Cześć!
Minęły dwa tygodnie. Pojawiam się z drugim rozdziałem. Prawdę napisawszy, nie jestem zadowolona, ale nie chciałam przedłużać.
Dziękuję za 10 komentarzy pod pierwszym rozdziałem. Wow! Nie przestawajcie. To naprawdę miłe. Uwielbiam je czytać.
Chciałam tylko zaznaczyć, bo może niektórym ciężko się połapać - opowiadanie toczy się w przyszłości, a konkretnie okolice 2026 roku.
Do napisania! :)
_______________________________________
Retrospekcja
Sobota, 13.11.2010r.
Pierwsze oślepiające promienie wpadały do sypialni przez lekko uchylone
okno. W powietrzu unosił się zapach cynamonu i mięty. Codzienna krzątanina na
parterze zakłócała odpoczynek, odbierając jakiekolwiek szanse na choćby 15 minut
dodatkowej drzemki.
- Dzień dobry.
Harry zaśmiał się do poduszki, chowając twarz w gęstych ciemnych
lokach.
- Wiem, że nie śpisz.
Nim zdążył zareagować, poczuł ciężar przygniatający go od pasa w górę. Przekręcił
głowę, leniwie otwierając oczy.
- Jak ty to robisz? – zwalił Louis’ego na drugą stronę łóżka, podnosząc
się.
- Co masz na myśli? – zmarszczył brwi w ten swój specyficzny sposób. Usiadł
na łóżku, podając mu czerwony kubek z podobizną Kubusia Puchatka. – Jedna
łyżeczka cukru z odrobiną miodu.
Sięgnął po niego, zatapiając wargi w nieco już zimnym płynie.
- Ratujesz mi życie.
Louis zachichotał, przeczesując dłonią niesforne pasma.
- Więc, niby co takiego robię?
- O świcie zachowujesz się, jakbyś połknął SLD – uśmiechnął się, biorąc
następny łyk herbaty.
- SLD to przeżytek – machnął dłonią, wyciągając z szuflady małą
paczuszkę. – Teraz w cenie są Haribo.
- Kretyn – westchnął Harry, podnosząc się z miejsca.
- Może i kretyn, ale jedyny w swoim rodzaju.
- Wielkie ego znów przemawia?
- Harry Styles znów ubrał gacie w krowy? – przedrzeźniał go.
- Louis!
- Okej, okej – podniósł ręce w poddańczym geście. – Próba za pół
godziny. Zagęszczaj ruchy, jeśli nie chcesz się spóźnić. Kolejny raz w tym
tygodniu – szczególnie zaakcentował ostatnie zdanie.
- Nigdy nie budzisz mnie na czas!
- Sporo można się od ciebie dowiedzieć, kiedy śpisz – skierował się do
wyjścia, nie ścierając zwycięskiego uśmiechu z twarzy.
- Ej! – chłopak nie zareagował. – Louis! Gadałem przez sen?!
- Maybe babe... – puścił oczko, wychodząc. Zawahał się na moment, spoglądając
przez ramię na zdezorientowanego Harry’ego. – Zawsze łapiesz przynętę. Tak
łatwo mi się dajesz, Curly. – pokręcił głową z dezaprobatą, opuszczając pokój.
Korek na Middle Street poruszał się
wolniej niż kiedykolwiek. Choć Holmes Chapel nigdy nie należało do ruchliwych
miejsc, nawet tutaj w godzinach szczytu pojawiał się problem ze swobodnym
manewrowaniem za kółkiem.
Harry stukał palcami o
kierownicę, wsłuchując się w radiowe wiadomości. Rzucił okiem na stos papierów,
które powinien przejrzeć jeszcze dziś wieczorem. Potarł zmęczone powieki, dociskając
pedał gazu, gdy długi rząd samochodów przesunął się o parę metrów.
Często zadawał sobie pytanie, na
co mu ten wysiłek. Niejeden facet będący na jego miejscu olałby życie zawodowe,
skoro konto bankowe prezentuje się całkiem przyzwoicie na najbliższe kilkanaście
dekad. Jednak nie należał do tej grupy. Musiał coś robić. Chciał czuć się
potrzebny, nawet kosztem ciągłego braku snu.
