środa, 24 lipca 2013

Rozdział 2

Cześć!
Minęły dwa tygodnie. Pojawiam się z drugim rozdziałem. Prawdę napisawszy, nie jestem zadowolona, ale nie chciałam przedłużać. 
Dziękuję za 10 komentarzy pod pierwszym rozdziałem. Wow! Nie przestawajcie. To naprawdę miłe. Uwielbiam je czytać.
Chciałam tylko zaznaczyć, bo może niektórym ciężko się połapać - opowiadanie toczy się w przyszłości, a konkretnie okolice 2026 roku. 
Do napisania! :)

_______________________________________


Retrospekcja

Sobota, 13.11.2010r.

Pierwsze oślepiające promienie wpadały do sypialni przez lekko uchylone okno. W powietrzu unosił się zapach cynamonu i mięty. Codzienna krzątanina na parterze zakłócała odpoczynek, odbierając jakiekolwiek szanse na choćby 15 minut dodatkowej drzemki.
- Dzień dobry.
Harry zaśmiał się do poduszki, chowając twarz w gęstych ciemnych lokach.
- Wiem, że nie śpisz.
Nim zdążył zareagować, poczuł ciężar przygniatający go od pasa w górę. Przekręcił głowę, leniwie otwierając oczy.
- Jak ty to robisz? – zwalił Louis’ego na drugą stronę łóżka, podnosząc się.
- Co masz na myśli? – zmarszczył brwi w ten swój specyficzny sposób. Usiadł na łóżku, podając mu czerwony kubek z podobizną Kubusia Puchatka. – Jedna łyżeczka cukru z odrobiną miodu.
Sięgnął po niego, zatapiając wargi w nieco już zimnym płynie.
- Ratujesz mi życie.
Louis zachichotał, przeczesując dłonią niesforne pasma.
- Więc, niby co takiego robię?
- O świcie zachowujesz się, jakbyś połknął SLD – uśmiechnął się, biorąc następny łyk herbaty.
- SLD to przeżytek – machnął dłonią, wyciągając z szuflady małą paczuszkę. – Teraz w cenie są Haribo.
- Kretyn – westchnął Harry, podnosząc się z miejsca.
- Może i kretyn, ale jedyny w swoim rodzaju.
- Wielkie ego znów przemawia?
- Harry Styles znów ubrał gacie w krowy? – przedrzeźniał go.
- Louis!
- Okej, okej – podniósł ręce w poddańczym geście. – Próba za pół godziny. Zagęszczaj ruchy, jeśli nie chcesz się spóźnić. Kolejny raz w tym tygodniu – szczególnie zaakcentował ostatnie zdanie.
- Nigdy nie budzisz mnie na czas!
- Sporo można się od ciebie dowiedzieć, kiedy śpisz – skierował się do wyjścia, nie ścierając zwycięskiego uśmiechu z twarzy.
- Ej! – chłopak nie zareagował. – Louis! Gadałem przez sen?!
- Maybe babe... – puścił oczko, wychodząc. Zawahał się na moment, spoglądając przez ramię na zdezorientowanego Harry’ego. – Zawsze łapiesz przynętę. Tak łatwo mi się dajesz, Curly. – pokręcił głową z dezaprobatą, opuszczając pokój.


