz ją stworzyć :0

    Cudownych wakacji, odpocznij, nabierz siły :*

    Em

    OdpowiedzUsuń
  4. ej ej ejjjjjjjj za dużo tego wszystkiego na raz no!
    kurna, co z harrym? japierdole
    dobrze że chociaż leo jest już bezpieczny..uf
    wgl gdzie do cholery jest leighton
    pewnie znowu wpierdoli na salony na koniec akcji eh
    i skąd wgl media wiedzą o pers co ..
    horan, podziwiam za chart ducha, ale hcxjhetrw mógłbyś zostać w tym szpitalu no

    a terazzzz :)) wiesz że Cię kochamy, tak? no i dlatego ładnie prosimy o kontynuacje tego jakże przecudownego fica! uratujesz pandy!!1!11!!!

    i tak btw jeśli chodzi o te wolverhampton, uk itp, to mam nadzieje że pojedziemy do birmingham hahaha będzie faaajnieeee lalalalalaaaa @harveyismine

    OdpowiedzUsuń