Wibracje w kieszeni wyrwały go z
zamyślenia, zmuszając do wyciągnięcia telefonu.
- Styles, słucham?
- Thomas Ratliff z tej strony. Chciałem
tylko poinformować, że mój kolega, Leighton Pevense, wyraził chęć skonsultowania
się z Panem w najbliższy wtorek odnośnie współpracy. Czy ten termin Panu
odpowiada?
- Niech będzie. Powiedz Veronice,
aby wcisnęła go między nagrania z Jamesem Arthurem.
- Oczywiście. Dziękuję. Miłego
weekendu, panie Styles.
- Wzajemnie – nacisnął czerwoną
słuchawkę, rzucając komórkę na siedzenie pasażera. Włączył się do ruchu,
odganiając natrętne myśli na drugi tor. Piosenka niejakiego Leightona nie
dawała mu spokoju. Pragnął omówić z nim kwestię kontraktu z „Chesire East
Records”.
Droga zajęła ponad godzinę. Miasto
rodzinne Harry’ego nie tętniło życiem, za to pobliskie okolice zostały całkowicie
zdegradowane przez wielkie firmy i koncerny brytyjskie. Jego własna wytwórnia
zaliczała się do skromnego grona owocnych przedsiębiorstw stanu Chesire.
Zatrzymał sedana na niewielkim
parkingu przy miejscu wyznaczonego spotkania. Opuścił auto, zablokowując drzwi.
Pomimo upalnego lata, angielskiej
pogodzie nigdy nie należy ufać. Wieczór zapowiadał się chłodno, a cienka kurtka
Harry’ego nie utrzymywała ciepła. Marznąc, ruszył powoli w stronę czarnej
bramy.
Harry uwielbiał to miejsce.
Ulokowane między ogromnymi biurowcami tworzyło z nimi dziwny kontrast. Cisza i
spokój bywały wręcz niedorzeczne, gdy spojrzało się na szczyty niedalekich drapaczy
chmur.
Powłóczając nogami, dotarł do
celu. Rozejrzał się dookoła, a już po chwili jego wzrok pochwycił jasną czuprynę
i biały T-shirt – znaki charakterystyczne dla ich właściciela. Widząc
uśmiechniętą twarz przyjaciela, zdał sobie sprawę, jak bardzo za nim tęsknił.
- Już myślałem, że zapomniałeś – blondyn
podszedł bliżej, chwytając wyższego chłopaka w mocny uścisk. – Mógłbym rzec,
kopę lat – dodał, odsuwając się na odległość wyciągniętej ręki.
- Cieszę się, że napisałeś – nie mogąc
się powstrzymać, przeczesał palcami rozwichrzoną, krótko przyciętą grzywkę Nialla.
- Ktoś musiał zrobić pierwszy
krok, a ty jakoś się nie fatygowałeś – delikatnie uniósł wargi, mijając stare
rdzewiejące wejście na cmentarz.
- Nie odbieraj tego źle –
pospieszył z wyjaśnieniami. – Ja po prostu…
- Wiem, Harry, wiem – wziął
głęboki wdech, wpychając ręce do kieszeni. – Ale… - zająknął się, uważnie
przyglądając się ciemnowłosemu. – Mógłbyś czasem zadzwonić. Dać… - skrzywił
się. – Dać znać, że pamiętasz.
- Niall, nigdy nie zapomnę.
- Nie chodzi mi o to, że wciąż
widujesz nas w mediach. A przynajmniej Liama. Po prostu zależałoby mi, abyś nie
odcinał się aż tak. To wszystko – wzruszył ramionami, patrząc przed siebie.
Harry zagryzł wargę. Opuścił
głowę, uważnie lustrując brukowaną kostkę chodnikową.
- Przepraszam – szepnął po chwili
napiętego milczenia. – Na waszym miejscu pewnie czułbym się tak samo. Stary
zrzęda Styles zakneblował się na wsi – prychnął. – Ja chyba… - zamknął usta,
ruszając za Niallem wzdłuż szeregu nagrobków. Kiedy stanęli przed tym
właściwym, szmaragdowymi tęczówkami przyjrzał się kolorowemu kawałkowi granitu.