Korek na Middle Street poruszał się wolniej niż kiedykolwiek. Choć Holmes Chapel nigdy nie należało do ruchliwych miejsc, nawet tutaj w godzinach szczytu pojawiał się problem ze swobodnym manewrowaniem za kółkiem.
Harry stukał palcami o kierownicę, wsłuchując się w radiowe wiadomości. Rzucił okiem na stos papierów, które powinien przejrzeć jeszcze dziś wieczorem. Potarł zmęczone powieki, dociskając pedał gazu, gdy długi rząd samochodów przesunął się o parę metrów.
Często zadawał sobie pytanie, na co mu ten wysiłek. Niejeden facet będący na jego miejscu olałby życie zawodowe, skoro konto bankowe prezentuje się całkiem przyzwoicie na najbliższe kilkanaście dekad. Jednak nie należał do tej grupy. Musiał coś robić. Chciał czuć się potrzebny, nawet kosztem ciągłego braku snu.
Wibracje w kieszeni wyrwały go z zamyślenia, zmuszając do wyciągnięcia telefonu.
- Styles, słucham?
- Thomas Ratliff z tej strony. Chciałem tylko poinformować, że mój kolega, Leighton Pevense, wyraził chęć skonsultowania się z Panem w najbliższy wtorek odnośnie współpracy. Czy ten termin Panu odpowiada?
- Niech będzie. Powiedz Veronice, aby wcisnęła go między nagrania z Jamesem Arthurem.
- Oczywiście. Dziękuję. Miłego weekendu, panie Styles.
- Wzajemnie – nacisnął czerwoną słuchawkę, rzucając komórkę na siedzenie pasażera. Włączył się do ruchu, odganiając natrętne myśli na drugi tor. Piosenka niejakiego Leightona nie dawała mu spokoju. Pragnął omówić z nim kwestię kontraktu z „Chesire East Records”.
Droga zajęła ponad godzinę. Miasto rodzinne Harry’ego nie tętniło życiem, za to pobliskie okolice zostały całkowicie zdegradowane przez wielkie firmy i koncerny brytyjskie. Jego własna wytwórnia zaliczała się do skromnego grona owocnych przedsiębiorstw stanu Chesire.
Zatrzymał sedana na niewielkim parkingu przy miejscu wyznaczonego spotkania. Opuścił auto, zablokowując drzwi.
Pomimo upalnego lata, angielskiej pogodzie nigdy nie należy ufać. Wieczór zapowiadał się chłodno, a cienka kurtka Harry’ego nie utrzymywała ciepła. Marznąc, ruszył powoli w stronę czarnej bramy.
Harry uwielbiał to miejsce. Ulokowane między ogromnymi biurowcami tworzyło z nimi dziwny kontrast. Cisza i spokój bywały wręcz niedorzeczne, gdy spojrzało się na szczyty niedalekich drapaczy chmur.
Powłóczając nogami, dotarł do celu. Rozejrzał się dookoła, a już po chwili jego wzrok pochwycił jasną czuprynę i biały T-shirt – znaki charakterystyczne dla ich właściciela. Widząc uśmiechniętą twarz przyjaciela, zdał sobie sprawę, jak bardzo za nim tęsknił.
- Już myślałem, że zapomniałeś – blondyn podszedł bliżej, chwytając wyższego chłopaka w mocny uścisk. – Mógłbym rzec, kopę lat – dodał, odsuwając się na odległość wyciągniętej ręki.
- Cieszę się, że napisałeś – nie mogąc się powstrzymać, przeczesał palcami rozwichrzoną, krótko przyciętą grzywkę Nialla.
- Ktoś musiał zrobić pierwszy krok, a ty jakoś się nie fatygowałeś – delikatnie uniósł wargi, mijając stare rdzewiejące wejście na cmentarz.
- Nie odbieraj tego źle – pospieszył z wyjaśnieniami. – Ja po prostu…
- Wiem, Harry, wiem – wziął głęboki wdech, wpychając ręce do kieszeni. – Ale… - zająknął się, uważnie przyglądając się ciemnowłosemu. – Mógłbyś czasem zadzwonić. Dać… - skrzywił się. – Dać znać, że pamiętasz.
- Niall, nigdy nie zapomnę.