– Ja chyba ciągle nie dałem sobie z tym rady, Niall – odwrócił głowę, by
odnaleźć zmartwione spojrzenie Irlandczyka.
- Martwimy się o ciebie. Wszyscy.
Wiemy, że przeżyłeś to mocniej, ale… Na miłość boską, Harry! – podniósł głos. -
Minęło dwanaście lat. To chyba najwyższa
pora, aby coś z tym zrobić. Daj sobie pomóc. Choć trochę – gestykulował zawzięcie,
próbując nie krzyczeć.
Westchnął głośno, wyjmując
papierosa.
Harry wpatrywał się w
przyjaciela, klękając i pocierając zziębnięte kończyny.
- Palisz?
- Okazjonalnie – bąknął,
zaciągając się. Powietrze od razu wypełnił zapach nikotyny. - Harry? – spytał
niepewnie. – Marzę, aby spotkać się z tobą i wreszcie porozmawiać jak kiedyś. Zawsze
będę tu dla ciebie, jeśli dzieje się źle, ale problem tkwi w tym, czy kiedykolwiek
jest dobrze?
Harry nie odpowiadał.
Nieprzerwanie wpatrywał się w nagrobek. Niedoczekawszy się odpowiedzi, Niall
kontynuował. - Widzimy się raz na dwa, trzy miesiące. Gdybym nie dzwonił,
pewnie obeszłoby się bez tych sporadycznych kaw w „Cafe Costa”. Nie kłamałem,
mówiąc, że rozumiem, bo tak jest, Harry. Naprawdę tak jest, ale…
- Nie rozumiesz, Niall – zaprzeczył
niespodziewanie. – Ja sam nie rozumiem. Obawiam się, że taki ktoś się jeszcze
nie narodził.
Zamilkli. Jedyny słyszalny dźwięk
sączył się z niedopałka upuszczonego przez Nialla.
- Niall? – Horan uważnie
przyjrzał się strapionej twarzy Harry’ego. – Proszę, nie poruszajmy tej kwestii.
Nie teraz. Nie tutaj.
- To chyba najbardziej
odpowiednie miejsce, Harry. Dziś możemy dać sobie spokój, ale ja się nie poddam
tak łatwo – skwitował, stając z nim ramię w ramię - Następnym razem przyjedzie Zayn,
a wtedy się nie wywiniesz – rzucił, wywołując uśmiech w nich obojga.
- Bradford Bad Boy szykuje na
mnie atak?
- W towarzystwie naszej gwiazdy.
Za to Harry cenił sobie Nialla. Po
mocnej wymianie zdań potrafił obrócić wszystko w taki sposób, byle zająć go
jakimś miłym tematem.
- Liam przybędzie ze szczytu
swojej listy przebojów? Nie do wiary. Ja to mam tupet.
- Oh, Styles – westchnął blondyn.
– To słowa całkowicie pozbawione taktu, ale wpędzisz mnie do grobu.
Nim zdążył rozważyć ten głupi
żart, złożył siarczysty policzek na twarzy przyjaciela.
- Tak sądziłem, że to zła
decyzja.
Harry pokiwał głową z rezygnacją,
obejmując Horana ramieniem.
- Ściemnia się. Jedźmy do mnie.
Leo się ucieszy.
- Chętnie – odwzajemnił uśmiech
Stylesa, człapiąc za nim w stronę parkingu.
Ostatni raz odwrócili się do
nagrobka.
- Byłby z ciebie dumny.
- Co? – Niall skrzywił brwi w
dezorientacji.
- Jego charyzma spadła na ciebie.
- Pieprzysz.
- A jednak.
Zaśmiali się, kiedy ostatni raz
przejeżdżali wzrokiem po wyraźnie wykaligrafowanych literach.
Louis William Tomlinson
24.12.1991 – 01.02.2014
“Live fast, have fun
and be a bit mischievous.”
JESTEŚ KURWA MARTWA I CHUJ MNIE OBCHODZI, ŻE MNIE ZAMKNĄŁ, CO TO DO KURWY NĘDZY JEST?!
OdpowiedzUsuń"Louis William Tomlinson
24.12.1991 – 01.02.2014"
CO TO MA KURWA BYĆ?!
Ja, najpierw zastosuje tortury, a potem Cię zabije! Serio!
Czytam sobie rozdział, wszystko pięknie, ładnie, a tu kurwa co?! Posiekam Cę na kawałki za to! Niech no ja Cię tylko dorwę!
I tak to ta moje Hitlerowska strona się odezwała! xd
PS. Bój się!
Agnes z przyjemnością pomogę
UsuńNa stos !
Nie wiem jak to zrobisz ale Lou ma zmartwychwstać. Dziękuję. Dobranoc
No to jest nas dwie :)
UsuńKLAUDIA SZYKUJ SIĘ! IDZIEMY PO CIEBIE!
ja też pomogę, niech to się okaże jakimś żartem albo nie wiem czym ale Lou na ożyć !!!
UsuńPrzeciez to kurwa 1 rozdzial, a ja juz placze... jeszcze do tego bd sie stresowac az do 1.02 LOU MA ŻYC I HUJ MNIE TO OBCHODZI!
Usuńczemu Lou nie żyje? :"C nie tylko nie to... nienawidzę kiedy ktoś pisze, że któryś z nich umarł...;'c
OdpowiedzUsuńkocham cię xx
Ojjj chcialas opinie to masz !
OdpowiedzUsuńNormalnie rozdzial jest swietny tylko tak na poczatku myslalam kto umarl a to Louis...no i jakos sie mi przykro zrobilo,ze on :c
Ciekawe jak to sie dalej potoczy :* Czekam na nastepny @gabka17 x
Nareszcie <3 bardzo trafne dobranie imion bohaterów :p
OdpowiedzUsuńLou nie żyje? :( nie nie nie.. rozdział fantastyczny ale trochę przykro kc <3 @iAmYourError czekam dalej xx
OdpowiedzUsuńto twoje opowiadanie jest niesamowite, ale szkoda, że Louis nie żyje ;c
OdpowiedzUsuńdodaj szybko następny <3
Dziś zaczęłam czytać ten blog i już go kocham <333
OdpowiedzUsuńAle Jak to Lou nie żyje ?? ;__; Smutno ;(
Będę szczera. Wchodząc na tego bloga nie spodziewałam się wiele, ale wystarczyło, że przeczytałam kilka pierwszych zdań prologu i od razu zmieniłam zdanie. Dziewczyno, ty masz ogromny talent! Twój styl pisania jest niesamowity, chociaż jak dla mnie trochę za bardzo literacki, ale nadal niesamowity! Dobra, pogubiłam się xD
OdpowiedzUsuńHistoria bardzo mnie zaciekawiła, szczególnie po tym jak dowiedziałam się, że Louis nie żyje ;c No, ale skoro to fanfic o Larrym to liczę, że ktoś jedynie upozorował jego śmierć ;>>
Pozdrawiam i życzę weny
@luvmyjusten
P.S - tak na przyszłość, pisze się Louisa, nie Louis'ego :)
Imię Louis wymawia się LUI, nie LUIS, więc poprawna odmiana wg mnie to LUIEGO, nie LUISA. :)
UsuńDziękuję bardzo za miłe słowa!
Twoję opowiadanie jest świetne.
OdpowiedzUsuńKocham je.
ojakzsyssbsiaoanduxans *.* fantastyczny! ale śmierć Louiego... aż mi się slabo zrobiło :c kocham ten blog<3 informuj mnie o kolejnych rozdziałach na tt okej? @styleswishes96
OdpowiedzUsuńzapraszam do sb : www.dont-let-me-go-imaginy-one-direction.blogspot.com
super pomysł za bloga :) ale nie strasz ! x
OdpowiedzUsuńTak myślałam , że to Loui umarł, ale mam nadzieję, że to nie prawda
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja zauwazylam ze Louis zmarł 01.02. czyli w urodziny Harrego ? ;((( Uwielbiam to opowiadanie :**
OdpowiedzUsuńO kurcze. No kurcze jeśli doprowadzisz mnie do płaczu to Ci tego nie wybaczę :c
OdpowiedzUsuń