- Nie chodzi mi o to, że wciąż widujesz nas w mediach. A przynajmniej Liama. Po prostu zależałoby mi, abyś nie odcinał się aż tak. To wszystko – wzruszył ramionami, patrząc przed siebie.
Harry zagryzł wargę. Opuścił głowę, uważnie lustrując brukowaną kostkę chodnikową.
- Przepraszam – szepnął po chwili napiętego milczenia. – Na waszym miejscu pewnie czułbym się tak samo. Stary zrzęda Styles zakneblował się na wsi – prychnął. – Ja chyba… - zamknął usta, ruszając za Niallem wzdłuż szeregu nagrobków. Kiedy stanęli przed tym właściwym, szmaragdowymi tęczówkami przyjrzał się kolorowemu kawałkowi granitu. – Ja chyba ciągle nie dałem sobie z tym rady, Niall – odwrócił głowę, by odnaleźć zmartwione spojrzenie Irlandczyka.
- Martwimy się o ciebie. Wszyscy. Wiemy, że przeżyłeś to mocniej, ale… Na miłość boską, Harry! – podniósł głos. -  Minęło dwanaście lat. To chyba najwyższa pora, aby coś z tym zrobić. Daj sobie pomóc. Choć trochę – gestykulował zawzięcie, próbując nie krzyczeć.
Westchnął głośno, wyjmując papierosa.
Harry wpatrywał się w przyjaciela, klękając i pocierając zziębnięte kończyny.
- Palisz?
- Okazjonalnie – bąknął, zaciągając się. Powietrze od razu wypełnił zapach nikotyny. - Harry? – spytał niepewnie. – Marzę, aby spotkać się z tobą i wreszcie porozmawiać jak kiedyś. Zawsze będę tu dla ciebie, jeśli dzieje się źle, ale problem tkwi w tym, czy kiedykolwiek jest dobrze?
Harry nie odpowiadał. Nieprzerwanie wpatrywał się w nagrobek. Niedoczekawszy się odpowiedzi, Niall kontynuował. - Widzimy się raz na dwa, trzy miesiące. Gdybym nie dzwonił, pewnie obeszłoby się bez tych sporadycznych kaw w „Cafe Costa”. Nie kłamałem, mówiąc, że rozumiem, bo tak jest, Harry. Naprawdę tak jest, ale…
- Nie rozumiesz, Niall – zaprzeczył niespodziewanie. – Ja sam nie rozumiem. Obawiam się, że taki ktoś się jeszcze nie narodził.
Zamilkli. Jedyny słyszalny dźwięk sączył się z niedopałka upuszczonego przez Nialla.
- Niall? – Horan uważnie przyjrzał się strapionej twarzy Harry’ego. – Proszę, nie poruszajmy tej kwestii. Nie teraz. Nie tutaj.
- To chyba najbardziej odpowiednie miejsce, Harry. Dziś możemy dać sobie spokój, ale ja się nie poddam tak łatwo – skwitował, stając z nim ramię w ramię - Następnym razem przyjedzie Zayn, a wtedy się nie wywiniesz – rzucił, wywołując uśmiech w nich obojga.
- Bradford Bad Boy szykuje na mnie atak?
- W towarzystwie naszej gwiazdy.
Za to Harry cenił sobie Nialla. Po mocnej wymianie zdań potrafił obrócić wszystko w taki sposób, byle zająć go jakimś miłym tematem.
- Liam przybędzie ze szczytu swojej listy przebojów? Nie do wiary. Ja to mam tupet.
- Oh, Styles – westchnął blondyn. – To słowa całkowicie pozbawione taktu, ale wpędzisz mnie do grobu.
Nim zdążył rozważyć ten głupi żart, złożył siarczysty policzek na twarzy przyjaciela.
- Tak sądziłem, że to zła decyzja.
Harry pokiwał głową z rezygnacją, obejmując Horana ramieniem.
- Ściemnia się. Jedźmy do mnie. Leo się ucieszy.
- Chętnie – odwzajemnił uśmiech Stylesa, człapiąc za nim w stronę parkingu.
Ostatni raz odwrócili się do nagrobka.
- Byłby z ciebie dumny.
- Co? – Niall skrzywił brwi w dezorientacji.
- Jego charyzma spadła na ciebie.
- Pieprzysz.
- A jednak.
Zaśmiali się, kiedy ostatni raz przejeżdżali wzrokiem po wyraźnie wykaligrafowanych literach.


Louis William Tomlinson
24.12.1991 – 01.02.2014
“Live fast, have fun and be a bit mischievous.”

19 komentarzy:

  1. JESTEŚ KURWA MARTWA I CHUJ MNIE OBCHODZI, ŻE MNIE ZAMKNĄŁ, CO TO DO KURWY NĘDZY JEST?!
    "Louis William Tomlinson
    24.12.1991 – 01.02.2014"
    CO TO MA KURWA BYĆ?!
    Ja, najpierw zastosuje tortury, a potem Cię zabije! Serio!
    Czytam sobie rozdział, wszystko pięknie, ładnie, a tu kurwa co?! Posiekam Cę na kawałki za to! Niech no ja Cię tylko dorwę!
    I tak to ta moje Hitlerowska strona się odezwała! xd
    PS. Bój się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnes z przyjemnością pomogę
      Na stos !
      Nie wiem jak to zrobisz ale Lou ma zmartwychwstać. Dziękuję. Dobranoc

      Usuń
    2. No to jest nas dwie :)
      KLAUDIA SZYKUJ SIĘ! IDZIEMY PO CIEBIE!

      Usuń
    3. ja też pomogę, niech to się okaże jakimś żartem albo nie wiem czym ale Lou na ożyć !!!

      Usuń
    4. Przeciez to kurwa 1 rozdzial, a ja juz placze... jeszcze do tego bd sie stresowac az do 1.02 LOU MA ŻYC I HUJ MNIE TO OBCHODZI!

      Usuń
  2. czemu Lou nie żyje? :"C nie tylko nie to... nienawidzę kiedy ktoś pisze, że któryś z nich umarł...;'c
    kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojjj chcialas opinie to masz !
    Normalnie rozdzial jest swietny tylko tak na poczatku myslalam kto umarl a to Louis...no i jakos sie mi przykro zrobilo,ze on :c
    Ciekawe jak to sie dalej potoczy :* Czekam na nastepny @gabka17 x

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie <3 bardzo trafne dobranie imion bohaterów :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Lou nie żyje? :( nie nie nie.. rozdział fantastyczny ale trochę przykro kc <3 @iAmYourError czekam dalej xx

    OdpowiedzUsuń
  6. to twoje opowiadanie jest niesamowite, ale szkoda, że Louis nie żyje ;c
    dodaj szybko następny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziś zaczęłam czytać ten blog i już go kocham <333
    Ale Jak to Lou nie żyje ?? ;__; Smutno ;(

    OdpowiedzUsuń
  8. Będę szczera. Wchodząc na tego bloga nie spodziewałam się wiele, ale wystarczyło, że przeczytałam kilka pierwszych zdań prologu i od razu zmieniłam zdanie. Dziewczyno, ty masz ogromny talent! Twój styl pisania jest niesamowity, chociaż jak dla mnie trochę za bardzo literacki, ale nadal niesamowity! Dobra, pogubiłam się xD
    Historia bardzo mnie zaciekawiła, szczególnie po tym jak dowiedziałam się, że Louis nie żyje ;c No, ale skoro to fanfic o Larrym to liczę, że ktoś jedynie upozorował jego śmierć ;>>
    Pozdrawiam i życzę weny
    @luvmyjusten

    P.S - tak na przyszłość, pisze się Louisa, nie Louis'ego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imię Louis wymawia się LUI, nie LUIS, więc poprawna odmiana wg mnie to LUIEGO, nie LUISA. :)
      Dziękuję bardzo za miłe słowa!

      Usuń
  9. Twoję opowiadanie jest świetne.
    Kocham je.

    OdpowiedzUsuń
  10. ojakzsyssbsiaoanduxans *.* fantastyczny! ale śmierć Louiego... aż mi się slabo zrobiło :c kocham ten blog<3 informuj mnie o kolejnych rozdziałach na tt okej? @styleswishes96
    zapraszam do sb : www.dont-let-me-go-imaginy-one-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. super pomysł za bloga :) ale nie strasz ! x

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak myślałam , że to Loui umarł, ale mam nadzieję, że to nie prawda

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy tylko ja zauwazylam ze Louis zmarł 01.02. czyli w urodziny Harrego ? ;((( Uwielbiam to opowiadanie :**

    OdpowiedzUsuń
  14. O kurcze. No kurcze jeśli doprowadzisz mnie do płaczu to Ci tego nie wybaczę :c

    OdpowiedzUsuń